poniedziałek, 31 października 2022
Ks. Jan Twardowski: Żal
niedziela, 30 października 2022
[KOMENTARZ] To nie był przypadek
Uprzednia miłość Pana to coś na co warto odpowiedzieć natychmiast, bez wątpienia i nawet za cenę zrobienia z siebie głupka. To coś, w co nigdy nie powinniśmy wątpić, a wciąż tak trudno nam w nią uwierzyć...
TO NIE BYŁ PRZYPADEK
Kiedy Jezus mówi, że "powinien", "trzeba Mu", "musi" (gr. "dei") zatrzymać się w domu Zacheusza w gościnę, da to z pewnością bohaterowi dzisiejszej Ewangelii dużo do myślenia. Okaże się bowiem, że jego starania by zobaczyć Jezusa w jakiś niewytłumaczalny sposób zbiegły się z odwiecznymi planami Boga, który przechodząc przez Jerycho będące w tamtych czasach dużym miastem, mając do wyboru tak wiele miejsc, zaplanował swój odpoczynek właśnie u Zacheusza.
"Ale dlaczego ja? Czym na to zasłużyłem?" - mógłby powiedzieć Zacheusz. "Przecież nie jestem jestem jeszcze nawrócony! Jeszcze nie podjąłem żadnej decyzji wyjścia z mojego grzechu! Jeszcze nie rozliczyłem się z tymi, których okradłem...".
UPRZEDNIA MIŁOŚĆ
No właśnie! To doświadczenie Zacheusza nazywa się UPRZEDNIĄ MIŁOŚCIĄ BOGA. Wydarzenie, które spotkało zwierzchnika celników jest ilustracją prawdziwości tego, co Bóg mówi o sobie i swojej miłości.
Jest to miłość, która kocha odwiecznie - "Ukochałem cię odwieczną miłością" (Jr 31, 1). Kocha nawet wtedy gdy człowiek grzeszy i zanim jeszcze się nawróci - "Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami" (Rz 5, 8). Jest to miłość, na którą nie trzeba zasługiwać, bo jest ona zawsze pierwsza - "Bóg sam pierwszy nas umiłował" (1 J 4, 9). Jest to miłość, która nawet gdy jest odrzucana, nie rezygnuje z człowieka i wciąż przychodzi do niego - "Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło" (Łk 19, 10).
KIEDY TEJ MIŁOŚCI NIE CZUJĘ, NIE WIERZĘ LUB SIĘ LĘKAM...
Słowo Pana Słowem Pana, ale co my myślimy o Jego miłości? Bywa przecież tak, że kiedy nie czuję tej miłości, tracę jej pewność. Bywa, że znając swoje grzechy, nie dowierzam, że Bóg dziś, właśnie w tej chwili mojego życia nie gniewa się na mnie, tylko kocha mnie tak, jak wtedy, gdy mnie stworzył. Bywa również tak, że mając do wyboru jakieś bliższe dobra (np. pieniądze czy ziemską lecz grzeszną miłość), wybiorę "bliższą ciału koszulę", czyli to co w danej chwili ja sam uważam za zaspokajające moje tęsknoty i potrzeby.
Spróbuj w takich kryzysowych momentach przypominać sobie kilka prawd objawiających się w dzisiejszej Ewangelii.
✔ Jeśli mając przed oczami swój grzech, nie wierzysz, że w danej chwili Bóg ma wielkie pragnienie spotkania się z tobą - takim, jaki jesteś, a nie dopiero gdy się nawrócisz, patrz na historię Zacheusza i ten wewnętrzny przymus, który płonie w sercu Jezusa, aby spośród wszystkich mieszkańców twojej miejscowości przyjść właśnie do ciebie - nieidealnego, grzesznego, z nierozliczoną przeszłością i nawet bez chęci zmian swojego życia w danej chwili.
✔ Jeśli myślisz, że dopiero gdy się nawrócisz Bóg okaże ci swoją łaskawość - zwróć uwagę na słowa Jezusa "DZIŚ zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama". Dziś, czyli w momencie spotkania z Jezusem i wpuszczenia Go do swojego domu. Gdy odważysz się na ten krok, doświadczysz Jego uprzedniej miłości - miłości za darmo, która kocha człowieka jeszcze nienawróconego. Dopiero takie doświadczenie otwiera serce na zmianę postępowania. O to spotkanie będzie zawsze toczyć się walka. Będziesz miał milion pokus, aby nie podjąć modlitwy, nie wziąć do ręki Słowa Bożego, nie pójść do spowiedzi, czy nie pojechać na jakieś rekolekcje. Jeśli przełamiesz się - spotkasz Miłość, która cię poszukiwała i tęskniła za Tobą od początku świata.
✔ Jeśli masz "wkręty", że nie jesteś godzien takiego spotkania lub że Jezus będzie się gniewał po tym co zrobiłeś, pamiętaj o Jego słowach, kto tak naprawdę potrzebuje uzdrowienia. Jezus jest lekarzem i ratownikiem, a dopiero potem sędzią. Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Jeśli masz się źle - jesteś pierwszym, który ma prawo ze śmiałością wzywać Boskiego Lekarza serc, a nie lękać się Go.
Jezus dziś po raz kolejny przechodzi, aby odnaleźć i ocalić to, co Mu się zagubiło. Przechodzi już nie przez Jerycho, ale przez ten dzień - Jego święty dzień, twój dzień. Czy zrobisz jakiś minimalny krok w Jego stronę, aby odkryć, że chce On zatrzymać się u ciebie?
- Ks. Piotr Spyra
sobota, 29 października 2022
Ładna definicja czasu
Czas jest powolny, gdy czekasz.
Czas jest szybki, gdy się spóźniasz.
Czas jest zabójczy, gdy jesteś smutny.
Czas jest krótki, kiedy jesteś szczęśliwy.
Czas jest nieskończony, gdy odczuwasz ból.
Czas jest długi, kiedy czujesz się znudzony.
Za każdym razem czas jest określony przez Twoje uczucia i Twoje warunki psychiczne, a nie przez zegary...
___
Źródło: Internet
piątek, 28 października 2022
czwartek, 27 października 2022
[WYWIAD] Po co przestrzegać przepisów?
I w końcu wywiad sprzed kilku tygodni - o nowych przepisach - doczekał się publikacji. Przy okazji zachęcam też do tego, aby nie korzystać ze smartfona podczas przechodzenia przez ulicę. Jakiś czas temu w Katowicach zobaczyłam przed przejściem dla pieszych napis: "Odłóż telefon i żyj!". Na pytania odpowiada nadkom. Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji 🚔
Panie Nadkomisarzu, w jakim celu została wprowadzona druga już w tym roku nowelizacja ustawy Prawo o ruchu drogowym?
Jedną z kluczowych zmian, które miały miejsce w ostatnim czasie, była istotna zmiana brzmienia Artykułu 13 Ustawy Prawo o ruchu drogowym. Do tej pory artykuł ten dotyczył sytuacji przechodzenia przez jezdnię, natomiast od 1 czerwca 2021 roku otrzymał brzmienie: „§ Pieszy wchodzący na jezdnię lub torowisko albo przechodzący przez jezdnię lub torowisko jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz, z zastrzeżeniem ust. 2 i 3, korzystać z przejścia dla pieszych. Pieszy znajdujący się na tym przejściu ma pierwszeństwo przed pojazdem.” Celem zmiany było więc nie tyle wprowadzenie pierwszeństwa pieszych na pasach, bo pierwszeństwo przed pojazdem - z wyłączeniem tramwajów - obowiązywało już wcześniej, ale rozszerzenie przepisu o pojęcie wchodzenia na jezdnię, co miało zwiększyć bezpieczeństwo pieszych. Nowe przepisy dotyczące przejścia dla pieszych według dotychczasowych analiz przyniosły oczekiwany efekt.
Kolejne zmiany – szczególnie przez kwotę na mandacie – może przyczynią się do traktowania przepisów serio?
Kolejne zmiany mają wprowadzić regulacje, które mają na celu zachęcić kierowców do przestrzegania przepisów m.in. na przejściach dla pieszych. Należy podkreślić ze w zdecydowanej większości zdarzeń z udziałem pieszych w rejonie przejścia dla pieszych ich sprawcami są bowiem kierujący pojazdami. Szczególnie po 17 września warto zauważyć wysokość grzywien, które będą obowiązywać w związku z tzw. recydywą, czyli powtórnym złamaniem tej samej zasady. Jeśli kierowca kolejny raz nie ustąpi pierwszeństwa pieszemu, który znajduje się na pasach lub wchodzi na nie, naraża się na mandat w wysokości 3 tys. zł. Pierwsze złamanie tych przepisów wiąże się już dziś z mandatem w wysokości 1500 zł. Nowelizacja wprowadziła również wiele zmian, których efektem jest dodanie kar lub zmiana ich wysokości za złamanie przepisów przez pieszych. Szczególnie wysoką grzywnę, bo 2 tys. zł wprowadzono dla pieszych, którzy wejdą na torowisko, gdy zapory lub półzapory są opuszczone lub rozpoczęto ich opuszczanie.
Zmiany wprowadzone od 1 czerwca to także zachowanie "bezpiecznej odległości" przed pojazdem, który jedzie przed nami. Skąd mamy wiedzieć czy odległość, którą zachowujemy - jest bezpieczna?
Przepis, który reguluje bezpieczny odstęp od poprzedzającego pojawił się, ponieważ jazda na zderzaku to jeden z głównych błędów polskich kierowców, szczególnie na drogach szybkiego ruchu. Kierując pojazdem, podczas jazdy po autostradzie lub drodze ekspresowej, kierujący ma obowiązek utrzymywać odstęp od poprzedzającego pojazdu wynoszący minimum połowę prędkości z jaką jedzie wyrażony w metrach. Kierowca jadący 100 km/h musi jechać 50 m za poprzedzającym samochodem, 120 km/h – 60 m, 140 km/h – 70 m. Od tej zasady jest jeden wyjątek - przypadki, w których kierujący pojazdem wykonuje manewr wyprzedzania. Najprostszą metodą określenia bezpiecznego odstępu jest tzw. jazda na słupki. Przy każdej drodze ustawione są biało-czerwone słupki informacyjne, które rozlokowano co 100 metrów. To z nich można odczytać na którym kilometrze i metrze trasy się znajdujemy. Mogą też posłużyć do określania odległości od auta poprzedzającego. Skoro minimalna odległość na autostradzie wynosi 70 metrów (dzielimy 140 km/h na dwa), to powinniśmy jechać w mniej więcej 3/4 odległości między słupkami. Dla pewności zawsze można zostawić sobie trochę więcej miejsca. Trzeba uświadomić sobie, że przeciętny pojazd jadący 50 km/h podczas samej reakcji kierowcy na zagrożenie przebędzie prawie 14 metrów a doliczając pozostałe składowe takie jak czas uruchomienia układu hamulcowego oraz „właściwe” hamowanie droga zatrzymania wyniesie około 22 metrów. Przy prędkości 100 km/h cały proces skończy się po …. około 90 metrach.
Dziś, kiedy mamy szybkie samochody, nienajgorsze drogi, znamy swoje umiejętności, chcemy szybko dojechać do celu, a tu nagle zachowanie "bezpiecznej odległości"... Dlaczego jest aż tak ważne?
Świadomy kierowca nie zada takiego pytania. Na drodze nie jesteśmy sami i trzeba pamiętać, że zastosowanie się do tych wszystkich zasad pozwoli uniknąć co najmniej tych najpoważniejszych, tragicznych zdarzeń. Za kierownicą innego pojazdu może siedzieć mniej sprawny i wprawny kierowca, a na drodze pojawić się wiele sytuacji awaryjnych, np. zbłąkane spłoszone zwierzę. Tylko na autostradach w 2021 roku z powodu niezachowania bezpiecznej odległości między pojazdami w 96 wypadkach zginęło 13 osób, a 123 zostały ranne.
Na jakiej podstawie możemy dostać mandat? Jak policjanci mierzą dystans między samochodami?
Przede wszystkim pamiętajmy, że nie tylko policjanci są uprawnieni do kontroli ruchu drogowego. Organoleptyczna ocena ewidentnych przypadków łamania przepisów w tym zakresie nie jest trudna i taki kierujący może zostać zatrzymany do kontroli oraz spodziewać się konsekwencji. Natomiast urządzeniem używanym w policji dysponującym funkcjonalnością pomiaru odległości między pojazdami jest laserowy miernik LTI 20/20 TruCam. Są to urządzenia przede wszystkim do ręcznego pomiaru prędkości, więc pomiar taki jest możliwy jedynie w wyznaczonych i bezpiecznych zarówno dla funkcjonariuszy jak i kierowców miejscach. Od momentu wejścia w życie nowych przepisów jako dowód jazdy na zderzaku traktowane mogą być też inne materiały. Do jednostek policji w całym kraju na wojewódzkie skrzynki "Stop agresji drogowej" nadsyłane są m.in. nagrania z indywidualnych prywatnych rejestratorów jazdy. Nakładanie grzywien w postaci mandatów karnych regulują przepisy odpowiedniego rozporządzenia – powszechnie nazywanego przez kierowców taryfikatorem.
Tyle, że nie każda interwencja policjantów musi zakończyć się mandatem?
Oczywiście, że nie każda interwencja musi oznaczać mandat. Wykroczenie mniejszej wagi może zakończyć się pouczeniem, wykroczenie poważniejsze zakończyć się sprawą przed sądem.
Przepisy obowiązują wszystkich uczestników ruchu drogowego, ale w błędzie są ci, którzy myślą, że nieznajomość przepisów zwalnia z konieczności ich przestrzegania?
Decydując się na uczestnictwo w ruchu drogowym i nabywając konkretne uprawnienia musimy być świadomi, że oprócz przywilejów mamy także obowiązki. Złamanie zasad szczególnie te najbardziej rażące zakończy się interwencją odpowiednich służb. W czasach wszechobecnego Internetu i możliwości rejestracji wykroczeń choćby za pomocą kamerek samochodowych wiele interwencji podejmowanych jest także dzięki innym kierującym zbulwersowanym zachowaniem takich kierowców na drogach.
W jaki sposób policjanci z WRD egzekwują przestrzeganie nowych przepisów? Jak to wygląda w praktyce?
Codziennie na Polskie drogi wyjeżdża kilka tysięcy załóg. W newralgicznych okresach takich jak wyjazdy/powroty w okresach świąt, jest to ponad 5 tys. funkcjonariuszy pionu ruchu drogowego dziennie. Uprawnienia do kontroli pojazdów i kierujących posiadają także pozostali policjanci, m.in. prewencji czy służby kryminalnej oraz inne służby wymienione w Ustawie Prawo o Ruchu Drogowym.
Ile istnień ludzkich ginie rocznie na drogach?
Podczas tegorocznych wakacji policjanci odnotowali 4,949 wypadków drogowych, w których zginęło 410 osób, a 5,918 zostało rannych. Na mapie wypadków drogowych ze skutkiem śmiertelnym w okresie wakacji 2022 odnotowano 375 punktów. Są to liczby znacznie mniejsze niż w poprzednich latach, jednak nie oznacza to, że zabrakło tragicznych zdarzeń, których ofiary znalazły się w tej smutnej statystyce. Nadmierna prędkość niedostosowana do warunków ruchu oraz lekceważenie fundamentalnych przepisów ruchu drogowego przyczyniły się do zaistnienia wielu z nich. Wakacje są corocznie czasem intensywnej służby dla policjantów pionu ruchu drogowego. W całym kraju podczas okresu wakacyjnego byli oni zaangażowani w zapewnienie jak najwyższego poziomu bezpieczeństwa i porządku na drogach. Głównym celem ich działań było ograniczenie liczby wypadków i kolizji.
Smartfony towarzyszą nam nieustannie. Niezależnie od tego, czy przechodzimy przez ulicę, czy prowadzimy samochód. Brak skupienia, roztargnienie może przecież doprowadzić do tragedii. Dlaczego nie potrafimy odłożyć smartfona chociaż na kilka chwil?
Faktem jest, że użytkowników komórek jest coraz więcej na ulicach polskich miast. Niestety zdarzają się osoby, które używają swoich smartfonów podczas przechodzenia przez ulicę, a nawet w czasie prowadzenia samochodu lub roweru. Osoby bezustannie pogrążone w smartfonach stanowią realne niebezpieczeństwo na drodze. Zagapieni w ekranu telefonu mogą wejść pod koła samochodu w miejscu nieoznaczonym, a nawet na pasach na czerwonym świetle. Ich pole widzenia jest mocno ograniczone. Nieświadomie wchodzą na ścieżki rowerowe, powodując niemałe zamieszanie, a czasem też niestety wypadki. Są „ślepi” na to, co dzieje się wokół nich. Od tragedii często dzieli ich jeden krok. Być może zatrzymanie przez policjanta w związku z wykroczeniem drogowym związanym z „komórką” to ostanie ostrzeżenie przed tragedią...
___
Źródło: Tygodnik Idziemy
środa, 26 października 2022
Plac budowy - część pierwsza
Jako, że od ponad miesiąca bardzo dużo czasu spędzam na "placu budowy" - skupiam się na sprawach związanych z remontami... to siłą rzeczy mam inne priorytety, ale i w tym czasie testuję bardzo ciekawe produkty, o których napiszę w niedługim czasie ☺ Zawsze wychodziłam z założenia, że aby wypowiedzieć się na temat konkretnych produktów to trzeba je naprawdę dobrze przetestować, co też czynię od kilku tygodni. I jestem zachwycona działaniem!
Teraz w związku z tym, co się dzieje na "placu budowy", a co pochłania najwięcej mojej energii - nie zawsze jestem w stanie natychmiast odebrać telefon czy odpowiedzieć na wiadomość, ale to nie oznacza, że brak odpowiedzi wynika ze złej woli, a tylko z przemęczenia... dlatego w dalszym ciągu proszę o cierpliwość i zrozumienie ☺
"Duch ochoczy, ale ciało słabe" 😎
... Chyba rzeczywiście zbliża się starość... ☺
wtorek, 25 października 2022
poniedziałek, 24 października 2022
Życzliwość bez granic
niedziela, 23 października 2022
[KOMENTARZ] Co w sercu, to na ustach
Modlitwa to czubek góry lodowej mojego życia duchowego i papierek lakmusowy stanu mojej wiary i zaufania Bogu. Dlatego postawa ubóstwa duchowego, a więc tego, że wszystko jest w rękach Boga, przydaje się nie tylko na modlitwie, ale zwłaszcza w moim codziennym życiu.
CO W SERCU, TO NA USTACH
Nie dziwimy się wcale takiemu a nie innemu brzmieniu modlitwy faryzeusza z dzisiejszej Ewangelii ("Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam"), bo co w sercu to i na ustach.
Ten przykład pokazuje nam bardzo dobrze, jak modlitwa łączy się z życiem, a życie dostarcza treści do modlitwy. Bo chrześcijaństwo to nie jest tylko pobożne odmawianie przepisanych modlitw i udział w niedzielnej Mszy świętej, ale jest to coś, co świecki język nazwałby "filozofią życia".
Modlitwa faryzeusza zdradza jego podejście do życia, które jest swego rodzaju "Zosią samosią" na zasadzie "ja sam sobie wystarczam". Na czym to dokładnie polega?
ZOSIA SAMOSIA
Faryzeusz, czyli nasza religijna "Zosia samosia" to ktoś taki, kto choć wierzy w istnienie Boga jako "Siły Wyższej", w życiu liczy na siebie. Ma to swoje "plusy" i "minusy".
"Plusem" jest to, że kiedy wzorcowo uda się spełnić wszystkie polecenia tej "Siły Wyższej", człowiek ma poczucie zadowolenia z siebie. "Wysłużyłem sobie zbawienie!". "Nie jestem jak ta większość, która nie potrafi przestrzegać przykazań!". "Panie Boże, ale chrześcijanin Ci się udał!". "Gdyby było więcej takich jak ja - przestrzegających Twoich przykazań, świat by byłby inny!". "Zawalczyłem o swoje zbawienie, to teraz należy mi się coś od Ciebie - jak nie błogosławieństwo, to chociaż dobre słowo!".
"Minusem" tej "Zosi samosi" jest to, że kiedy tracę nad czymś kontrolę, wpadam w panikę i zaczynam się bać. Do tej pory wszystko, co sobie zaplanowałem i zrobiłem szło dobrze. A teraz jest coś, co mnie przekracza i co nie jest zależne ode mnie. A jak nie wyjdzie? A jak będą mnie potem źle oceniać? Nie będę Cię przecież Boże prosił o pomoc, bo nie z takim rzeczami sobie radziłem... Ale zobacz, jak stresuję się... Zobacz, ile mam na głowie... A to są przecież sprawy Twojego Królestwa...
SZCZĘŚLIWI UBODZY W DUCHU
A można przecież inaczej... Po co być samowystarczalnym faryzeuszem, kiedy można przyjąć postawę dziecka Bożego, ubogiego w duchu lub celnika z dzisiejszej Ewangelii? Tym co łączy każdą z tych postaci jest pokora jako fundament relacji z Bogiem, co przekłada się nie tylko na modlitwę, ale również na styl życia.
Dziecko całkowicie ufa Bogu, czuje się bezpiecznie w Jego rękach i wie, że jest przez Niego kochane. Ubogi w duchu wie, że wszystko co ma, ma od Boga i dlatego we wszystkim czuje się całkowicie zależny od Boga. Natomiast celnik z dzisiejszej Ewangelii zna swój grzech, co pozwala mu lepiej zrozumieć co znaczy, że Bóg jest Bogiem, a on słabym człowiekiem.
I choć to to pokorne ugięcie się przed Bogiem może nas trochę kosztować, wynika z tego tak dużo plusów, że naprawdę warto przyjąć właśnie taką postawę przed Bogiem. Skoro wszystko jest w rękach Boga (mój los, moja przyszłość, moja rodzina, sprawy za które odpowiadam), a Bóg jako mój dobry Ojciec chce dla mnie tylko dobrych rzeczy, wtedy odchodzi mi w życiu wiele zmartwień, a moim jedynym "zmartwieniem" staje się tylko to jedno to, aby być blisko Boga, bo On już dawno o wszystko się zatroszczył. Ja mam tylko złapać się Go za rękę i mocno trzymać, składając ufnie wszystkie moje sprawy i zmartwienia w Jego sercu.
Taki "styl życia" wpływa bardzo konkretnie na moją modlitwę. Modlitwa nie jest już przechwalaniem się tego, co zrobiłem dla Boga, bo wiem, że nawet dobre uczynki są Jego darem i są dokonane przy Jego pomocy. W takiej sytuacji górę bierze modlitwa "pustych rąk", w której wyrażam moją całkowitą zależność od Boga, a jednocześnie nie muszę się spinać, aby przynieść jakieś naręcza dobrych uczynków, bo Bóg tego nie potrzebuje, gdyż wystarczy Mu moje serce i ja sam oddający Mu siebie bezgranicznie.
Popatrz dziś na twoją modlitwę i na twój styl życia. Bliżej ci do faryzeusza czy grzesznika?
- Ks. Piotr Spyra
sobota, 22 października 2022
Wspomnienie Św. Jana Pawła II
piątek, 21 października 2022
Wszystko ma swój czas i miejsce
Wszystko ma swój czas i miejsce.
Wszystko ma swój początek i koniec.
Ten, który chce być częścią Twojego życia - jest i będzie
Bez wymówek i ograniczeń czasowych.
W życiu zostaniesz zdradzony przez ludzi, którym zaufałeś sercem
Zostaniesz wykorzystany przez ludzi, dla których zrobiłbyś wszystko.
Ale życie ma też piękną stronę.
Będziesz kochany przez kogoś, kogo nigdy nie myślałeś, że spotkasz.
Będziesz tworzył nowe przyjaźnie z osobami, które wnoszą światło w Twoje życie.
Pokona sz trudne sytuacje, które nigdy nie myślałeś, że pokonasz.
Wszyscy mamy rozdziały, które kończą się z ludźmi w pewnym momencie życia.
Mówi się, że Bóg niszczy Twoje plany, zanim one zniszczą Ciebie.
Ale zawsze bądź dobrej myśli, wiedząc że, najlepsza cześć Twojej książki, nie została jeszcze zapisana... Użyj więc Miłości, by zapisać ją najpiękniej jak potrafisz... ❤
- Sześćdziesiąt Sekund
czwartek, 20 października 2022
[WYWIAD] Chleb dla syna
Ta niezwykła rozmowa odbyła się w domu, w którym wychował się ksiądz Jerzy Popiełuszko. Dziś mieszka tam jego młodszy brat Stanisław wraz z dziećmi. Starszy brat Józef jest częstym gościem w domu rodzinnym. Mama księdza, pani Marianna Popiełuszko zmarła w 2013 r. Wywiad został przeprowadzony na kilka miesięcy przed jej śmiercią.
Jakim człowiekiem był ksiądz Jerzy?
Józef Popiełuszko: Pamiętam, że opowiadał, jak w stanie wojennym, w święta Bożego Narodzenia, jeździł samochodem na bramki, gdzie stało wojsko, żeby podzielić się opłatkiem z żołnierzami. To byli różni ludzie. Czasem, jak tylko przyjeżdżał, wyciągali broń. Gdy jednak widzieli opłatek, to zaczynali płakać. Dziękowali, że o nich pamięta. Brat prosił też, żeby z parafii wynosić herbatę dla tych z ZOMO, którzy stali przed bramą.
Alfreda Popiełuszko: On nie potępiał ludzi. Był tylko przeciwny systemowi komunistycznemu.
A czy zapamiętał Pan coś szczególnego z czasu, gdy ksiądz Jerzy był jeszcze dzieckiem?
Józef Popiełuszko: W tamtych czasach dzieci chodziły paść krowy. Pamiętam, że budowaliśmy ołtarzyk, a później były takie zabawy, że niby Mszę św. odprawia [uśmiech]. Mieliśmy sąsiada, który został księdzem. Brat lubił z nim rozmawiać. Zawsze przed szkołą szedł 5 kilometrów do kościoła parafialnego w Suchowoli, żeby służyć do Mszy Świętej. Pamiętam też, jak raz rozbiłem mu głowę. Stał za oborą, a ja pomyślałem, że jeśli rzucę kamyczkiem, to ucieknie. A on dostał w głowę. Później musieli mnie szukać, bo ze strachu się ukryłem.
Jaka była wówczas Wasza rodzina? Czy modliliście się wspólnie?
Józef Popiełuszko: Zawsze w maju było u nas nabożeństwo majowe, w czerwcu - czerwcowe. W lipcu odmawiana była Litania do Najświętszej Krwi Pana Jezusa, a w październiku Różaniec. Obowiązkowo w każdą niedzielę chodziliśmy do kościoła. Nie było ważne, czy był duży mróz i śnieg, czy też upał. Zawsze musieliśmy być w kościele.
Marianna Popiełuszko: Wspólne modlitwy odmawiane były w środy, piątki i soboty. Na ścianie wisiał obraz, my klęczeliśmy i razem się modliliśmy.
Czy ksiądz Jerzy opowiadał coś o swoim pobycie w wojsku? Był w specjalnej jednostce dla kleryków o zaostrzonym rygorze...
Józef Popiełuszko: Jerzy opowiadał mi, że został ukarany za nieposłuszeństwo, bo nie chciał zdjąć z palca różańca-obrączki i medalika z piersi. Za karę musiał trzy godziny stać boso na betonowej posadzce, w pełnym umundurowaniu i z ciężkim plecakiem, a oficer polityczny mu ubliżał. To zostało bardzo dobrze pokazane w filmie Popiełuszko - Wolność jest w nas.
Jak wspominają Państwo przyjazdy księdza Jerzego do domu rodzinnego, gdy już pełnił posługę w Warszawie? Czy przyjeżdżał na dłużej? Czy był zawsze ubrany w sutannę?
Józef Popiełuszko: Przyjeżdżał zazwyczaj na krótko. Mama zawsze piekła dla niego chleb, aby mógł go wziąć ze sobą do Warszawy. Na prywatne wyjazdy nie zakładał sutanny, tylko koloratkę. Dziś powiedzielibyśmy, że jak przyjeżdżał do domu, to był ubrany "na luzie".
Alfreda Popiełuszko: Pamiętam, jak w trakcie tych krótkich pobytów mama smażyła mu placki ziemniaczane. A gdy chciał naprawdę odpocząć, wyjeżdżał gdzieś w góry albo nad morze - najczęściej z młodzieżą lub pracownikami służby zdrowia. Ale już pod koniec życia zawsze jeździł w sutannie. Mówił, że jak zobaczą kapłana w sutannie, to będą mieli szacunek. Z Bydgoszczy, gdzie odprawił ostatnią Mszę Świętą w życiu, też wracał w sutannie… Wtedy został porwany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, a następnie bestialsko zamordowany.
Pamiętacie Państwo swoje uczestnictwo w Mszach Świętych za Ojczyznę odprawianych przez księdza Jerzego?
Józef Popiełuszko: Tak. Przygotowując się do nich, Jerzy pytał robotników: "Rozumiecie, co ja mówię? Jeśli wy rozumiecie te kazania, to i uczeni zrozumieją". Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa strasznie go pilnowali. Po każdej Mszy Świętej chcieli go porwać. Dlatego Jerzego zawsze trzeba było przebierać, żeby mógł bezpiecznie wyjść nierozpoznany - w tym celu na przykład doklejano mu wąsy.
Alfreda Popiełuszko: Kiedyś wyszedł z kościoła przebrany, z jakąś kobietą pod rękę. Musiał się w ten sposób ratować, bo czyhali na niego tajniacy. Nam też nakazywał, abyśmy po skończeniu Mszy Świętej jak najszybciej stamtąd uciekali. Msze Święte za Ojczyznę były niezwykłym przeżyciem, przyjeżdżali na nie ludzie z całej Polski, od morza po Tatry. Ksiądz Jerzy z nami rozmawiał tak normalnie, ale gdy głosił kazania, to miał zupełnie inny ton wypowiedzi.
Czy ksiądz Jerzy czymś się martwił?
Alfreda Popiełuszko: Martwił się o każdego. Problemy innych to były jego problemy. Wysłuchiwał wszystkich, a nawet płakał z nimi. U niego nigdy nie było spokoju. Ilekroć do niego zajechaliśmy, mówił: "Zostawcie mnie, bo chcę być trochę z rodziną. Nie zawsze mnie odwiedzają".
Józef Popiełuszko: On miał dużą rodzinę. Gdy ktoś został aresztowany, to on musiał pomóc jego bliskim. Martwił się o innych bardziej niż o siebie. Pamiętam, jak mi mówił, że wrzucili mu cegłę z ładunkiem wybuchowym do mieszkania. Kilka razy robili na niego zamachy. Opowiadał mi kiedyś, że gdy wracał z Okopów, to na wiadukcie jakiś samochód tak ściął, że urwał lusterko w jego aucie.
Czy ksiądz Jerzy mówił coś o śmierci?
Józef Popiełuszko: Wspominał, że go śledzą. Mówił, że pomalowali mu samochód i poprzebijali koła.
Pamięta Pan swoje ostatnie spotkanie z bratem?
Józef Popiełuszko: Oczywiście, że pamiętam. To było przed moim wyjazdem do Niemiec, czyli w sierpniu 1984 roku. Pojechaliśmy do niego do Warszawy, a on nam powiedział: "Ja mogę zginąć, ale Wy będziecie mieć lepiej". To "Wy" oznaczało Polskę i naród polski.
Co było później, już po zabójstwie?
Marianna Popiełuszko: Przypominało się, jaki był ksiądz Jerzy. To trzeba było przeżyć…
Józef Popiełuszko: Byłem wtedy w kościele Świętego Stanisława Kostki, w parafii księdza Jerzego. Na wieść o tym, że wyłowiono jego ciało, ludzie zaczęli płakać w głos. A kiedy jego zwłoki zostały już przewiezione do Białegostoku, to razem z rodzicami i rodzeństwem pojechaliśmy do księdza prymasa, żeby wystąpił z prośbą o zwrócenie ciała księdza Jerzego do Warszawy. Gdy rano zajechaliśmy po nie do Białegostoku, brama wjazdowa na teren kostnicy była zamknięta. Pracownicy tłumaczyli, że niby klucze gdzieś zginęły. Nie chcieli otworzyć, bo pod bramą było bardzo dużo ludzi, którzy przyszli, żeby oddać hołd księdzu Jerzemu. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Białegostoku, to ludzie ze zniczami stali na drodze. W parafii księdza Jerzego, w kościele św. Stanisława Kostki całą noc trwało czuwanie przy trumnie. Ludzie czekali w bardzo długich kolejkach. Wieczorem przywieźli ciało, a na drugi dzień był pogrzeb. Wzięły w nim udział setki tysięcy ludzi. Byli dosłownie wszędzie. Na drzewach, dachach, gdzie się tylko dało…
Alfreda Popiełuszko: W Warszawie ludzie czekali już na ciało księdza Jerzego. Mówili, że ksiądz Jerzy się nie spóźni. To było 2 listopada. Po śmierci to już dla nas był ksiądz Jerzy, a nie Jurek. Od listopada 1984 roku, każdego 19 dnia miesiąca, aż do beatyfikacji, mama zamawiała w parafii w Suchowoli Msze Święte w intencji księdza Jerzego. Teraz, po beatyfikacji, nadal je zamawia, ale już dziękczynne, za wyniesienie księdza Jerzego na ołtarze.
Gdzie Pani jako matka męczennika szukała pocieszenia?
Marianna Popiełuszko: A gdzie szukać pocieszenia, jak nie u Matki? Maryja jest, zawsze była i będzie Pocieszycielką.
Czy marzyła Pani kiedyś o tym, że ksiądz Jerzy będzie wyniesiony na ołtarze jako błogosławiony?
Marianna Popiełuszko: Najpierw trzeba było się modlić o to, żeby został księdzem. Po sąsiedzku mieszkał ksiądz. Do naszej parafii w Suchowoli zaliczały się kiedyś cztery miejscowości, więc było tam bardzo dużo księży. Marzyłam o tym, aby być matką kapłana. I później, jak to wszystko się stało, zgodziłam się z wolą Bożą. Maryja też cierpiała pod krzyżem. On był kapłanem z powołania. Przeżywam wielkie wzruszenie, bo kto we łzach sieje, w radości żąć będzie. Kiedy przyszła śmierć, to płakałam i siałam w smutku. Ale teraz, kiedy dożyłam tych chwil, przeżywam wielką radość.
Niedziela 6 czerwca 2010 roku. Beatyfikacja księdza Jerzego. Jaki to był dla Państwa dzień?
Marianna Popiełuszko: Otrzymałam od Boga łaskę.
Józef Popiełuszko: To była wielka radość. Aż trudno opisać.
W tym pokoju wisi obraz, który otrzymała Pani od arcybiskupa Kazimierza Nycza 19 października 2010 roku. Jakie znaczenie ma on dla Pani?
Marianna Popiełuszko: On jest dla mnie jak relikwia.
środa, 19 października 2022
Dziękuję za wszystko
Jestem wdzięczna dla brata Bł. Ks. Jerzego Popiełuszki i jego najbliższej rodziny - za życzliwość, wsparcie i dobre słowa. I za słoiki grzybów, które przywoziłam ze sobą do Warszawy z Dąbrowy Białostockiej ☺ Chyba nigdy nie zapomnę ich smaku ☺ Jako, że teraz najwięcej czasu spędzam na "placu budowy" - chętnie przy okazji związanej ze wspomnieniem Bł. Księdza Jerzego - powracam do wspomnień sprzed kilkunastu lat...
Już to kiedyś pisałam, ale jeszcze raz... Uważam, że dla dziennikarza nie ma piękniejszych słów jak usłyszeć "Jesteś dla nas jak rodzina"... Jestem wdzięczna całej Rodzinie Ks. Popiełuszki za życzliwe przyjęcie i podzielenie się tym, co najlepsze. Dziękuję za każdą chwilę, którą miałam okazję spędzić zarówno w Dąbrowie, Białymstoku, Suchowoli i Okopach... Najbardziej dziękuję za zaufanie!
Ks. Jerzy jest mi szczególnie bliski. Dzięki tym spotkaniom miałam przyjemność poznać Go jeszcze bardziej. Dziękuję za wszystko 🙏💛
wtorek, 18 października 2022
poniedziałek, 17 października 2022
niedziela, 16 października 2022
[KOMENTARZ] Kto tak naprawdę potrzebuje modlitwy?
Twoje modlitwy mają sens, nawet jeśli wydaje ci się, że mówisz w pustkę i marnujesz czas. Ojciec Niebieski jest naprawdę dobry i już dawno zatroszczył się o twoje sprawy. Po co zatem modlić się, skoro Bóg i tak jest dla mnie dobry?
CZY SWOI I WYBRANI MUSZĄ SIĘ MODLIĆ?
Dziś Jezus na przykładzie ubogiej wdowy po raz kolejny zachęca nas do wytrwałej modlitwy i mówi o dobroci Ojca w Niebie.
Czy nie jest to swego rodzaju sprzeczność, że mamy modlić się prosząc Ojca o różne potrzebne nam rzeczy ("chleba powszedniego daj nam dzisiaj..."), wiedząc jednocześnie, że mamy nie troszczyć się zbytnio o nasze doczesne sprawy, bo Ojciec dawno już o nie zadbał ("nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać (...) o to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie")?
Zapewne niejeden raz mierzyliśmy się z tą rozumową łamigłówką i pytaliśmy siebie, po co tak naprawdę mamy się modlić, skoro Bóg nazywa nas "swoimi" i "wybranymi", a takim osobom przychodzi się przecież z pomocą od razu i daje się wszystko... Po co Bogu nasza wytrwała modlitwa, która czasami rzeczywiście przybiera postać desperackiego wołania ubogiej wdowy, która znikąd nie ma pomocy, dlatego dniem i nocą woła do Boga, bo tylko On jej został...
KTO TAK NAPRAWDĘ POTRZEBUJE MODLITWY?
A może to nie Bóg potrzebuje tej naszej wytrwałej i nieraz tak wiele kosztującej modlitwy, ale my sami i inni? Zauważ, że dzisiejsza Ewangelia o ubogiej wdowie i skuteczności wytrwałej modlitwy ("A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę") kończy się takim dziwnym zdaniem, które wydaje się nie pasować do całości: "Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?".
To zdanie jest jednak zdaniem-kluczem, bo przenosi nas na zupełnie inny poziom rozumienia tego, czym tak naprawdę jest modlitwa, prowadząc nas od naiwnego wyobrażenia, że modlitwa to załatwianie swoich spraw z Bogiem, do pogłębionego zrozumienia ostatecznego celu naszego życia.
Dobrą ilustracją tej puenty są słowa św. Piotra: „Pan wcale nie zwleka z wypełnieniem obietnicy (...). Jest tylko wobec was cierpliwy i nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz pragnie wszystkich doprowadzić do nawrócenia” (2 P 3, 9). Oznacza to, że wszystko co Bóg dla nas robi, robi z perspektywy wieczności. A skoro największą radością dla Boga i jednocześnie naszym największym szczęściem będzie zjednoczenie z Nim w miłości w Niebie, to znaczy, że czas na ziemi jest po to, byśmy się tego zjednoczenia nauczyli i weszli już teraz w to doświadczenie miłości. A jedną z najważniejszych dróg ku temu jest właśnie modlitwa.
GDYBYM SIĘ NIE MODLIŁ...
Tak wiele rzeczy zakrytych dla nas dzieje się podczas każdej naszej modlitwy. My przychodzimy z prośbą i skuteczność modlitwy sprawdzamy po tym, czy Bóg spełnił te prośbę. A tu się dzieje o wiele wiele więcej! Gdy przychodzisz do Boga w jakiejkolwiek sprawie, masz okazję poznać Go bliżej i w ten sposób powiększyć swoją bliskość z Nim, przechodząc z poziomu prośby i traktowania Boga jako firmy usługowo-dostawczej, na poziom wejścia w relację z Nim jako osobą.
Dlatego chyba dziś Bogu podziękować za to, że pozwala w naszym życiu na takie chwile, w których czujemy się jak bezbronni, samotni i całkowicie zdani na Niego modląc się wytrwale w naszych sprawach, bo to właśnie takie momenty, a nie życie w obfitości są okazją, żeby rozwinąć nas w najbardziej przydatnych w tym życiu cnotach, które poprowadzą nas prosto do Wieczności z Bogiem: miłości, wierze i zaufaniu. Jeśli masz wątpliwości, zastanów się nad kilkoma przykładami z życia poniżej:
✔ Gdybym oglądał natychmiastową skuteczność mojej modlitwy - zżarłaby mnie pycha, bo pomyślałbym, że jestem już tak doskonały, że o co tylko poproszę, Bóg mi to zawsze da, bo jestem już tak święty.
✔ Gdybym nie przeżywał trudnych spraw, które mnie przerastają - nie modliłbym się wcale, bo uwierzyłbym w swoją samowystarczalność.
✔ Gdybym nie modlił się wytrwale dniem i nocą - nie rozwinąłbym w sobie zaufania do Boga, nie stawiałbym sobie pytań o sens modlitwy, o to kim jest Bóg i może nawet nie poznałbym Go jako osoby i Miłości.
Im większy kłopot sprawia ci modlitwa, tym bardziej napinaj "mięsień" wiary i uginaj kolana przed Dobrym Ojcem, lecz nie tyle po to by wyżebrać Jego pomoc, tylko po to byś wszedł w rzeczywistość, która się dzieje "przy okazji" modlitwy: poznawanie Ojca, zmiana twojego serca, karmienie się Miłością nie z tego świata, wzrost wiary, budowanie relacji z Bogiem i wiele wiele innych owoców modlitwy, dzięki którym budujesz zjednoczenie z Bogiem. Widzisz już te owoce w swoim życiu?
- Ks. Piotr Spyra
sobota, 15 października 2022
Wspomnienia o Świętym Janie Pawle II
U wielu z nas data 16 października wywołuje wzruszenie i wdzięczność za Jana Pawła II. Tego dnia 1978 roku krakowski kardynał został wybrany na papieża. To w naszej parafii w czerwcu 1987 roku Ojciec Święty otworzył Krajowy Kongres Eucharystyczny. Na pamiątkę tego wydarzenia w naszej świątyni mamy relikwie świętego papieża, które są z nami od 9 czerwca 2017 roku. To przed pomnikiem Ojca Świętego – szczególnie w październikowy wieczór – świeci się mnóstwo zniczy...
Mamy to ogromne szczęście, że od ludzi, którzy towarzyszyli Ojcu Świętemu na co dzień – możemy dowiedzieć się tego, jaki był w codziennym życiu, jak spędzał wolny czas, co lubił jeść i dlaczego najbardziej lubił wtorki. Trzech świadków jego życia: kard. Stanisław Dziwisz, abp Mieczysław Mokrzycki i abp Piero Marini dzielą się z nami wspomnieniami z czasu, kiedy towarzyszyli Ojcu Świętemu na co dzień.
Kard. Stanisław Dziwisz doskonale pamięta moment, kiedy kard. Karol Wojtyła został wybrany na papieża. – W tamtym momencie ogłoszenia wyboru Ojca Świętego byłem na Pl. Św. Piotra. Pomyślałem sobie: „Stało się”. Pomyślałem też i tym, co go czeka – odpowiedzialność, troska za Kościół. – wspomina. I dodaje, że nie jest prawdą, że kard. Wojtyła był nieznany, tak jak pisali w gazetach. – Kard. Karol Wojtyła był znany w Kościele – przypomina pierwszy osobisty sekretarz Ojca Świętego. Ze wzruszeniem wspomina czas, który spędził u boku świętego. Podkreśla, że Jan Paweł II nigdy nikomu nie rozkazywał. – Kontakt z Ojcem Świętym był bardzo prosty, rodzinny. Właściwie każdy wiedział co ma robić. Ojciec Święty nigdy nikomu nie wydawał poleceń.
Kard. Dziwisz wspomina, że dało się odczuć, że Jan Paweł II czymś się przejmuje, coś go trapi. – Najbliższe otoczenie żyło problemami Ojca Świętego, i jego radości i troski były również moimi radościami i troskami. Chociaż Ojciec Święty nie był bardzo wylewny, to można było odczuć kiedy przeżywał problemy Kościoła, kapłanów i biskupów, prześladowania chrześcijan, wojny i katastrofy... – wspomina.
O tym, że Ojciec Święty najbardziej lubił wtorki – powstała książka. A ci, którzy już nie pamiętają dlaczego, przypominamy: To był dzień wolny. – Wtorek był dniem przeznaczonym do dyspozycji Ojca Świętego. Mógł wtedy zastanowić się nad niektórymi sprawami, pisać homilie, listy pasterskie czy encykliki. Przynajmniej raz w miesiącu starał się wyjeżdżać poza Watykan. Bardzo lubił naturę i na jej łonie wypoczywał. Tak jak kiedyś miał zwyczaj jeździć w Bieszczady czy na Mazury, tak teraz chętnie wyjeżdżał do Abruzzo – wspomina abp Mieczysław Mokrzycki, drugi osobisty sekretarz Jana Pawła II.
Co Jan Paweł II lubił jeść na śniadanie? – Ojciec Święty nie miał jakichś szczególnych życzeń. Po prostu jadł to, co przygotowały siostry. Śniadania były bardziej polskie niż włoskie. Składały się na nie pieczywo, ser żółty, wędliny, jajecznica, kawa. Podczas śniadań zazwyczaj towarzyszyli papieżowi goście – wspomina. Metropolita Lwowski podkreśla, że Ojciec Święty miał bardzo pogodne usposobienie. Zawsze był radosny i nigdy nie przechodził obojętnie obok drugiego człowieka.
Arcybiskup ma wiele miłych wspomnień związanych z posługą u boku świętego papieża. – Zapisał się w mojej pamięci jaki człowiek, który był wrażliwy na los bliźniego, któremu leżało na sercu dobro świata, dobro jego narodu, a także dobro Kościoła. Bardzo pragnął przekazać ludziom jak najwięcej wartości moralnych, wartości chrześcijańskich, wartości ludzkich. Papież w swoim życiu chciał dotrzeć do wielu krajów, spotkać się z możliwie największą liczbą wiernych, aby głosić im Chrystusa i Jego Ewangelię oraz przekazywać naukę chrześcijańską – wspomina wzruszony.
- Był papieżem bliskim także dla mnie. Z papieżem Janem Pawłem II spędziłem prawie dwadzieścia lat mojego życia, mogłem uczestniczyć jakoś w jego działalności pasterskiej, a więc w jego radościach, bólach, nadziejach, trudach i satysfakcjach. Ten papież dał mi możliwość uczestniczenia w jego duchu misyjnym, w jego miłości głoszenia Ewangelii, w szczerości bronienia prawdy, w odwadze stawania po stronie słabych, ubogich i w obronie pokoju. Nauczył mnie miłości do ludzi wszelkiej rasy i stanu, szacunku dla kultury, nawet tej ocenianej jako prymitywna i bez znaczenia. Ale to, co mnie najbardziej przywiązało do Jana Pawła II, to było doświadczenie, gdy widziałem go jak celebrował z prostotą i wzruszeniem, czasem nawet ze łzami, liturgię chcianą przez Sobór Watykański II, razem z niezliczonymi wspólnotami w różnych częściach świata – wspominał apb Piero Marini, były Mistrz Papieskich Ceremonii Liturgicznych, jeden z najbliższych współpracowników papieża. Towarzyszył Ojcu Świętemu niemal we wszystkich pielgrzymach.
Przez dwadzieścia pięć lat abp Piero Marini miał przywilej służyć papieżowi Janowi Pawłowi II w czasie celebracji. Od 1978 do 1985 jako ceremoniarz, a od 1987 do 2005 jako odpowiedzialny za Biuro celebracji. Dla nas wszystkich ma zaproszenie, z którego możemy skorzystać: - Aby zrozumieć świadectwo, jakie pozostawił Jan Paweł II, każdy z nas powinien potraktować Karola jako swojego przyjaciela, ponieważ jedynie przez przyjaźń można zrozumieć do głębi kogoś, kto chciałby być przyjacielem wszystkich.
___
Źródło: Wiadomości Parafii Wszystkich Świętych w Warszawie
piątek, 14 października 2022
czwartek, 13 października 2022
[WYWIAD] Piękna i prawdziwa przyjaźń
Jakiś czas temu rozmawiałyśmy o przyjaźni. Oto, co powiedziała Ewa Guzowska - psycholog, psychoterapeuta, coach
Pani Ewo, przyjaźń opiera się m.in. na otwartości, zaufaniu i wzajemnym szacunku. Przyjaźń to specyficzne przyciąganie?
Przyjaźń pojawia się, choć sami czasami możemy być nią zaskoczeni. Pozytywnie zaskoczeni. Dzieje się tak kiedy chcemy spędzać czas z tą osobą, możemy rozmawiać, możemy milczeć, możemy płakać, możemy śmiać się z tych samych rzeczy… Dla mnie to jak niewidzialna nić - nie widać jej wprost, ale wbrew wszelkim pozorom tworzy silną i trwałą więź, niezależnie ile lat mamy, ile lat się nie widzieliśmy. Po prostu towarzyszy nam poczucie jakbyśmy się nigdy nie rozstawali. Nie ma blokad, oporów, tajemnic… Uważam, że jeśli doświadczyliśmy takiej przyjaźni to wiemy o czym mowa.
Bycie autorytetem to nie tylko bycie przykładem?
Zdecydowanie bycie autorytetem to znacznie więcej. Można wieść przykładne życie, ale nie jest to tożsame z autorytetem. To pewnego rodzaju uznanie. Mogą tu być pewnie różne składowe np. mądrość, klarowność, autentyczność, uczciwość, moralny kręgosłup – czyli cechy dziś naprawdę wg mnie unikalne...
Jak budować autorytet w przyjaźni?
W moim odczuciu wchodzimy w relację z tym co mamy, czyli wchodzimy po prostu my - tacy jacy jesteśmy. Oczywiście jeśli relacja narodzi się to mamy wiele szczęścia. Później pozostaje dbanie o tę relację w szczególny sposób. Dla każdego będzie to inny sposób – wnosimy całą swoją osobę w tę relację, więc każdy daje to co ma najlepszego, ponieważ jesteśmy przecież różni.
Przyjaźń to przekonanie, że cokolwiek się stanie – nie będę nigdy sama?
Uważam, że jeśli jesteśmy w przyjaźni z kimś, to już daje nam poczucie, że nie jesteśmy sami, bo przecież ktoś nas świetnie rozumie i czyta nas jak niedokończoną książkę.
To wyjątkowa relacja, wyjątkowa bliskość, i silna więź emocjonalna, ale jak o nią dbać, kiedy dzieli nas wiele kilometrów?
Zdecydowanie to specyficzna i piękna relacja, kiedy została stworzona to nawet jeśli dzielą nas kilometry, czujemy bliskość i silną więź. Może właśnie na tym polega owa magia trudna do opisania. Coś po prostu jest, nawet jeśli tego nie widać to jest coś pomiędzy nami, owa niewidzialna nić, odczuwalna tylko przez przyjaciółki.
Nie można też zapomnieć o tym, że to właśnie przyjaciele zapewniają nam bezpieczeństwo emocjonalne... W czym się ono przede wszystkim przejawia?
Bezpieczeństwo w relacji to dla mnie przede wszystkim autentyczność, bez udawania, bez gry, bez pozorów, wszystko to jest w ogóle nie potrzebne. W przyjaźni jesteśmy sobą i to jest istotą rzeczy.
I oczywiście, nie bez znaczenia jest motywujące działanie przyjaźni. Dlaczego jest tak ważne?
Przyjaźń łączy, spala, daje uczucie czegoś większego, pięknego i prawdziwego. Często też popycha do działania do wspaniałych pomysłów, wspaniałych projektów, a może nawet do spełniania pięknych wspólnych marzeń…
Na czym polega niezwykła więź między kobietami?
Kobiety są emocjonalne, a wiadomo, że nic tak nie wiąże jak wspólnie przeżywane emocje, a dzielona radość to podwójna radość… Poza tym zwykle mamy wiele do powiedzenia, widzimy świat bardziej dogłębnie, zwracamy uwagę na różne szczegóły, których mężczyźni zwykle nie zauważają. A przecież życie składa się w znacznej mierze ze szczegółów…
Kiedy mamy do czynienia ze zdradą emocjonalną?
Pewnie każdy ma prawo myśleć w różny sposób, ale kiedy zaczynamy myśleć o innej osobie… to już może być zdrada emocjonalna i zwykle jest…
Da się ulepszyć przyjaźń?
Uważam, że jak coś jest piękne samo w sobie to nie potrzebuje ulepszeń. Zwykle ulepszamy to, co jakoś nie działa, a pomimo ulepszeń i tak dalej nie działa… Życzę Wszystkim pięknych przyjaźni - takich na większość życia… To naprawdę coś cudownego.
środa, 12 października 2022
Nigdy nie zapomnij dziękować
Podziękuj temu, kto podał pomocną dłoń, zadzwonił, wysłał wiadomość, kiedy najbardziej potrzebowałeś.
Podziękuj temu, kto wyciągnął Cię z domu, zaprosił na kawę, wywołał uśmiech na Twojej twarzy, gdy wszystko było szare.
Nie zapomnij podziękować każdemu, kto Cię słucha, kiedy musisz uwolnić się od wszystkich swoich smutków, kto przytuli Cię mocno do swojego serca, aby Cię uszczęśliwić i złagodzić Twój ból.
Podziękuj temu, kto Cię pociesza, motywuje, wspiera i nie pozwala upaść.
Podziękuj temu, kto został, gdy wszyscy inni odeszli, bo nie znajdziesz na świecie niczego, co byłoby tyle warte i kosztuje tak niewiele, jak piękna ludzka życzliwość i dobre serce.
- Sześćdziesiąt Sekund
wtorek, 11 października 2022
Modlitwa do Św. Michała Archanioła
Święty Michale Archaniele! Wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Wodzu niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.
poniedziałek, 10 października 2022
Módlmy się o pokój dla Ukriany
niedziela, 9 października 2022
[KOMENTARZ] Twoja wiara Cię uzdrowiła
Pan Bóg nie potrzebuje naszych podziękowań. Umiejętność dziękowania potrzebna jest nam, bo otwiera nas na prawdę o tym, jak Bóg jest dobry i na stałe doświadczanie tej dobroci.
CHOCIAŻ NIE POTRZEBUJESZ NASZEGO UWIELBIENIA...
Gdy czytamy dzisiejszą Ewangelię o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych, spośród których tylko jeden powrócił do Jezusa i podziękował Mu, mogą nam się włączać ludzkie obrazy Boga, któremu jest smutno i przykro, że tylko jeden człowiek podziękował za otrzymany cud.
Choć w osobie Jezusa - Syna Bożego jest też w jakiś tajemniczy sposób zawarte nasze człowieczeństwo, nie możemy zapomnieć o tym, że miłość Boża jest doskonała, co przekłada się na bardzo konkretne postawy w kwestii tego, czy potrzebuje On naszych podziękowań czy nie.
Doskonały Bóg umie ogołocić się ze wszystkiego, włącznie z podziękowaniami za Jego dobroć, bo Jego miłość jest 100-procentowo bezinteresowna. Dlatego w jednej z prefacji Kościół śpiewa "chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia..." oraz "nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają". Oznacza to, że trzeba ciągle uczyć się zapominać nasze ludzkie niedoskonałe wyobrażenia Boga, który obraża się lub ogranicza swoją hojność, że się Mu nie dziękuje.
POBUDZASZ NAS JEDNAK SWOJĄ ŁASKĄ ABYŚMY TOBIE SKŁADALI DZIĘKCZYNIENIE
Dziękczynienie jest nieco trudniejszą modlitwą od modlitwy prośby, ponieważ wymaga od nas zauważenia otrzymanego daru, odniesienia tego daru do Boga jako Dawcy oraz przyjścia do Niego z prostym słowem "dziękuje".
To właśnie dlatego ta modlitwa jest tak ważna i potrzebna nie tyle Bogu, co nam samym. Dziękczynienie prowadzi do odkrycia prawdy o tym, jak Bóg jest dobry CAŁY CZAS, jak jest hojny i jak ZAWSZE daje w nadmiarze.
TWOJA WIARA CIĘ UZDROWIŁA
Bóg jest taki cały czas, ale ten kto nie dziękuje po prostu nie widzi tego. A kiedy nie widzę tego, to trudno potem przyjść kolejny raz z jakąś prośbą do Boga, bo moja wiara jest malutka i nie mam wielu dowodów potwierdzających jej skuteczność.
Kiedy natomiast przychodzę do Boga z podziękowaniem, skutkuje to za każdym razem powiększeniem się mojej wiary. Najpierw dlatego, że sam fakt spotkania z Bogiem jest sam w sobie okazją do pogłębienia relacji z Nim. Dalej - dlatego, że kiedy umiem nazwać konkretne przejawy Jego dobroci, wiem czego wyczekiwać na przyszłość, a to uruchamia we mnie ufne oczekiwanie na kolejne Jego interwencje i poszerza moją zdolność widzenia innych przejawów Jego dobroci.
Dlatego wiele osób, które wchodzą w systematyczną modlitwę dziękczynienia ma wrażenie, że Bóg jest wtedy jakby hojniejszy, że daje więcej, że niemal codziennie widzę jakieś małe i większe znaki, Jego interwencje w postaci dziwnych zbiegów okoliczności, a nawet cuda. I tak rośnie wiara, o czym mówi dziś Jezus do owego cudzoziemca, który do Niego przyszedł z podziękowaniem: "Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła".
Spróbuj nauczyć się poświęcać codziennie wieczorem przed zaśnięciem kilka minut na to, by nazwać przejawy dobroci Boga, a doświadczysz tego samego - uzdrowienia swojego widzenia Boga i oglądania konkretnych przejawów Jego dobroci.
- Ks. Piotr Spyra
sobota, 8 października 2022
piątek, 7 października 2022
Świętowanie - ciąg dalszy...
czwartek, 6 października 2022
O Różańcu Najświętszy...
O Różańcu Najświętszy, co cię trzymam w dłoni
Kiedy dusza ma cierpi i krwawe łzy roni
Kiedy moje ciało całe w bólu płonie
Ty, o słodki łańcuchu oplataj me dłonie
Ty, łańcuchu najsłodszy co łączysz nas z Bogiem
Ty, co dajesz schronienie przed odwiecznym wyrokiem
Ty tęsknocie mojej przynieś ukojenie
Gdy na twoich paciorkach wypraszam zbawienie
Ten różaniec w mych dłoniach jest jak znak na niebie
Że na wieki należę, Maryjo, do Ciebie.
I choć ból i cierpienie ciało me rozrywa
Twoja ciepła łza, Mamo, krew z mej twarzy zmywa
Gdy śmierci godzina w moich progach stanie
Ty mi Mamo Kochana, wyjdziesz na spotkanie
I dotkniesz mojej duszy, co w cierpieniu kona
Przez Różaniec, Maryjo, będzie oocalona
I ten łańcuch najsłodszy moje dłonie splecie
On jest kluczem do szczęścia - w tym i tamtym świecie
___
Źródło: TikTok @wiara.nadzieja.milosc
środa, 5 października 2022
Dziękuję, dziękuję...
wtorek, 4 października 2022
poniedziałek, 3 października 2022
niedziela, 2 października 2022
[KOMENTARZ] Do czego służy wiara?
Czy pośród wielu różnych pragnień i marzeń jakie masz, pojawia się tam pragnienie wielkiej wiary? Tak często dziwimy się, że mamy małą wiarę, a nie podejmujemy żadnego kroku, aby ona stała się większa...
DODAJ NAM WIARY
Kiedy prosimy o coś Jezusa, modlimy się zazwyczaj o to, co wydaje się nam ważne lub przydatne w życiu. Dziś, gdy słyszymy, że Apostołowie proszą Jezusa "Dodaj nam wiary", jest to okazja, by zastanowić się czy wiarę uważam za coś co jest przydatne w moim życiu. Bo jeśli tak, wtedy starania o jej rozwój będą moim priorytetem. Jeśli nie, wtedy na liście moich próśb do Jezusa będzie dużo innych spraw.
Ta niepozorna prośba uczniów do Jezusa prowokuje nas dziś do ważnego pytania - po co w ogóle jest mi do życia potrzebna wiara i czy ma ona jakieś praktyczne zastosowanie? Spróbujmy więc znaleźć odpowiedzi na te pytania.
DO CZEGO SŁUŻY WIARA?
Pierwszą odpowiedzią na pytanie po co mi wiara niech będzie to, że wiara jest to narzędzie dzięki któremu mogę wejść w doświadczenie wszystkich Bożych obietnic. Tych obietnic w Ewangelii znajdujemy bardzo dużo: od obietnicy życia wiecznego ("Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie - J 11, 25), aż po obietnice szczęśliwego życia już tu na ziemi ("Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości").
Dzięki wierze widzimy więcej, bo mamy wgląd w świat duchowy. W ten sposób człowiek rozumie bardziej swoje życie, umie zdiagnozować przyczyny wielu swoich cierpień (zwłaszcza gdy ich przyczyną jest grzech) i otrzymuje światło, jak postępować w różnych sytuacjach w życiu. A gdy z powodu wierności Jezusowi cierpi i ponosi ofiary - pomimo tych trudności ma w sercu pokój, bo zna ich cel i rozumie ich sens.
Wiara pomaga też ze spokojem przeżyć wszelkie trudne sytuacje, w których kończą się nasze ludzkie możliwości. Wierzący człowiek wie, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, a w najcięższych chwilach przypomina sobie słowa Jezusa "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 36) i ufa, bo całym swym sercem jest przekonany o dobroci Boga, Jego trosce o mnie, mądrości i dobrych zamiarach, a także o Jego potędze, dzięki czemu wierzy, że ostatnie słowo zawsze należy do Boga.
JAK ROZWIJAĆ WIARĘ?
Jeśli wiara to zaufanie względem Boga, uznanie za prawdę tego co Bóg mówi, posłuszeństwo wobec Jego słów i bliska relacja z Nim, powiększanie tego zaufania względem Boga nie będzie bardzo różniło się od tego, w jaki sposób powiększamy zaufanie do innych osób i budujemy z nimi bliskie relacje. W tym celu wystarczą zazwyczaj trzy rzeczy: przebywanie z kimś, słuchanie tej osoby i sprawdzanie czy jej słowa pokrywają się z jej czynami oraz czas.
Wszystkie te trzy postawy przełóżmy teraz na naszą relację z Bogiem. Aby zbudować z Nim relację zaufania wystarczy:
💒 spotykać się z Nim na modlitwie
🙏 słuchać Go, i to najlepiej z pierwszej ręki, a więc z tego co Bóg mówi o sobie w Ewangelii, bo wiara rodzi się ze słuchania, a tym co się słyszy jest Słowo Boże (zob. Rz 10, 17)
👣 dać Mu czas, abyśmy mogli przekonać się o Jego wiarygodności, nie tylko na poziomie rozumu (hebr. "aman" - tak, uznaję za prawdę co mówisz), ale i serca ("hebr. batah" - uznaję za prawdę co mówisz Boże, rzucam Ci się ufnie w ramiona i nie odkleję się od Ciebie, bo tylko Ty jesteś dobry, tylko Ty mnie kochasz doskonałą miłości, tylko przy Tobie jestem całkowicie bezpieczny, nawet jeśli uczucia mówią mi co innego).
Powiększanie swojej wiary to wbrew pozorom dość prosta czynność. Pomyśl dziś, czego brakuje ci z powyższej trójki czynności powiększających wiarę, zrób to co powinieneś i jednocześnie proś Pana, aby pomnożył twoją wiarę.
- Ks. Piotr Spyra