Od razu informuję, że wywiad był w styczniu 2012, więc dawno, dawno temu... 😉
Sport - Super Express
Dziś Pańska drużyna zmierzyła sie z Los Angeles Lakers jedną z najlepszych ekip na zachodzie, miał Pan świetny występ. Jak przygotowywał się Pan do tego meczu?
Przede wszystkim starałem się podejść do tego meczu jak najbardziej skoncentrowanym. W końcu musiałem grać przeciwko takiemu zawodnikowi jak Andrew Bynum, który jest chyba jednym z najlepszych centrów obecnie w NBA. Cieszę się, że zagrałem w miarę solidne spotkanie, ale niestety mój zespół przegrał i tak naprawdę moje statystyki nie będą się teraz liczyły. Można powiedzieć, że mecz był wyrównany do pięciu ostatnich minut, czyli tak naprawdę byliśmy bezradni pod koniec spotkania – przestaliśmy egzekwować zagrywki w ataku i oddaliśmy praktycznie bardzo łatwe punkty w obronie, które miały znaczenie później – w końcówce meczu.
Czyli kontuzja kciuka nie ma większego znaczenia?
Ciężko powiedzieć (śmiech). Kontuzja miała bardzo duży wpływ na początek mojego sezonu. Nie grałem tak jak powinien grać. Tak naprawdę czuję się jakby sezon wystartował dla mnie trzy – cztery mecze temu, kiedy grałem już bez specjalnego usztywnienia na palcu.
Jest Pan kandydatem do Meczu Gwiazd NBA. Ta nominacja to już sukces. Jak odebrał Pan wiadomość o swojej kandydaturze?
Szczerze mówiąc dowiedziałem się o tym z mediów. Tak naprawdę nie dowiedziałem się tego nawet od naszej rzeczniczki prasowej. Szczerze powiem, że nie ma to dla mnie większego znaczenia, ponieważ to, że zostałem kandydatem nie oznacza, że będę grał w tym meczu. Nie nastawiam się mentalnie na udział w „Meczu Gwiazd”. Na razie chcę poprawić moją grę w NBA – we własnej drużynie, w normalnych meczach. I to jest dla mnie teraz priorytet.
Powróćmy jeszcze do wydarzeń minionego roku. Lokaut. Czy myślał Pan o zmianie zespołu?
Nie. Nigdy o tym nie myślałem i nawet nie przeszło mi przez myśl, żebym wymienił Phoenix na inny zespół.
Od dziewięciu lat mieszka Pan poza krajem. A czy w Polsce jest coś czego Panu brakuje?
Od pięciu lat mieszkam w Stanach, wcześniej przez cztery lata mieszkałem w Niemczech. Czego brakuje mi z Polski? Przyjaciół i rodziny. Chociaż brakuje mi również dań i posiłków mojej mamy. Jednak nie ma takiej rzeczy, której mi szczególnie brakuje. Mogę już teraz powiedzieć, że posiłki, które gotuje mi moja dziewczyna są na poziomie przyrządzenia dań mojej mamy, dlatego szczerze mówiąc – tutaj brakuje mi najbardziej przyjaciół.
W jednej z naszych rozmów powiedział Pan, że jest katolikiem. Odkąd mieszka Pan w USA – trochę się to pokomplikowało…
Zawsze byłem katolikiem, zawsze byłem wychowywany w katolickiej rodzinie i katolikiem będę do końca życia. To, że mieszkam w USA troszkę pokomplikowało moje życie chociażby z tego powodu, że nie jestem w stanie chodzić regularnie do kościoła w niedzielę – co nie oznacza, że nie rozmawiam z Bogiem. Co mecz modlimy się z drużyną przed wyjściem na parkiet i oczywiście mamy „połączenie” duchowe jeśli chodzi o relację z Bogiem.
Jest Pan znany z działalności charytatywnej. W Łodzi działa Pana Fundacja. Dlaczego zainwestował Pan w młodych ludzi?
Postanowiłem wykorzystać moje doświadczenie i znajomości, jakie nawiązałem w NBA. Staraliśmy się stworzyć coś w Polsce na styl amerykański. Coś, co pozwoli i umożliwi młodym ludziom lepszy start niż ja miałem. W tym momencie mamy mnóstwo projektów, w które angażujemy się pełną parą. Mamy wielu partnerów, sponsorów, którzy nam pomagają. I gdyby nie oni to wszystko to było by praktycznie niemożliwe.
Jak Pan świętował Nowy Rok?
Nie świętowałem, bo spałem (śmiech). Byłem w samolocie w drodze do Phoenix. Wystartowałem w starym roku, a wylądowałem w nowym roku.
A co z postanowieniami noworocznymi?
Takich postanowień nie było. Chcę tylko i wyłącznie grać lepiej i zrobić kolejny krok w mojej karierze.
Jakie są Pana plany na 2012 rok?
Przede wszystkim zajść z drużyną ja najdalej i zdobyć miejsce w Play – Off. Pokazać, że jestem zawodnikiem wartościowym, ale co za tym idzie – grać coraz lepiej i upewnić się, że w kolejnych latach będę liderem tego zespołu.
Bardzo często widać, że jest Pan uśmiechnięty. Jest Pan szczęśliwym człowiekiem?
Jak najbardziej tak. Myślę, że gdyby padły z moich ust słowa, że nie jestem – to byłoby to kłamstwo. Będąc w mojej sytuacji, robiąc to, co się kocha i jeszcze dostając za to „górę pieniędzy” mogę powiedzieć, że jestem osobą szczęśliwą. Jestem zdrowy, mam ładną i mądrą dziewczynę. W życiu mi się wszystko układa i co tak naprawdę sobie wymarzę to mam, dlatego szczerze mówiąc jestem bardzo szczęśliwy i nigdy bym tego oczywiście nie chciał stracić.
A największe marzenie?
Największe marzenie to zdobycie mistrzostwa NBA, dotarcie z drużyną do finału. Natomiast jeszcze większym marzeniem byłoby zostanie ojcem i założenie rodziny. Mam wiele różnych marzeń, ale to są marzenia mniejsze, materialne, które praktycznie mogę spełnić z dnia na dzień.
___
Źródło: Tygodnik Katolicki Niedziela