czwartek, 31 stycznia 2019

Gotowi do startu?

Gotowi do startu?
Dlaczego warto biegać? 

👉 ... będziesz zdrowsza. Jest to dobry sposób aby chronić organizm przed przeziębieniem, ale również niektórymi rodzajami nowotworów (rak piersi, jelita grubego). Bieganie pomaga utrzymać w dobrej kondycji serce i płuca.

👉 ... zredukujesz stres. Podczas wysiłku fizycznego wydzielają się endorfiny – hormony szczęścia. Ci, którzy biegają są szczęśliwsi.

👉 ... pozbędziesz się niechcianych kilogramów. Zwykle jest to jedna z głównych motywacji początkujących biegaczy  Nie tylko pozbędziemy się zbędnych kilogramów, ale również zbudujemy masę mięśniową i poprawimy metabolizm spoczynkowy.


👉  ... to jeden z najtańszych sportów. Dobre buty, spodenki i T-shirt. Nie potrzebujemy żadnego karnetu, po prostu ruszamy w trasę.

👉 ... nawiąże nowe relacje. Poznasz nowych ludzi, którzy podobnie jak Ty – biegają, mają plany na przyszłość związane z udziałem w maratonach. A może właśnie nowi znajomi zmotywują Ciebie do udziału w imprezach biegowych?

👉 ... to dobry sposób na złagodzenie napięcia przedmiesiączkowego.

👉 ... bieganie wzmacnia poczucie własnej wartości. To czas aby na nasze sprawy i problemy spojrzeć z dystansu.

👉 ... uczysz się dyscypliny. Dzięki temu, że w grafik wpiszesz bieg – nauczysz się lepszego zarządzania własnym czasem.

👉 ... ochronisz swój wzrok. Naukowcy z Narodowego Laboratorium Lawrence  Berkeley udowodnili, że bieganie może zmniejszyć ryzyko wystąpienia stanów zwyrodnieniowych narządu wzroku, które spowodowane są wiekiem i zaćmą (częściowym albo całkowitym zmętnieniem soczewki oka).

👉 ... będziesz mieć kontrolę nad trądzikiem. Regularne bieganie powoduje obniżenie poziomu tłuszczu we krwi, a to hamuje działanie gruczołów łojowych.

👉 ... będziesz lepiej spać. W walce z bezsennością dotlenienie oraz zmniejszenie niepokoju okazuje się skuteczne i owocuje nieprzerwanym snem.

👉 ... możesz! Możesz wszystko! Możesz biegać wszędzie: wokół domu, w parku, w lesie, na plaży, po schodach w bloku. Zero ograniczeń 😊 I naprawdę czujesz, że możesz wszystko! Powodzenia!

___
Źródło: magazynfamilia.pl
Fot. pixabay.com/pl/  

wtorek, 29 stycznia 2019

[WYWIAD] Zachowania, które nas od siebie oddalają

[WYWIAD] Zachowania, które nas od siebie oddalają
- Kiedy żyjemy złudzeniami to zwykle doświadczamy rozczarowania. A rozczarowanie to obudzenie się z tego „zaczarowanego” świata - mówi Ewa Guzowska - psycholog, psychoterapeuta, coach... 



Pani Ewo, ciągła krytyka i bark chęci zrozumienia, nie tylko utrudnia budowanie więzi w związku, ale ma wpływ na jakość relacji, które tworzymy w ogóle?

Wystarczy popatrzeć wnikliwie wokół siebie. Zobaczymy jak łatwo krytykować wszystkich i wszystko. Zanim jednak zaczniemy krytykować czy oceniać – lepiej byłoby zastanowić się jakie intencje ma w tym osoba oceniana czy krytykowana. Zdecydowanie łatwiej skrytykować kogoś niż przyjrzeć się swojemu zachowaniu. Może zdarzyć się, że to nasze zachowanie spowodowało właśnie takie zachowanie. Istniejąca sytuacja może być wynikiem tego, jak byliśmy traktowani w przeszłości, jak oceniali nas rodzice czy jak oceniali nas nauczyciele. W dorosłym życiu często przenosimy na innych to, czego doświadczyliśmy w dzieciństwie. A takie zachowanie raczej nie przyniesie oczekiwanych efektów - wręcz przeciwnie. Jak możemy się domyślać osoba oceniana czy krytykowana może zacząć się dystansować się w relacji, ponieważ nigdy nie jest „wystarczająco” dobrze. Warto też pomyśleć o tym, czy rzeczy na które zwracamy tak wielką uwagę - naprawdę mają znaczące przełożenie na nasze życie. Niestety często zdarza się odwrotnie.

Tworzymy w myśli idealnego partnera/przyjaciela i nie przyjmujemy do wiadomości, że w rzeczywistości jest inaczej?

Wyobrażenia o partnerze czy w ogóle o życiu najczęściej niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Najgorzej, jeśli nie patrzymy na konsekwencje, a konsekwentnie wspieramy tylko swoje wyobrażenie o partnerze czy świecie. Zdarza się to jednak bardzo często, ponieważ żyjemy bardziej będąc w swojej głowie (marzeniach/ złudzeniach) niż w realnym świecie… Kiedy żyjemy złudzeniami to zwykle doświadczamy rozczarowania. A rozczarowanie to obudzenie się z tego „zaczarowanego” świata – to jedyny sposób, by żyć „ tu i teraz” – bez oczekiwań, wyobrażeń, złudzeń…

Każdy ma wady, chociaż tych swoich staramy się nie widzieć, ale ciągła krytyka może spowodować kompleksy?

Na szczęście każdy ma wady - dlatego mamy całe życie wiele do pracy…. :) Nie ma ideałów, ponieważ wówczas wszystko byłoby już doskonałe. Oczywiście trudno utrzymać ciągle dobry nastrój, ale dodatkowo jeśli podlegamy ciągłej krytyce i negatywnej ocenie - trudniej utrzymać stabilność. Każda zmiana pociąga za sobą konsekwencje, po których nie sposób wrócić do stanu poprzedniego - zwykle tracimy chęć, by w dalszym ciągu dbać o związek tak jak wcześniej, skoro oczekiwany efekt końcowy zamiast przybliżać się, ciągle się oddala.

Nieustanne porównywanie, wyolbrzymienie najmniejszych błędów czy kłótni o nic... Czy to coś złego i da się bez tego budować zdrową relacje?

Nadmierne zajmowanie się drobiazgami i traktowanie ich jako coś najbardziej istotnego w tej chwili (zza wyjątkiem przyjemności), niewiele wnosi do życia, czyniąc je czasami nieznośnym - jeśli mają negatywne konotacje. Relacja może w przyszłości na tym bardzo ucierpieć, a po jakimś czasie może być nie możliwa do odbudowania.

Z drugiej strony – brak motywacji, ale z każdym dniem coraz więcej zranienia... Idealna droga do zakończenia relacji?

Jak zwykle w życiu chodzi o ten złoty środek, który często zapewnia pożądany stan. Patrząc na życie, uważam, że może to jedna z najbardziej istotnych rzeczy jakich dobrze się nauczyć. Niestety sprawa nie jest łatwa, ponieważ to byśmy potrafili ocenić i wybrać to co lepsze dla nas/dla związku to pewnego rodzaju świadomość – czego tak naprawdę chcemy od życia. Chodzi o nas samych, o to jak jesteśmy zainteresowani własną zmianą. A może bardziej chcemy kogoś zmieniać? Z drugiej strony nikogo nie zmienimy, jeśli sam nie zechce się zmienić - szkoda na to czasu. Dobrze zadać sobie pytanie, co mogę zmienić w sobie, by ta sytuacja była lepsza dla mnie/dla związku?

Jeśli doprowadzimy do takiej sytuacji, że ktoś straci poczucie własnej wartości z naszego powodu – jakie mogą być tego konsekwencje?

Jeśli tak się stanie - może to być początek naszych własnych poszukiwań. Byc może z czasem nawet podziękujemy tej osobie, że stanęła na naszej drodze życia.

I jeszcze... kontrola, niczym śledczy. A przecież nikt z nas w relacjach nie jest ograniczony tylko do jednej osoby...

Kontrola to jest słowo, którego osobiście nie lubię. Czy mamy nad czymkolwiek kontrolę? Moim zdaniem nie, ale mamy wpływ na to, co czyni nas osobami wolnymi. Mogę wpływać, sprawdzać, eksperymentować sama ze sobą i to jest wspaniały przywilej…

Przesadna chęć kontroli i zaborczość – gdzie jest ich źródło?

Najczęściej zaczyna się już w dzieciństwie. Jesteśmy ciągłością - wszystko ma swoją przyczynę i najważniejsze, by do niej dotrzeć. Zajmowanie się tylko objawem może być często chwilowe i nietrwałe.

🌻 🌺 🌻

Życzę Wszystkim dobrych związków, a przede wszystkim tego najważniejszego – DOBREGO ZWIĄZKU Z SAMYM SOBĄ - od tego zaczyna się WSZYSTKO.


🌺 🌻 🌺

___
Źródło: mojafigura.com 
Fot. pixabay.com/pl/   

niedziela, 27 stycznia 2019

Domowe sposoby na wypadajace wlosy

Domowe sposoby na wypadajace wlosy
Problem wypadania włosów dotyczy chyba większości z nas, zarówno kobiet jak i mężczyzn. Z pewnością wpływa na to wiele czynników – zarówno zewnętrznych i jak wewnętrznych.




Wśród wielu przyczyn wypadania włosów należy wymienić te, które są najczęstsze. Należą do nich m.in.: zmiany hormonalne, choroba, stres, stany zapalne organizmu, anomalia skóry głowy oraz źle dobrana dieta. Także częste wizyty w salonach kosmetycznych, intensywne zabiegi fryzjerskie i niewłaściwa pielęgnacja włosów mogą być przyczyną ich wypadania. Zanim jednak wybierzemy się do apteki i specjalisty – warto skorzystać z domowych sposobów, które na pewno okażą się pomocne. Domowe sposoby w walce z przeziębieniem zwykle są skuteczne, dlaczego więc i z problemem wypadania włosów nie zmierzyć się domowymi sposobami? 

🌹 Maseczka z żółtek jaj – zacznijmy od tego, że maseczka jest niezwykle łatwa w przygotowaniu. Wystarczy, że oddzielimy żółtķa od białek, rozmieszamy i nałożymy na nieumytą skórę głowy i włosy. Maseczkę pozostawiamy na około godzinę, głowę przykrywamy ręcznikiem. Następnie spłukujemy dużą ilością wody.

🌹 Czosnek – okazuje się, że jest niezwykle skuteczny w walce z wypadającymi włosami. Jest to jeden z najbardziej znanych, naturalnych leków. Czosnek jest bogaty w wiele witamin. Rozgniatamy, wsmarowujemy w skórę głowy i pozostawiamy na ok. 20 min. Myjemy głowę. Mieszankę z czosnkiem stosujemy nie częściej niż raz w tygodniu.

🌹 Oliwa z oliwek – zawiera jedno-nienasycone kwasy tłuszczowe, które mają wpływ na wiele płaszczyzn w organizmie. Olejowanie włosów oliwą z oliwek nawilża je, zapobiega wypadaniu i pomaga odbudować strukturę zniszczonych włosów. Chroni suche i zniszczone włosy.

🌹 Drożdże – odżywczy składnik. Drożdże rozpuszczamy w szklance i pijemy mieszankę. Smak nie należy do przyjemnych, ale czyż nie warto trochę pocierpieć dla urody?

🌹 Sok z pokrzywy – choć pokrzywa głównie kojarzy nam się z niepotrzebnym chwastem – pomaga w walce z wypadającymi włosami. Liście pokrzywy działają wzmacniająco.

Pamiętajmy też o tym, że nieprawidłowe uczesanie również może być przyczyną wypadania włosów. Fryzura typu „koński ogon” czy kok – przyczynia się do zaniku mieszków włosowych. Tapirowanie, rozczesywanie na siłę i zbyt ciasne wiązanie włosów mają wpływ na uszkodzenie mechaniczne włosa. Trwała ondulacja czy zbyt częste farbowanie włosów powodują osłabienie struktury włosów. 

Kilka tygodni temu odkryłam dwa cudowne produkty, po których zastosowaniu widzę różnicę - zwykle przy rozczesywaniu na szczotce zostawało bardzo dużo włosów... Pierwszym odkryciem jest szampon ISANA PROFESSIONAL - szampon pielęgnacyjny olej arganowy, który przeznaczony jest przede wszystkim do włosów zmęczonych i suchych. Już po pierwszym stosowaniu zauważyłam efekt lśniących włosów i wierzę, że przez stosowanie tego szamponu włosy stają się wzmocnione. A drugi produkt to maska do włosów z tej samej serii. Jestem bardzo zadowolona z obydwóch produktów 😊 Moża je kupić w drogeriach Rossmann.     

Włosy trzeba zawsze odpowiednio pielęgnować – bez względu na porę roku, ponieważ zawsze są one narażone na szkodliwe działanie wielu czynników atmosferycznych. A lato, choć jest bardzo przyjemne – szczególnie może zaszkodzić naszym włosom. Zwłaszcza latem – promieniowanie UV, moczenie głowy w chlorowanej wodzie – przyczynia się do wypadania włosów.

Domowe sposoby są skuteczne, ale wymagają czasu i cierpliwości. Efekty na pewno będą widoczne. Być może jedną z przyczyn wypadających włosów jest właśnie zła dieta? Może brakuje w niej witamin i minerałów? Brak niezbędnych składników odżywczych może powodować nadmierną utratę włosów. Spożywajmy to, co zdrowe – ryby, warzywa, owoce, nasiona strączkowe, mięso i produkty mleczne. 

___
Źródło: magazynfamilia.pl 
Fot. pixabay.com/pl/  

piątek, 25 stycznia 2019

Halina Frąckowiak: Śpiewanie było mi pisane...

Halina Frąckowiak: Śpiewanie było mi pisane...
W czasach mojego dzieciństwa święta Bożego Narodzenia były bardzo skromne. Prezenty były praktyczne: piżamka, koszulka. Były też orzechy,  pierniczki i pomarańczki – wspomina z uśmiechem Halina Frąckowiak. 


Zza okna widać Świątynię Opatrzności Bożej. – Mieszkam tutaj od 2014 r. Kiedy się przeprowadziłam, zadzwoniłam aby zaprosić księdza w celu poświęcenia mieszkania, zwłaszcza, że był to czas świat Bożego Narodzenia – mówi piosenkarka.
Chociaż wcześniej przez ponad czterdzieści lat mieszkała w Warszawie na Zaciszu, to na Wilanowie czuje się bardzo dobrze. Jeśli kalendarz pozwala, tutaj odpoczywa i nabiera sił do pracy. – W ciągu dnia brakuje mi czasu, chodzę późno spać, a często czytam do pierwszej w nocy – mówi. Dom na Zaciszu to niekończące się opowieści o mamie, która nie żyje od kilku lat. To wspomnienie wspólnych śniadań, które przedłużały się nawet do godz. 13.00...

🌺 MAKI I KANAPKI

Do dzieciństwa w Poznaniu Halina Frąckowiak również powraca z sentymentem. Dobrze zapamiętała dzień Pierwszej Komunii Świętej. – Całą uroczystość przygotowała mamusia. Widząc moje wielkie przejęcie, niepokoiła się o mnie. Po rodzinnym obiedzie wyszłam na dwór do koleżanek i kolegów i razem graliśmy w piłkę. Pamiętam też, że od taty dostałam zegarek i czerwone maki. Do dziś czerwone maki są dla mnie najważniejszymi kwiatami z dzieciństwa – mówi.

– Mimo, że rodzice się rozwiedli, czułam się „kochaną córeczką tatusia” – opowiada piosenkarka. – Cały ciężar wychowania nas, bo mam jeszcze starszego brata, przyjęła na siebie mamusia. Wstawała wcześnie, by podać nam śniadanie przed wyjściem do pracy. Dostawałam do łóżka zupę mleczną, a później mogłam jeszcze troszkę pospać.
– Czasem zdarzyło się, że mamusia zaspała. Mówiła wtedy: „Halusia, zrób mi jakąś kanapkę, bo nie zdążę”. A ja, z zamkniętymi jeszcze oczami, robiłam tę kanapkę – uśmiecha się Halina Frąckowiak. – Mamusia mówiła: „Chyba kiedyś będziesz bardzo bogata, bo jak ty mi posmarujesz chleb, to widzę przez niego cały Poznań”.

„Tatuś, wróć” – powtarzałam przez wiele lat po tym, jak od nas odszedł. Jak katarynka. Myślę, że tymi słowami sprawiałam mu przykrość i kłopot – mówi. – Mamusia zawsze dbała, abyśmy mieli kontakt z tatą. W kamienicy, w której mieszkaliśmy, mieszkała również siostra taty, więc często się z nim spotykaliśmy – dodaje. – Bardzo silnie byłam związana nie tylko z rodzicami, ale i z rodziną i w dzieciństwie, a także w wieku dojrzałym. 

🌺 SERCE GWIAZDY

Sukcesów na artystycznym koncie piosenkarka ma wiele, ale podkreśla, że nie pieniądze są w życiu najważniejsze. – Nigdy nie były celem, do którego dążyłam. Naturalną sprawą jest to, że za pracę otrzymujemy zapłatę. Tak jak w muzyce celem ma być jakość. Dla mnie bardzo ważne są wartości, czyli prawda, którą przekazuję. Śpiewanie to nie tylko emisja, ale także zewnętrzny wizerunek.

Wystąpiła kilka razy w odważnych kreacjach, np. w słynnej zbroi podczas festiwalu w Opolu w 1970 r. – Co prawda ta metalowa sukienka nie była w pełni zabudowana, ale była piękna – wspomina. – Zobaczyłam w „Vogue’u” modelkę we wspaniałym metalowym stroju. Zachwycona nim poprosiłam panią Barbarę Hoff, która projektowała dla mnie kostiumy sceniczne, ale także prywatne, o podobny kostium do tego, który zobaczyłyśmy w magazynie.

- W naturze kobiety leży to, że chce się pięknie prezentować. Pięknie prezentować oznacza również jej sposób bycia, to jakim mówi językiem. Niekoniecznie aby zostać zauważona musi sztucznie podkreślać urody. 

Karierę rozpoczęła w wieku zaledwie szesnastu lat, w dzień swoich urodzin. Zadebiutowała w 1963 r. na II Festiwalu Młodych Talentów w Poznaniu. Ukończyła również psychologię na Uniwersytecie Warszawskim, ale studia musiały czekać dwadzieścia lat. Spotkała tam wielu dobrych ludzi, nawiązała przyjaźnie.

Koncertowała w kraju i za granicą, zdobywała nagrody. W 1971 r. podjęła decyzję o karierze solowej, a rok później wydała pierwszy solowy krążek „Idę”. Potem były kolejne: „Geira” (1977), „Ogród Luizy” (1981), „Serca gwiazd” (1983), „Halina Frąckowiak” (1987), „Przystanek bez drogowskazu… Garaże gwiazd (2005), „50 piosenek na 50 lat” (2013).

– Na pewno moim przeznaczeniem było śpiewanie. A co jeszcze przede mną? – pyta z uśmiechem, a jest niejako w przededniu nowej płyty. – Mam już materiał przygotowany do płyty, oraz nagrane dwa utwory. Jeden z nich to kompozycja Zbyszka Wodeckiego, którą od niego otrzymałam jakiś czas temu... Do tej muzyki Jacek Cygan napisał słowa, a piosenka nosi tytuł „W Krakowie pada deszcz”.

🌺 WSZYSTKIE MOJE PARAFIE

– Jestem rycerką Maryi Niepokalanej, należę do Wspólnoty św. Szarbela – mówi. – Usłyszałam takie powiedzenie, z którym się zgadzam: Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to i wszystko inne jest na właściwym. Oczywiście ważny jest intelekt, mądrość i wiedza – i dobrze, jak się ją poszerza, ale wielu uczonych u schyłku swojego życia mówiło: „Dalej już tylko Bóg”.

Jest parafianką Świątyni Opatrzności Bożej, to sercem jest związana z kilkoma parafiami. – Jestem bardzo związana sercem z Dominikanami na Służewie. Kilka lat temu w rozmowie z proboszczem o. Witoldem i Piotrem Szarkiem, powstał pomysł realizowania corocznych Zaduszek Artystycznych. W tym roku Zaduszki odbyły się po raz piąty, a wspieraliśmy ofiary handlu ludźmi w Afryce. Ludzie mają otwarte serca i są bardzo hojni. Zaproszenie do wzięcia udziału przyjęli wspaniali artyści, piosenkarze, aktorzy, dziennikarze, muzycy.

Śpiewała również dla Jana Pawła II. – Z okazji dwudziestopięciolecia pontyfikatu byłam w Rzymie. W Watykanie, na uroczystości, która była dla mnie wielkim przeżyciem, miałam zaszczyt śpiewać przed Ojcem Świętym. Z jednej strony było to ćwierćwiecze pontyfikatu, z drugiej – imieniny Karola i wieczór poezji Karola Wojtyły. Każdy z nas, aktorzy i osoby śpiewające, miał do wyboru jakiś wiersz Wojtyły. Wybrałam „Pieśń o Słońcu Niewyczerpanym”. Śpiewałam również „Pannę pszeniczną”, ulubiony utwór Ojca Świętego – a dla mnie jest on Litanią do Najświętszej Maryi Panny. Gdy kard. Wojtyła wyjeżdżał na konklawe do Rzymu, pięknie śpiewali mu ją górale. 

– W 2002 r. nagrałam singiel „Wołanie”, dedykując ten utwór Janowi Pawłowi II i wybrałam się na pielgrzymkę do Krakowa, z płytą, która została wręczona papieżowi – wspomina. W 2006 r. wydała płytę „Przystanek bez drogowskazu”. – Na niej nagrałam „Pieśń o Słońcu Niewyczerpanym”, którą zaśpiewałam z moim synem Filipem.

Razem z synem brali udział w kilku prywatnych audiencjach u Jana Pawła II. Ojcem Filipa jest Józef Szaniawski – ostatni więzień polityczny PRL. – Filip był też ze mną na uroczystości dwudziestopięciolecia pontyfikatu, ale również i w późniejszym czasie, kiedy zapragnęłam pojechać z pielgrzymką do Watykanu. I wówczas także mieliśmy szczęście, że uczestniczyliśmy w audiencji u Ojca Świętego. Za każdym razem było to wielkie przeżycie – wspomina wzruszona.

Jan Paweł II głęboko w swoim sercu miał Maryję. Ja przez całe swoje życie duchowe czuję opiekę Matki Bożej. Ona jest także moją Mamą. Mam poczucie wielkiej łączności Maryi i Jana Pawła II, który też mnie przywoływał, aby wyjść z tego szaleństwa czasowego, koncertów, pracy i oddania muzyce, żeby być bardziej świadomą ducha – mówi. – Poza tym jednak, że go kochamy, nie wolno nam zapomnieć, że zostawił po sobie swoje nauczanie i książki. Ma to szczególną wartość dla młodych ludzi, studentów, którzy wkraczają w dorosłe życie. 

🌺 RADOŚĆ BABCI

Mimo wielu zadań i obowiązków uwielbia spędzać czas ze swoimi wnuczętami: dziesięcioletnim Frankiem i czteroletnią Zosią. – Jestem zapracowaną, ale bardzo kochającą babcią. Kiedy dostaję wiadomość, że jestem potrzebna, jestem z nimi z wielką radością. Kilka dni w grudniu spędziłam fantastyczny czas z Zosią, ale także miałam wielką przyjemność ponieważ uczestniczyłam w zawodach szermierczych, w których brał udział mój wnuczek Franek. Spotkanie kończyło się w świątecznym nastroju.

Halina Frąckowiak powraca jednak z sentymentem do świątecznych wspomnień ze swojego dzieciństwa. – Doskonale pamiętam święta, podczas których zapaliła się choinka. Tato już z nami nie mieszkał, ale przychodził jako Gwiazdor [w Poznaniu prezenty przynosi Gwiazdor – przyp. red.]. Chodził na szczudłach, przez co był bardzo wysoki. Kiedy od świeczki zapaliła się firanka, tato zdjął szczudła i wtedy prawda wyszła na jaw – uśmiecha się Halina Frąckowiak.

___
Źródło: Tygodnik Idziemy  
Fot. Źródło: polskieradio.pl /PAP/ Marcin Kmieciński   

środa, 23 stycznia 2019

[WYWIAD] Ks. Kaczkowski: Miłość jest modlitwą...

[WYWIAD] Ks. Kaczkowski: Miłość jest modlitwą...
O rozumieniu choroby, odchodzeniu, godności człowieka chorego, bliskości i miłości rozmawiałam z Ks. Janem Kaczkowskim w styczniu 2015 roku... 


W swojej książce napisał Ksiądz, że choroba to nie jest kara za grzechy...

Nie jest. W Ewangelii wg św. Jana, kiedy Jezus uzdrowił niewidomego od urodzenia, Jego uczniowie zadali Mu pytanie: „Kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?”. Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże”.

Jak tłumaczyć sobie, że osoby młode, które mają rodziny, wkrótce odejdą z tego świata? Niektórzy mówią, że te osoby są potrzebne w niebie...

Głupoty gadają. Kto mówi, że są potrzebne w niebie? To tak, jakbyśmy chcieli ustawić Pana Boga jako przeciwnika naszego szczęścia, naszej wolności i naszych bliskich. Sami w prosty sposób próbujemy znaleźć logiczne wyjaśnienia. Chcemy, aby wszystko bardzo dobrze się poukładało. To prowadzi do pułapki banalnych odpowiedzi. Czy naprawdę koniecznie musimy wszystko wiedzieć? Do mnie najbardziej przemawiają słowa Benedykta XVI, uczonego papieża, który na pytanie 7-letniej dziewczynki, dlaczego tsunami w Japonii zabiło całą jej rodzinę, z dziecięcą bezradnością odpowiedział po prostu: „Nie wiem”. Są takie momenty, że trzeba powiedzieć „nie wiem” i przestać siebie i innych katować doszukiwaniem się w nieskończoność sensu. To może nas prowadzić na manowce typowo ludzkich spekulacji, bo to bardzo często jest niezrozumiałe. Nie chcę powiedzieć banalnie, że kiedy staniemy „po drugiej stronie”, wszystko się wyjaśni. Tego nie wiemy. Może brutalnie to zabrzmi, ale śmierć jest wpisana w nasze życie jak wszystko inne. Starsi księża mówili: „Stary musi umrzeć, a młody – może”. Nie sprzeciwiajmy się oczywistym faktom, że ludzie umierają.

W hospicjum spełniacie takie proste życzenia pacjentów, jak np. podanie ulubionego dania. Dlaczego to jest aż tak ważne?

Godność człowieka musi przejawiać się we wszystkim, nawet w najmniejszym geście. Wobec osób chorych, zwłaszcza tych w agonii, dbanie o godność jest kluczowe. Najlepiej ukazać godność przez zwykły szacunek w codzienności. To może być czyjś ostatni posiłek, więc niech on będzie z klasą –smaczny, pięknie podany itp. Umierający mają prawo dobrze zjeść, bo w tym drobnym geście miłości jest sam On.

Co jest najważniejsze w czasie trwania przy łóżku chorego?

Spokój, łaska uświęcająca, modlitwa, zadbanie o to, aby przyjął sakrament chorych – Komunię św., tzw. wiatyk, która prawdopodobnie będzie ostatnią Komunią św. w jego życiu – na drogę ku wieczności. Dobrze, aby była też zapalona gromnica, aby odmawiać koronkę do Bożego Miłosierdzia, litanię do św. Józefa. A ponad to wszystko – miłość i bliskość.

Czasem trudno skupić się na modlitwie, kiedy naszego kochanego bliskiego trzymamy za rękę...

To wystarczy. Miłość też jest modlitwą. Cierpienie i nasze łzy, które spływają mimowolnie po policzku, także mogą być modlitwą. Jedność, szczerość i pełne otwarcie duszy, które zaboli. Należy unikać faryzeizmu, odklepanych modlitw, teatralnych gestów rozpaczy. To wszystko musi wypływać z serca.

W jaki sposób nieść pocieszenie temu, kto niedługo odejdzie?

Trzeba mówić delikatnie o swojej wierze w perspektywie nadprzyrodzonej, ale tak, żeby uszanować wolność drugiego. Nie możemy naszego aktu woli wmusić umierającemu, ale możemy o nim świadczyć. Możemy powiedzieć: „Mój drogi, jestem przekonany, że to nie jest koniec. Nie bój się. Jestem przy tobie. Jest twój Anioł Stróż, Matka Najświętsza. Ufam mocno, że jak puszczę cię za rękę, twoja ręka wpadnie w miłującą rękę Pana Boga. Kiedy odepchniemy twoją łódkę od tego brzegu, za chwilkę będzie drugi brzeg – Wieczność”.

A jak w takiej sytuacji „modelowo” powinni zachować się najbliżsi?

Kiedy było trudno, wszyscy płakali – wszyscy byli. Chory czuł się spokojnie, nic go nie bolało, nie dusił się – był medycznie zabezpieczony. Rodzina miała możliwość powiedzenia ważnych słów: „kocham”, „przebaczam”, „proszę o wybaczenie”, „przepraszam”. Chociaż jest ciężko, paradoksalnie – jest bardzo spokojnie. Wszyscy czują się spełnieni, na swoich miejscach. Wtedy nie ma panicznej rozpaczy. W hospicjum nazywamy to „śmiercią domkniętą”.

___
Źródło: Tygodnik Katolicki Niedziela, nr 6/2015, 16 - 17. 
Fot. Daniel Krakowiak 

poniedziałek, 21 stycznia 2019

[WYWIAD] Stróże wartości...

[WYWIAD] Stróże wartości...
O relacji dziadków do wnuków, zadaniach, rolach i wyjątkowości więzi, ale też o starości i pustce po śmierci babci czy dziadka mówi Waldemar Dulęba – certyfikowany psychoterapeuta Międzynarodowego Towarzystwa Terapii Systemowej z Heidelbergu, współzałożyciel Pracowni Terapii i Rozwoju



Panie Waldemarze, wspólnie z babcią i dziadkiem świętujemy ich święto. Nie ma wątpliwości, że relacje z dziadkami są szczególne, ale można je określić jako ważniejsze czy mniej ważne w porównaniu do relacji z rodzicami? 

Daleki byłbym od hierarchizacji, ponieważ każda z tych relacji opiera się na czymś innym, również na innym poziomie, chociażby pokoleniowym budowana jest ta więzi. Każda z tych relacji jest specyficzna. Relacja dziadków do wnuków jest z pewnością relacją wyjątkową, ale nie powiedziałbym, że jest to relacja mniej ważna od tej z rodzicami.

Co jest podstawą relacji babci i dziadka do wnuków? 

Specyfika tej więzi polega na kilku wymiarach. Na pewno ważną rzeczą jest pewien rodzaj wymagań – inne wymagania mają rodzice wobec dzieci, a inne - dziadkowie wobec wnuków. Dziadkowie skłonni są do tego, aby mieć więcej wyrozumiałości, ciepła, wsparcia, cierpliwości. Mają też więcej czasu i cierpliwości.

Inny rodzaj, ale nie można powiedzieć, że dziadkowie nie mają żadnych wymagań wobec wnuków... Ich rola widoczna jest w relacji wnuki – dzieci, ponieważ zależnie od sytuacji, ale są trochę jak sędzia w ringu. Z większym wyczuciem i zrozumieniem oceniają całą relacje i to, co się dzieje...

Dziadkowie są bardziej wyrozumiali, są skłonni do tego, aby usprawiedliwiać wnuki nie tylko przed rodzicami, ale i innymi członkami rodziny, przyjaciółmi. Oczekiwania dziadków od wnuków są zupełnie inne, ponieważ budowane są na innych doświadczeniach i oczekiwaniach . Dziadkowie bardziej „obsługują” tę część wrażliwą, ciepłą, rozumiejącą, czasami ochraniającą. Oczywiście chcą aby wnukowie mieli udane życie, odnosili sukcesy, ale nie mają aż takich oczekiwań jak rodzice względem dzieci. Na pewno też jest mniej konfliktów w relacji dziadkowie – wnukowie.

Konflikty, o których Pan wspomniał z pewnością pojawia się, kiedy wnukowie dorosną i nie będą już chcieli słuchać tego, co babcia i dziadek radzą... W konsekwencji – ranimy tę miłość...

Zranień ze strony dzieci czy młodych ludzi na pewno będzie mniej w stosunku do babci czy dziadka niż do rodziców. W relacji do rodziców zawsze będzie więcej buntu, oporu. Wynikać to może również z tego, że dziadkowie zazwyczaj nie są tak oceniający jak rodzice. Oni oczywiście mogą być rozczarowani, ale nie będą zezłoszczeni. W relacji między rodzicami a dziećmi jest jeszcze jeden ważny moment, kiedy dziecko chce autonomii – dziadkowie tę autonomię łatwiej akceptują. Wyjątkiem jest relacja, w której dziadkowie są bardzo ingerujący, zaborczy... Bardzo małe jest jednak prawdopodobieństwo, że ze strony dziadków samodzielność wnuków będzie utrudniana.

W jakich przypadkach jest sens pozbawiać dzieci kontaktu z dziadkami?

Jest to ciekawe pytanie, bo dlaczego rodzice mieliby ingerować w taki sposób, aby ograniczać czy wręcz uniemożliwić tę relacje? Pierwszym obszarem, który może mieć znaczenie jest to, że dziadkowie są identyfikowani jako zagrożenie - mają zły wpływ na dzieci poprzez to, jaki lansują styl życia, czy chcą aby było tak jak oni sobie życzą. Wtedy rzeczywiście może pojawić się taka chęć, aby odizolować dzieci od niechcianego wpływu dziadków. Innym obszarem kiedy rodzice, czy jedno z rodziców będzie uniemożliwiało czy próbowało uniemożliwić kontakt dzieci z dziadkami jest element pewnego rodzaju rozgrywki między rodzicami a dziadkami. Będzie to rodzaj nacisku, kary za coś – np. za nadmierną ingerencję.

Do czego to doprowadzi?

Można zrobić przykrość dziadkom poprzez to, że ograniczy się im albo uniemożliwi się kontakt z wnukami...

... ta przykrość nie dotknie także wnuków? 

To nie ulega wątpliwości, że tak się stanie, szczególnie w przypadku kiedy ich więź jest dobra. Jest to sytuacja, w której dziecko pozbawione jest „kogoś” ważnego, istotnego w ich dotychczasowym życiu. Nie chodzi tutaj tylko o aspekt miłości, czułości, rozpieszczania, bezwarunkowej akceptacji, ale też pozbawienie dziecka możliwości ciągłości w aspekcie przekazu pokoleniowego.

Takich „prywatnych historyków”?

Tak, ponieważ uniemożliwienie kontaktu dzieci z dziadkami to pozbawienie jakiegoś rodzinnego przekazu, który dziadkowie przekazują swoim wnukom. Brak kontynuacji poczucia przynależności do grupy rodzinnej.

Dlaczego jest to takie ważne? 

Przede wszystkim jest to aspekt budowania i łączenia tego, co dawne z tym, co aktualne. Poczucia jakiejś przynależności do konkretnej grupy, poczucia, że wiem skąd jestem, jaka jest moja historia, jaką tradycja. Częściej dziadkowie coś ujawniają, co jest tajemnicą rodzinna. Aspekt pochodzenia, budowania własnej tożsamości, przynależności bardzo jest ważny. Niekiedy opowieści rodzinne są rodzajem pewnej baśni czy legendy, którą się przyjemnie słucha. Widzenie siebie w szerszym kontekście niż indywidualnym jest istotne, ale chyba tylko w takich rodzinach, w których faktycznie ważny jest aspekt relacyjny i to wielopokoleniowy. 


Dużo jest możliwości, aby te relacje budować, umacniać. Jednym z takich przykładów może być gra planszowa – wspólna gra dziadków z wnukami...  

Przekaz dziadków wnukom jest unikatowy. To, czego się dowiemy czy możemy dowiedzieć od dziadków rzadko kiedy dowiemy się od rodziców – z różnych powodów... chociażby dlatego, że mają troszkę inną perspektywę. To dziadkowie są przekazicielami unikatowej wiedzy, która dotyczy bardzo osobistych, również i naszych spraw. Chociażby z tego powodu dziadkowie mogą być ciekawymi przekazicielami historii rodzinnej. Nikt nam tego nie przekaże w taki sposób jak zrobią to dziadkowie.

Wobec tego na czym polega ta szczególną więź między dziadkami i wnukami? 

Wnukowie pojawiają się w szczególnie ważnym momencie w życiu. Zwykle urodzenie wnuków zbiega się dziadkom z kończeniem jakiegoś etapu w ich życiu – np. aktywności zawodowej. Powstaje pytanie jak funkcjonować społecznie, jak się odnaleźć W Innych rolach... Pojawienie się wnuków otwiera nowy sens. Coś w nich ożywia, daje nadzieję. Pojawienie się wnuków to też wymiar biologiczny – mianowicie są gwarancją przedłużenia rodu. Być może jest i tak, że ta relacja daje dziadkom nadzieję, że to co się nie udało osiągnąć ich dzieciom - uda się osiągnąć wnukom. Chodzi o to, aby uniknąć błędów, które popełnili z własnymi dziećmi.

Jednocześnie – mimo dobrych chęci – może powstać konflikt... 

Z całą pewnością jest to zarzewie różnego rodzaju konfliktów. Dziadkowie być może mają takie poczucie, że ich doświadczenie rodzicielskie może jednak być przydatne przy wychowaniu ich wnuków.

Wspominaliśmy o ograniczeniu kontaktu dziadkowie – wnukowie, ale co w przypadku, kiedy umiera babcia a dziecko ma zaledwie kilka latek? Da się wypełnić pustkę po stracie tak wyjątkowej osoby?  

To, w jaki sposób przeżywana jest utrata dziadków zależy od tego jaki był kontakt i więź między nimi, ale też od tego, jaki jest w rodzinie stosunek do umierania i śmierci. Jeśli więź nie była silna to być może ta strata nie zostanie jakoś głęboko przeżyta, ale kiedy rola i udział dziadków w życiu rodziny jest znaczący – to strata babci czy dziadka będzie przeżywana boleśnie. Ważne jest to o czym wspomniałem - stosunek do śmierci, umierania, starości. I w jaki sposób przekazujemy to młodszemu pokoleniu. Jeśli babcia czy dziadek chorują – można porozmawiać z dzieckiem, i próbować przygotować dzieci do faktu śmierci i utraty.

Można zastąpić tę pustkę? 

Może nie trzeba zastępować... O wiele lepiej byłoby uznać tę stratę i z pomocą dorosłych – przeżyć ją. Uczyć się też budować inne relacje, które będą dobrymi relacjami. Nie sądzę, aby kojenie bólu po stracie w taki sposób: „nie martw się, masz jeszcze dziadka” było dobrym pomysłem. Bardzo ważne jest to, aby zmierzyć się z utratą i pamiętać kim był ktoś, kto zmarł, ale nie chodzi też o to, aby być ciągle w żałobie. Dużo zależy od tego w jakiej relacji byliśmy i jaki mamy stosunek do tego szczególnego rodzaju utraty jaką jest śmierć bliskich.

Jakie jest zadanie rodziców?  

Pomagać dzieciom w przejściu momentu utraty i później. Żałoba to proces czasami długotrwały i nie łatwy, gdyż nie tylko wnuczka czy wnuk utraciło bliską osobę, ale też ta utrata dotyczy rodziców. 

Wróćmy do relacji dziadkowie – wnukowie. W jaki sposób pielęgnować relację? 

Bardzo ważnym aspektem jest przekaz pokoleniowy. Jest to ważny element łączący, ale chyba niewystarczający, by pielęgnować relacje. Zarówno od dziadków jak i od wnuków musi być zaciekawienie, nie tylko sobą i własną historią. Dziadkowie powinni interesować się tym, co wnukowie robią, ale nie powinno być to zaciekawienie, które przeradza się w kontrolę.

Możemy mówić o podstawowych zadaniach babci i dziadka?

Jest to bardzo ciekawy obszar, ponieważ te zadania wynikają z tego, czego sami dziadkowie oczekują od wnuków i czy dziadkowie są w dostateczny sposób uważni na potrzeby wnuków. Rola, funkcja, miejsce jakie dziadkowie pełnią w rodzinie ewoluuje i jest – a przynajmniej dobrze by było, dostosowane do zmian jakie mają miejsce w obrębie nas. Czego innego oczekiwano od babci czy dziadka kilkanaście lat temu – czego innego oczekuje się dziś. Inaczej te rolę pełnią dziadkowie w mniejszych miastach, inaczej – w dużych, a że pewne jeszcze inaczej na wsiach. Dziadkowie zmienili swój styl życia na bardziej autonomiczny. Już nie tylko będą się „karmić” szczęściem wnuków, ale też będą mieli swoje sprawy, więcej czasu gotowi są poświęcić własnemu rozwojowi. W jakimś sensie stają się partnerami w życiu społecznym.

Chyba zwłaszcza babcie stają się kobietami nowoczesnymi, które wybierają np. smartfony... 

Z perspektywy dziadków ta nowoczesność wnuków, o której pani wspomniała – jest przyjmowana z większą życzliwością niż nowoczesność rodziców. Jeśli dziadkowie są nowocześni to jest to pewien rodzaj dumy i zadowolenia, podziwu. W przypadku rodziców jest już inaczej – czyli więcej krytycyzmu. Może to się wiązać z pewnego rodzaju rywalizacyjnością, bo próbują udawać młodego... Babcia i dziadek znajdują większe uznanie wnuków. Dziadkowie też są bardziej wyrozumiali i tolerancyjni i wnukowie również wobec swoich dziadków potrafią być nie tak surowo w ocenach jak wobec rodziców.

W świecie, w którym ciągle gdzieś gonimy – ciężko nam czasem znaleźć czas aby odwiedzić dziadków nawet w te szczególne dni – Dzień Babci i Dzień Dziadka. Czy to nie jest tak, że prezentami chcemy zrekompensować brak naszej obecności?  

Sądzę, że to w jaki sposób będziemy obchodzić uroczystości czy święta jest sprawą drugorzędną, ponieważ najważniejsza jest pamięć i sposób w jaki tę ważność wyrazimy. Dzień Babci i Dziadka jest szczególnym dniem, czego dowodem jest jego uznanie i ustanowienie 21 i 22 stycznia.

Jaka wobec tego jest rola dziadków w życiu wnuków? 

Rola dziadków w życiu wnuków jest różnoraka. Można dodać do tego stałość, ponieważ kiedy żyją dziadkowie – stwarzają poczucie bezpieczeństwa i niezmienności. I chcielibyśmy żeby tak było zawsze, byśmy nie tracili niczego z tych zasobów, które mamy. A tu, jednym z pierwszych doświadczeń utraty w życiu wnuków jest śmierć dziadków jako najbliższych osób. To zaczyna również konfrontować młodych ludzi z tym, że w życiu nie ma nic trwałego. Trzeba się mierzyć z utratą, śmiercią i kruchością życia. Jest to bardzo ważny aspekt. Chcielibyśmy by dziadkowie byli filarem tego trwania. Są tymi, którzy budują szerszą perspektywę historyczną rodziny – wiemy skąd pochodzimy. To oni – dziadkowie – są nauczycielami wrażliwości, ciepła, miłości, akceptacji.

A jaka jest rola wnuków w życiu dziadków?  

Wnukowie wnoszą w życie dziadków nadzieję, że coś będzie kontynuowane. Jest to rodzaj nowej nadziei, nowej perspektywy. Jak najbardziej mają też funkcję motywującą, poprzez zaciekawienie tym, co nowe... Jeśli ta więź, ta relacja będzie znacząca – i jest pielęgnowana, umacniane – znajdujemy czas, zainteresowanie, uwagę dla dziadków. To jest ważna informacja dla nich, że są dla nas ważnymi osobami. Nie jest to więź porównywalna do żadnej innej.

Co jest najtrudniejsze w tej relacji?

To, co jest trudne to konfrontacja ze starzeniem się dziadków. Jest to bardzo ważny moment w budowaniu relacji i tego, w jaki sposób to się przeżywa... Jest to ważne w życiu zarówno dziadków jak i wnuków.

Wspominaliśmy o ważnym elemencie w budowaniu relacji jakim jest przekaz pokoleniowy, ale i wartości, które dziś może już nie są tak oczywiste...  

Dziadkowie to przekaziciele wartości. W dzisiejszym świecie wartości coraz bardziej zanikają, albo nadawane są im inne znaczenia... Dziadkowie są stróżami i przywracają pierwotny sens wartościom takim jak uczciwość, poświęcenie, wiara, troska. Sami żyją tymi wartościami i do nich się odwołują. Będą też czuwać nad tym aby wartości, które są dla nich istotne - były przekazywane wnukom.

___
Źródło: Tygodnik Idziemy
Fot.: archiwum prywatne 


sobota, 19 stycznia 2019

[WYWIAD] Czy da się żyć z egoistą?

[WYWIAD] Czy da się żyć z egoistą?
- Czego oczekuję od osoby, która nie widzi dalej niż czubek własnego nosa? Czy nie oczekuję rzeczy niemożliwych? A jeśli tak, kto tak naprawdę jest winny zaistniałej sytuacji? Do kogo mogę mieć pretensje? Pewnie można jeszcze wiele innych pytań postawić - pyta Ewa Guzowska - psycholog, psychoterapeuta, coach...  



Pani Ewo, po jakich cechach rozpoznać egoistę? 

Egoista zwykle bardzo skoncentrowany jest głównie na sobie, jakby cały świat poza nim samym nie miał znaczenia. Rzadko przyznaje się do jakichkolwiek swoich słabości, a wręcz przeciwnie - gardzi takimi ludźmi, jednocześnie nie widząc, że to czyni m.in. człowieka bardziej ludzkim. Rzadko, a raczej nigdy - nie można liczyć na jego pomoc kiedy nie widzi własnego interesu - nie podejmuje żadnych działań, gdyż brakuje im empatii i wyobraźni. Zwykle nie robi nic więcej, co wychodzi poza jego własne dobro. Uważa, że wszystko należy mu się bardziej niż innym, a jego roszczeniowość aż razi w oczy. Nie słucha innych, więc najczęściej to monolog z taką osobą. Chwali się ze swoich osiągnięć, często mocno je zabarwiając. Nie uznaje kompromisów albo nie bierze ich nawet pod rozwagę. Nie znosi konstruktywnej krytyki, ponieważ nie są w stanie zobaczyć innego punktu widzenia niż swój. Nastawiony jest głównie na siebie samego. Na egoizmie niczego nie można zbudować.

Na początku związku z egoistą zwykle jest cudnie, ale w końcu szybko otwieramy oczy i widzimy, że z czasem przestajemy być najważniejsze... 

Jak wcześniej wspomniałam, trudno jest cokolwiek zbudować z egoistą, stąd może taka trudność w budowaniu związku. Czasami może to wynikać z wychowania, że w domu nie było współpracy, nie było towarzyskiego życia itd., ale jeśli osoba chce się zmienić - to dobrze rokuje. Stopniowo uczy się tej umiejętności współżycia z drugim człowiekiem na równi. Znacznie gorzej, jeśli nie jest w stanie ani tego dostrzec ani zrozumieć, że w związku chodzi o dobro dwóch osób, nie tylko jednej - samego egoisty.

Praca zajmuje wyższą pozycję niż kobieta. Nie ma czasu nie ma wspólne spacery, kolacje... Liczy się tylko to, co jemu daje radość?   

Jeśli weźmiemy pod uwagę pracę, to mogą stać za tym bardzo różne rzeczy, np. działanie i przymus osiągnięć, to może być bardziej związane z lękiem niż brakiem uwagi – to wszystko zależy z czym mamy do czynienia. Może to wynikać również ze skrajnego egoizmu, że taka osoba widzi tylko siebie. Wtedy warto spojrzeć na to szerzej i zastanowić się, czy można to jakoś zmienić, czy ta osoba widzi to w formie „problemu”?

Czuły, przystojny, zapracowany – wręcz ideał, ale myśli tylko o sobie. Nawet jeśli pyta: Jak Tobie dzień mija? – chce skupić uwagę na sobie i na tym, co chce dostać? 

Czasami mam wrażenie, że ludzie tak wiele mówią, choć niewiele z tego wynika, a przecież słowa to tylko narzędzie do komunikacji, najważniejsze by to o co chodzi było treścią – czyli czy chodzi tylko o spytanie, czy o tę wartość – jak naprawdę mija Ci dzień? Tak wiele czasami słów, za którymi nic naprawdę nie stoi i to jest przykre. Prędzej czy później odczujemy to i wtedy, warto zadać sobie pytanie – a o co mnie w tym wszystkim chodzi.

O kompromisie nie ma mowy, a życie codzienne dostosowane jest tylko pod niego. Kiedy jest już za późno na wyznaczenie granic? 

Wszystko zależy od sytuacji w jakiej jesteśmy, jakie kroki można podjąć. Przede wszystkim najważniejsza jest świadomość, że coś dla mnie nie jest w porządku. Nie ma jednej recepty – jak to w życiu, jest wiele różnych scenariuszy i rozwiązań... Pytanie jakie warto zadać sobie to: Co nie pozwoliło mi wcześniej tego tak zobaczyć? Zawsze wszystko może się zmienić kiedy podejmę decyzję o zmianie siebie, ponieważ kiedy będę tylko winić kogoś innego nic się nie zmieni.

Od czego zacząć budować relacje z egoistą? 

To jest ciekawe pytanie, czy w ogóle się da? Możemy przecież zrobić wszystko, tylko jeśli osoba nie będzie chciała się zmienić, to nic nie wskóramy. Na początku może warto zadać sobie pytanie, dlaczego wchodzę w taką relację, nie widząc pewnych zagrożeń. A może widzę bardziej tę osobę niż siebie?

Dlaczego nie widzę albo nie chcę dostrzec, że ktoś mnie nie widzi, czasami rani, lekceważy a ja ciągle widzę tę osobę? 

Poświęcenie się kobiety dla mężczyzny – egoisty ma jakiś koniec. Czy jest to związek, który musi trwać na przykład ze strachu przed zmianami? I chodzi tylko o poświęcenie się? Jeśli mówimy o poświęceniu, to pytanie dla kogo i czemu się poświęcamy? I w związku z tym poświęceniem na co liczymy? Tak naprawdę może łudzimy się, że to poświęcenie zostanie zauważone?

A co jeśli nigdy nie zostanie zauważone?  I z czym zostanę, jeśli nigdy nie zostanie? 

Czego oczekuję od osoby, która nie widzi dalej niż czubek własnego nosa? Czy nie oczekuję rzeczy niemożliwych? A jeśli tak, kto tak naprawdę jest winny zaistniałej sytuacji? Do kogo mogę mieć pretensje? Pewnie można jeszcze wiele innych pytań postawić, ale najważniejsze – czego chcemy na wyjściu, zobaczenia jaka jest prawda, czy życia złudzeniem, że może któregoś pięknego dnia coś może się zmieni?

Rola „życiowej asystentki” nie jest marzeniem kobiety, a w relacji z mężczyzną – egoistą może na taką rolę liczyć. Czy rzeczywiście chodzi o dostosowanie się do mężczyzny? 

Jak zawsze chodzi tu o decyzję i wybór. Czego ja chcę i z czym mi do „twarzy”? Na ile jestem w stanie się zgodzić? Niektórym kobietom może to pasuje i jeśli tak jest to w porządku, a tym, którym nie pasuje – ważne by miały dostęp do tego, czego naprawdę oczekują od związku. Kiedy wiesz czego chcesz, zwykle łatwiej rozpoznać, to czego nie chcesz. Życzę Wszystkim trafnych wyborów, na początku drogi, kiedy łatwo można zmienić drogę. A przede wszystkim takich – gdzie droga jest wspólną, piękną drogą w jednym kierunku razem.

___
Źródło: kobietawswiecie.pl 
Fot. pixabay.com/pl/  

czwartek, 17 stycznia 2019

Janusz Tracz vs Dariusz Kowalski

Janusz Tracz vs Dariusz Kowalski
O 20.00 od poniedziałku do czwartku na kanale "Janusz Tracz" udostępniony jest kolejny odcinek z życia Tracza. Mimo, że Plebanii nie ma już od kilku lat na ekranie - postać biznesmena z Tulczyna wciąż jest żywa! 😊  

- Pieniądze to nie wszystko. - Tak mówią nieudacznicy, ludzie słabi, którzy nie potrafią walczyć – wielokrotnie podkreślał Janusz Tracz, biznesmen, najbogatszy mieszkaniec Tulczyna. Chroniony przez swoich goryli, nie liczy się z nikim, chociaż przyjmuje każdego – burmistrza, księdza, siostry zakonne, które zbierają pieniądze na konkretne cele. Janusz Tracz to najczarniejszy z czarnych charakterów polskich seriali, w którego rolę wcielił się aktor Dariusz Kowalski w serialu „Plebania”. 


Rola w „Plebanii” przyniosła mu  ogromną popularność. W serialu nie było wątpliwości – jeśli zło istnieje to nosi imię Janusz Tracz. Zresztą, czytane wspak: Czart. Mimo, że od ostatniego odcinka serialu minęło ponad sześć lat – postać Janusza Tracza ciągle żyje.

- Czarny charakter jest chyba łatwiej zagrać. Zło jest bardziej atrakcyjne, bardziej rzuca się w oczy, jest bardziej krzykliwe, hałaśliwe, ekspansywne, zaborcze, przez co łatwiej zwraca na siebie uwagę, a to w pewnym sensie jest istotą zawodu aktora  – mówi Dariusz Kowalski.

- Dobry klecha to martwy klecha – mawiał biznesmen. – Rozmowa z Traczem była prawie niemożliwa– śmieje się Marcin Janos Krawczyk, który grał ks. Antka, wikariusza w parafii, na terenie której mieszkał Tracz. – Rzadko się spotykaliśmy na planie, scen wspólnych nie było wiele. Ograniczały się najczęściej do służbowego „Szczęść Boże” i uśmiechu – dodaje.

Janusz Tracz potrafił  recytować na pamięć całe fragmenty Pisma Świętego i być wyjątkowo skuteczny w walce z lokalnym Kościołem. Dariuszowi  Kowalskiemu jednak rola  nie przeszkadza  w życiu. Jest człowiekiem, którego można spotkać w świątyni na indywidualnej modlitwie, zaangażowany jest w życie Kościoła, a rodzina to dla niego istotna wartość. Biznesmen z Tulczyna to całkowite zaprzeczenie Dariusza Kowalskiego.

- Grał świetnie, był postrachem całej wsi. Chociaż wspólnych scen było niewiele. Jako babcia Józia byłam dla Tracza uprzejma, mimo, że wiedziałam, jakim jest człowiekiem i jakie interesy prowadzi – śmieje się Katarzyna Łaniewska, która w „Plebanii” grała gospodynię proboszcza. – Teraz czasem spotykam Darka w kościele, zdarzało się nam razem występować  podczas różnych uroczystości. Pamiętam, że opowiadał kiedyś, że w kościele - kiedy grał jeszcze w serialu – podchodzili do niego ludzie i pytali, co tutaj robi! 

- Czasami ktoś gdzieś usłyszy, że przyznaję się do tego, że jestem wierzący i  zaprasza mnie, abym przyjechał i opowiedział o swojej wierze, o doświadczeniu obecności Boga w moim życiu - mówi aktor. Jadę i opowiadam o tych wszystkich cudach, jakich On dla mnie dokonał i dokonuje. Jemu zawdzięczam wszystko: życie, rodzinę, aktorstwo. Od Niego dostałem talent. W Nim wszystko ma sens, nawet cierpienie. Nie spuszcza mnie z oka nawet na chwilę. Kim jestem przy Nim? Dziś jestem, jutro mnie nie będzie. Moja wiara to zachowanie właściwej miary, z prawdą o mnie samym – mizernym stworzeniu i o Stwórcy, który  jest Miłością, który wydał swojego Syna, żeby za mnie umarł. On chce mnie prowadzić bezpiecznie, jak dobry Ojciec. Wiara każe mi oddać stery mojego życia w Jego ręce.  On mnie tyle razy ratował  z pułapek moich własnych pomysłów na życie... 

Jeśli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym miejscu.
Niezastąpioną pomocą w porządkowaniu świata jest dla mnie Biblia. To życiodajne Słowo, Ono mnie prowadzi, pomaga nawet w codziennych decyzjach. To jest Księga, która mówi o odwiecznym porządku– podkreśla Dariusz Kowalski .

- Prawdziwą  zawodową przystanią jest dla mnie teatr – mówi. – Najciekawsza jest relacja, która nawiązuje się między sceną a widownią, za każdym razem inna, świeża. Lubię mieć poczucie sensu tego, co robię. Mam szczególną satysfakcję, kiedy widz po wyjściu z teatru czuje się wzbogacony, pozytywnie naładowany, albo wręcz rozładowany, bo boli go przepona ze śmiechu.

-  Jako aktor – mówi – jestem powołany do sumiennego, odpowiedzialnego wykonywania swojego zawodu, a jako człowiek, chrześcijanin, jestem powołany do miłości bliźniego. Święty Augustyn powiedział, że niespokojne jest ludzkie serce, dopóki nie spocznie w Bogu. To znaczy, że tylko Boża Miłość jest w stanie zaspokoić moje pragnienia, wypełnić  pustkę. Ale jest jeden warunek: muszę chcieć otworzyć się na tę Miłość, wejść w relację! Dać Mu przyzwolenie, zaprosić,  po prostu oddać Mu swoje życie.   

Dariusz Kowalski – absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu. Od 1998 roku jest aktorem Teatru Nowego w Łodzi. Wystąpił m.in. w filmach: Twarze i maski (2000), Strefa ciszy (2000), Plebania (2000-2011), Slow (2003), Fala zbrodni (2004-2006), Komornik (2005), Strajk(2006) Komisarz Alex (2011), Czas honoru (2012), Zerwany kłos (2016), W rytmie serca (2018).

___
Źródło: Tygodnik Idziemy 
Fot. Archiwum prywatne Dariusza Kowalskiego  

wtorek, 15 stycznia 2019

Samotność. W związku...

Samotność. W związku...
Oddział Zamknięty w jednej ze swoich piosenek śpiewa: „Samotny wśród ludzi, którzy myślą: On nigdy nie jest sam...”. I trudno się nie zgodzić z tymi słowami, bo z pewnością zdarzyło nam się odczuwać pustkę wśród ludzi, którzy są nam bliscy. Zdaje się, że skoro jesteśmy uśmiechnięci, mamy fajną pracę, wyglądamy na szczęśliwych – to tak jest i już. Niestety, zwykle bywa inaczej... Na zewnątrz wszystko jest wręcz idealnie, a w rzeczywistości – razem, ale osobno. Niczym dwa samotne serca...


Czym jest samotność? Co o niej świadczy, na nią wskazuje?

Przede wszystkim niepewność, smutek i brak życiowej energii. Zamiast być ze sobą – czujecie, że oddalacie się od siebie! Już nic nie jest takie jak było wcześniej. Kiedyś potrafiliście przegadać ze sobą całe wieczory, dziś – nie macie ochoty na wzajemne towarzystwo. Zwyczajnie. Zaangażowanie zastąpiła pustka...

Może warto zadać sobie pytanie o co chodzi? Na którym etapie zrobiliśmy błąd?

Zwykle podporządkowanie naszego życia pod innych nie jest dobrym rozwiązaniem, choć może się wydawać wręcz idealne. Trzeba nam znaleźć czas dla siebie. I walczyć o swoje marzenia! Skoro sami nie mamy energii życiowej, co będziemy przekazywać innym? Samotność w związku może wynikać także z różnicy charakterów, a jest to przecież ważny element związku, który ma wpływ na decyzje jakie podejmujemy, na nasze zachowanie.

Pisałam wcześniej o fajnej pracy. Wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy potrafili wybrać priorytety. Problem zaczyna się wtedy kiedy to właśnie pieniądze rządzą nami, a związek nie jest już tym, o co trzeba się troszczyć. Nic w tym dziwnego, że czujemy się samotni jeśli nasza „druga połówka” więcej czasu i energii poświęca pracy niż nam, naszemu związkowi. Brak troski o związek w konsekwencji musi doprowadzić do samotności jednej ze stron.

Poczucie osamotnienia to wskazówka, że coś nie gra. Nie zawsze też oznacza czyjąś winę – może być to jasny sygnał, że coś zgubiliśmy. Zwykle szukamy przyczyn kryzysów poza sobą. Nie staramy się, aby było lepiej, zajmujemy się wyłącznie sobą i swoją pracą. Ogromne znaczenie ma świadomość siebie, bo nie chodzi przecież o to, aby nieustannie zmieniać się dla partnera. Mimo że jesteśmy w związku – wciąż jesteśmy niezależnymi jednostkami. Pamiętajmy też o tym, aby mieć czas tylko dla siebie.

„Miłość siebie samego jest podstawą zdolności kochania drugiego człowieka” – mówił Erich Fromm – psycholog, psychoanalityk. Jak więc chcemy czerpać radość ze związku, skoro nie potrafimy zaakceptować, polubić i pokochać siebie?

___
Źródło: magazynfamilia.pl 
Fot.: pixabay.com/pl/   

poniedziałek, 14 stycznia 2019

[WYWIAD] Hej! Kolęda, kolęda!

[WYWIAD] Hej! Kolęda, kolęda!
Kolęda to nie okazja do kazania - mówi Ks. Grzegorz Łapiński. Więc jeśli nie kazanie to co? Jak się przygotować do wizyty duszpasterskiej?



Proszę Księdza, kolęda trwa. Niektórych parafian pewnie spotyka Ksiądz po raz pierwszy?

To moja druga kolęda w parafii.  Spotkania są różne – czasami w bardzo sympatycznej i miłej atmosferze trwają dłużej, ale zdarzają się i takie bardziej „służbowe”. To się czuję. Jedna i druga strona chce aby jak najszybciej kolęda się skończyła.

Wynika to z tego, że w dużej parafii wszyscy się nie znamy?

W dużym mieście jest mniejsza znajomość księdza. Kilka lat temu byłem z kolęda w wiosce pod Toruniem, u kolegi księdza. Tam jest zupełnie inne podejście – parafianie przyjeżdżają po księdza, jedzą wspólne posiłki. Kolęda odbywa się w bardzo rodzinnej atmosferze.

U nas ciężko o takie relacje? 

Wikariusze zwykle na parafii są przez trzy,  cztery lata. Jeśli u jakiejś rodziny będę tylko raz – tak naprawdę nie zdążę nawet ich poznać.

Co jest istotą kolędy?

Przede wszystkim spotkanie z parafianami. Kiedy jestem w kościele – widzę tych ludzi, ale poza tym, że przychodzą do kościoła - nic o nich nie wiem. Podczas kolędy mogę ich trochę poznać. Koperta nie jest dla mnie najważniejsza. Kolęda to też okazja do ewangelizacji.

Jakaś wizyta duszpasterską szczególnie utkwiła Księdzu w pamięci? 

Rok temu byłem z kolęda u dziewczyny, która już na wstępie powiedziała, że jest niewierząca. Zapytałem, czy zechciałaby porozmawiać z dwie, trzy minuty. Zaprosiła mnie. Była to dla mnie okazja abym opowiedział o własnym doświadczeniu Boga w Kościele. Jak się okazało pod koniec rozmowy – dziewczyna była niewierząca, ale poszukująca. Powiedziała, że ta rozmowa dużo jej dała. Mnie to spotkanie utwierdziło w tym, że Pan Bóg stawia na naszej drodze osoby, które nie są przypadkowe.

A co w sytuacji, kiedy para mieszka razem bez ślubu. Mogą przyjąć księdza?

Podczas kolędy również w tamtym roku odwiedziłem parę, która nie była małżeństwem. Pod koniec rozmowy ta dziewczyna powiedziała mi, że bała się przyjąć księdza, ale chciała kolędy. Było to dla mnie ważne.

I nie wygłosił Ksiądz „kazania”?

Powiedziałem jakie jest stanowisko Kościoła w tej sprawie. Możemy zachęcać do przemyśleń, ale kolęda to nie jest miejsce na kazania.

Czasami są obawy przed przyjęciem księdza ze względu na skromniejsze warunki mieszkaniowe...

To, że ktoś żyje skromnie nie jest powodem do obaw. Chodzi przede wszystkim o podejście serca.

Jaka powinna być zawartość koperty?

(śmiech). Nie ma żadnego cennika. Ofiara powinna być dobrowolna.

___
Źródło: Wiadomości Parafii Wszystkich Świętych w Warszawie 
Fot.: pixabay.com/pl/  

niedziela, 13 stycznia 2019

[WYWIAD] Czy Chrystus potrzebował chrztu?

[WYWIAD] Czy Chrystus potrzebował chrztu?
Dlaczego zapalamy Paschał, co symbolizuje biała szata, w jakim celu ksiądz namaszcza głowę krzyżmem świętym? - na te i inne pytania odpowiada ks. płk Zbigniew Kępa z Katedry Polowej Wojska Polskiego 


Księże Pułkowniku, chrześcijaństwo odwołuje się często do znaków i symboli, ale trzeba nauczyć się je dobrze odczytywać... 

Chrześcijanie wychowani i ukształtowani w kulturze chrześcijańskiej potrafią te symbole i znaki zauważyć i odczytać ich przesłanie. Do tej wrażliwości na znaki i symbole odwołał się Chrystus. W niedzielę Chrztu Pańskiego w Ewangelii św. Łukasza usłyszeliśmy, że "Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest."

Co to oznacza?

Chrzest, którego udzielał Jan Chrzciciel nad rzeką Jordan miał charakter pokutny. Nie był jednym z obyć rytualnych służących oczyszczeniu. Wiązał się z nawróceniem; ze zmianą dotychczasowego grzesznego życia na życie zgodne z przykazaniami Bożymi, z wolą Bożą. Przystępujący do chrztu janowego wyznawał swoje grzechy i przyjmował pokutę. Takiemu chrztu poddał się Pan Jezus.

Chrystus potrzebował chrztu, który miał charakter pokutny?

Jezus nie potrzebował takiego chrztu, ale uczynił to ze względu na nas. Przyjął chrzest w duchu solidarności z nami, z ludzkością, która potrzebowała odkupienia. Jego chrzest odtworzył niebo i sprowadził Ducha Świętego. To, co dokonało się podczas Jego chrztu powtarza się teraz przy naszym chrzcie. Podczas chrztu, kapłan lub inny szafarz, polewa wodą głowę przystępującego do chrztu i wypowiada słowa "Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego". Poprzez polanie wodą, zanurzenie w wodzie i wypowiedzenie formuły chrztu dokonuje się to, co dokonało się podczas chrztu Chrystusa. Otwierają się niebiosa i na ochrzczonego zstępuje Duch Święty. Staje się to zgodnie z zapowiedzią św. Jana Chrzciciela: "Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem". Podczas chrztu zostają otwarte wrota, które zamknął grzech Adama, odcinając nas od Boga.

Wobec tego co dokonuje się podczas chrztu świętego?

Podczas naszego chrztu niebo się otwiera i Bóg udziela nam Ducha, oznajmiając, że jesteśmy Jego dziećmi umiłowanymi w Chrystusie, w których ma upodobanie. Chrzest w Jordanie był potrzebny nam, a nie Jezusowi. On przez ten chrzest wprowadził nas w misterium Bożego synostwa, otworzył przystęp do Ojca i do udziału w życiu samej Trójcy Świętej, która objawiła się w tym momencie. Teraz Bóg nie jest już tylko daleko w niebie, ale jest także blisko, całkiem blisko, bo w nas samych.

Dlaczego ksiądz podczas chrztu św., namaszcza głowę ochrzczonego krzyżmem świętym? 

W starożytności Izraelici, stanowiący naród wybrany przez Boga, stosowali obrzęd namaszczania poświęconym olejem przy ustanawianiu króla, kapłana lub proroka. Namaszczenie było znakiem szczególnego wybrania przez Boga oraz wyznaczało człowiekowi ściśle określone zadania, których wypełnianie miało prowadzić do realizowania się w świecie Bożych zamysłów. Do wykonania tych zadań Bóg dawał wybrańcowi swoją moc, swojego Ducha. Przez przyjęcie Sakramentu Chrztu Świętego człowiek jakby jednoczy się z Chrystusem, staje się duchowym dzieckiem Boga. Otrzymuję więc od Najlepszego Ojca udział w kapłańskiej, prorockiej i królewskiej misji Pana Jezusa, a także w zobowiązaniach, jakie z niej wypływają.

Osobom, którym udzielany jest chrzest święty zwykle nakłada się białą szatę. Dlaczego jest to aż tak ważne? 

W starożytności chrześcijańskiej nowoochrzczonych ubierano w długie, białe szaty, w których przez cały tydzień chodzili do kościoła, aby słuchać głoszonych katechez mistagogicznych, wyjaśniających im zobowiązania płynące z przyjęcia tego sakramentu. Białą szatka, nakładana przy chrzcie ma podwójną wymowę: Z jednej strony biel jest znakiem duchowej czystości i radości człowieka, który w Sakramencie Chrztu Świętego otrzymuje od Boga tzw. łaskę uświęcającą. Z drugiej zaś strony, sam gest nakładania białej szaty stanowi nawiązanie do słów Świętego Pawła Apostoła, który pisał o przyjmujących chrzest jako o "przyoblekających się w nowego człowieka" (por. Ef 4, 24) zyskujących stan duchowego podobieństwa do Stwórcy, którego przybranymi dziećmi się stają.

Znakiem widocznym przy chrzcie świętym jest świeca...

Jest to ostatni znak widoczny przy chrzcie. Podczas udzielania tego Sakramentu w kościele płonie paschał - duża świeca, na której umieszczone są symbole pięciu ran Chrystusa. Płonący paschał oznacza, że ten sam Pan Jezus, który umarł na krzyżu, teraz  jako Zmartwychwstały jest duchowo obecny pośród modlących się. Zapalenie świecy przypomina więc, że dla każdego ochrzczonego słowa Chrystusa powinny stać się lampą dla stóp (por. Ps 119, 105), czyli najważniejszym źródłem zasad postępowania, tak by mógł on - w ziemskim życiu "płonąc" miłością na wzór Chrystusa - w wieczności zjednoczyć się ze światłością świata. Wskazuje również na wielką odpowiedzialność za rozpalanie i podtrzymywanie wiary w dziecku, jaka spoczywa na jego biologicznych i chrzestnych rodzicach oraz pozostałych bliskich. Stanowi swoistą przestrogę przed słowami i czynami, które mogłyby odciągać młodego chrześcijanina od Pana Jezusa.

___
Źródło: deon.pl
Fot.: pixabay.com/pl/ 

piątek, 11 stycznia 2019

[WYWIAD] Nowy Rok. Nowe szanse?

[WYWIAD] Nowy Rok. Nowe szanse?
W Nowym Roku warto podjąć temat zmian i nowych szans. Chociaż nie jest to wcale takie łatwe, aby zmienić swoje życie - warto podjąć próbę. Rozmawiam na ten temat z  Ewą Guzowską - psycholog, psychoterapeuta, coach... 



Pani Ewo, zwykle to, co nieznane – bardziej fascynuje, ale i bardziej przeraża. Jednak najgorsze decyzje to chyba takie, kiedy stoimy w miejscu i przestajemy się rozwijać?

W życiu wszystko się zmienia. Nie mamy wpływu na to, by coś zatrzymać - a to zmusza nas do tego, by nie stać w miejscu. Naprawdę nie możemy stać miejscu, nawet jeśli byśmy bardzo chcieli, bo życie wymusza na nas różne zmiany, decyzje, ruchy. Wszystko podlega ciągłej zmianie i ta zmiana staje się czynnikiem, który nas rozwija. Nie sposób z tym walczyć. Lepiej czym prędzej dostosować się do zmian, z tym m.in. wiąże się system adaptacyjny.

Bez zmiany nie możemy mówić o rozwoju?

Nie rozwijamy się, kiedy nic się nie zmienia. Każdej zmianie towarzyszy ruch. My sami w każdej sekundzie zmieniamy się pod względem komórkowym itd. Jedyną stałą rzeczą jest właśnie zmiana.

A jednak jest ten strach przed zmianami. Z czego on w dużej mierze wynika?

Człowiek zawsze bał się nieznanego, to już jest wpisane w jego psychikę. Oczywiście, nie wszyscy jesteśmy tacy sami. Jedni widzą szklankę do połowy pełną, a inni do połowy pustą, wszyscy inaczej działają w tych samych okolicznościach. To, jak działamy w zmieniającym się świecie, zależy od tego, co w sobie nosimy. Możemy lękać się każdej zmiany, a możemy z ciekawością dziecka patrzeć na każdą zmianę.

Poczucie bezpieczeństwa jest jednym z podstawowych potrzeb człowieka. Tymczasem odejście od schematów jest zawsze na plus?

Poczucie bezpieczeństwa może mieć różne podstawy. Jeśli te podstawy są zbudowane na trwałym fundamencie to będzie łatwiej poradzić sobie z wyjściem ze schematów. Zawsze po przekroczeniu jakiegoś ograniczenia, które zwykle jest w naszej głowie, zastajemy inną rzeczywistość - czasami lepszą, czasami gorszą – ale to daje nam szansę na postawienie kolejnego kroku, dalej i dalej…

Często nasze działania paraliżują emocje?

Z pewnością tak jest, bowiem od kontaktu z naszymi emocjami wiele zależy. To one wynikają z tego, jak mamy się z samym sobą. Jeśli wierzymy w siebie i mamy zaufanie do siebie, będzie z pewnością znacznie łatwiej. Jeśli natomiast mamy pragnienie, by ktoś zrobił coś za nas – zawsze będziemy w niewoli. To my zawsze wybieramy, czego chcemy, na co decydujemy się i co w efekcie tego dostajemy…

A najbliższa rodzina i przyjaciele? Najbliższe dla nas osoby, które w nas nie wierzą – jakby utwierdzają nas w tym, że lepiej nic nie zmieniać?

Należy spojrzeć prawdzie w oczy. Tak czy inaczej, to nie oni, tylko my sami będziemy w tym czymś. Pytanie kogoś o radę, zwykle nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ tylko my mamy dostęp (a przynajmniej docelowo tak jest) do wielu zmiennych, o których nikt inny nie wie, a nawet jeśli wie, jego postrzeganie rzeczywistości będzie widzeniem przez jego własny filtr, a my możemy mieć zupełnie inny filtr na rzeczywistość. Należy pamiętać, że zawsze ostatecznie my ponosimy odpowiedzialność za własne decyzje i wybory, nikt inny.

Wobec tego dlaczego boimy się zmian, boimy się zaryzykować?

Boimy się zmian, gdyż niosą zawsze pewną niewiadomą, tylko pułapką jest, że to co niby „stałe” – nigdy się nie zmieni, więc mamy wiele do stracenia. Jeśli spojrzymy na to z nadzieją i wiarą, a jeszcze dostrzeżemy potrzebę zmiany - zwykle wyjdzie nam to na dobre. Nie ma znaczenia tak bardzo, jakim autobusem czy tramwajem jedziemy, ale znaczenie ma to, gdzie chcemy naprawdę dojechać i co widzimy przez okno po drodze.

W podjęciu decyzji pomoże nam wewnętrzny dialog?

Trudno mi sobie wyobrazić, by coś w ogóle bez tego mogło się zrodzić… To jest coś, co prowadzi nas do przodu, coś co nadaje nam kierunek i nigdy nie pozwala się nudzić. A przy tym, może być zabawne, ciekawe i barwne. Może warto spojrzeć na to w ten dziecięcy sposób z ciekawością, gdzie nas to doprowadzi?Pamiętajmy, że brak ruchu czy brak decyzji jest także decyzją. Życzę Wszystkim odwagi, wiary i ciekawości w poszukiwaniach siebie na tej drodze, która towarzyszy życiu.

___
Źródło: mojafigura.com 
Fot.: pixabay.com/pl/  

środa, 9 stycznia 2019

Czy jest mi to potrzebne? Tak!

Czy jest mi to potrzebne? Tak!
Zakupy sprawiają, że czujemy się lepiej, czujemy się atrakcyjniejsze i wartościowsze. Niestety uczucie euforii przemija, a do nas powraca smutek, wyrzuty sumienia, bo znowu kupiłyśmy coś, co tak naprawdę nie jest nam potrzebne. Idealny świat fantazji trwa tylko chwilkę, a problem pozostaje. W takim przypadku poleca się terapię i wizytę u specjalisty. Zakupoholizm jest pewnego rodzaju narkotykiem. Jest uzależnieniem, które można pokonać. 



Wiele z nas zapewne obejrzało komedię Wyznania zakupoholiczki. Być może i Wy podczas niektórych scen po prostu zaczynałyście się śmiać, a być może było i tak, że w niektórych scenach po prostu jakbyśmy widziały siebie...

Komedia opowiadała historię młodej, atrakcyjnej dziennikarki, która uwielbiała kupować, a może po prostu dziennikarki tak mają? Hmm... 😎  Głowna bohaterka - sympatyczna, miła i chętna do pomocy innym, ale kiedy w grę wchodziły zakupy, albo co gorsze - oddanie rzeczy, których nie nosi – zaczynał się dramat.
Podobnie chyba jest i w naszym życiu. W moim na pewno 😊 Wiele razy robimy porządki – wiosenne, letnie, jesienne... ile mamy rzeczy, o których istnieniu zapomniałyśmy? Prawdopodobnie większości z nas nie grozi zakupoholizm, bo jednak człowiek planuje zakupy, ale wiadomo – krzykliwe hasła reklamowe, promocje, wyprzedaże – robią swoje. W końcu ładna sukienka czy bluzka to zawsze dobra inwestycja, a do tego szpileczki i torebka... I jak tu przejść obojętnie?


Według różnych badaczy problem kompulsywnych zakupów obejmuje 2-16%, 2-8%, a nawet 12-16% ogólnej populacji. Dotyczy on głównie kobiet (80-90% przypadków), chociaż nie można wykluczyć, że to one znacznie częściej się do tego przyznają, a zjawisko występuje w podobnym stopniu u obu płci. Status materialny nie ma tutaj istotnego znaczenia, a problemy bardzo często zaczynają się już ok. 20 roku życia –mówi dr n. med. Bohdan T. Woronowicz, specjalista psychiatra.

„Zakupoholizm (shopoholizm) można określić syndromem XXI wieku. To niepohamowana pokusa i potrzeba robienia zakupów, która sprowadza się do nabywania niepotrzebnych i wcześniej niezaplanowanych dóbr. Zakupoholizm stanowi formy rozładowania wewnętrznego napięcia, redukcji stresów, frustracji, problemów, smutków” – czytamy w definicji zakupoholizmu.

Dlaczego kupujemy?

Czynników jest kilka, przede wszystkim uciekamy w świat zakupów, w ten „lepszy”, kolorowy, atrakcyjniejszy świat szczególnie wtedy kiedy cierpimy na niskie poczucie własnej wartości, mamy problemy emocjonalne, materialistyczne podejście do życia, chęć oderwania się od rzeczywistości.

– „Kompulsywne zakupy, które są często reakcją na negatywne wydarzenia lub nieakceptowane stany emocjonalne, powodują spadek napięcia psychicznego oraz poprawę samopoczucia wkrótce po dokonaniu zakupu” – wyjaśnia dr n. med. Bohdan T. Woronowicz, specjalista psychiatra.

Wiemy dobrze, że są inne, skuteczne sposoby na poprawienie swojej samooceny. Wystarczy skorzystać z porady psychologa, specjalisty i zacząć zmieniać swoje życie. Zakupy dadzą szczęście chwilowe, a my musimy je w sobie odnaleźć, aby naprawdę być szczęśliwe. Każdej życzę odnalezienia tego szczęścia! 😊

___
Źródło: magazynfamilia.pl 
Fot.: pixabay.com/pl/  

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Piękne bransoletki od Oh!Shiny Store 💖

Piękne bransoletki od Oh!Shiny Store 💖
Która z nas nie lubi pięknych bransoletek? 😊 Zawsze znajdzie się okazja, aby założyć naszą ulubioną biżuterię, ale jest to również doskonały pomysł na prezent dla mamy, babci, przyjaciółki... 🎁   


👑 Agat Smocze Oko

Ręcznie wykonana bransoletka, która zawiera:
🌺 agat
🌺 onyks
🌺 srebro

Do tworzenia biżuterii używane są naturalne kamienie i srebro próby 925. Bransoletka dopasowana jest do nadgarstka o obwodzie 17 cm, natomiast średnica użytych kamieni wynosi 4 i 6 mm. Długość zawieszki wynosi 8 mm. 

👑  Jaspis i Agat

To także ręcznie wykonana bransoletka, która zawiera:
🌼 jaspis
🌼 agat
🌼 srebro

Bransoletka dopasowana do nadgarstka o obwodzie 17 cm, ale średnica użytych kamieni wynosi 10 mm. I długość zawieszki wynosi także 10 mm.
  
👑 Rodonit

Bransoletka zawiera: 
🌸 rodonit
🌸 srebro

Dopasowana do nadgarstka o obwodzie 17 cm. Średnica użytych kamieni wynosi 6 i 8 mm. Częścią każdej bransoletki jest firmowa zawieszka na srebrnym łańcuszku długości 2 cm.

I niespodzianka! 🎁🎁🎁 Dla wszystkich Czytelniczek! Kod rabatowy 10%! Bez limitu wykorzystania i nieograniczony czasowo. Haslo: niedoskonalaja 👑 Rabat 10% sumuje się ze wszystkimi rabatami ze strony 🎁 





💖🎁👑 Wiecej inspiracji znajdziesz tutaj 👑🎁💖

___
artykuł sponsorowany 
fot.: materiały prasowe 
Copyright © 2016 Niedoskonala-ja.pl , Blogger