- Obiecuję, że dam z siebie wszystko i zrobię wszystko, aby pas wrócił do Polski! Vedi, Veni, Vivi – mówił Kamil Szeremeta (17-0, 3 KO) przed walką o mistrzostwo Europy. Białostocki bokser na gali w Rzymie pokonał faworyta gospodarzy.
Alessandro Goddiego (33-2-1, 16 KO) nie zdołał się otrząsnąć po huraganie ciosów, które przygotował dla niego nasz zawodnik. Pierwsze sekundy drugiej rundy okazały się dla Włocha końcem walki.
Piękne zwycięstwo i spełniona obietnica Kamila Szeremety to również niezapomniane emocje dla kibiców. Dzień 23 lutego to polskie święto boksu. Mamy kolejnego mistrza Europy w kategorii średniej. Bez wątpienia z Rzymem Kamil będzie miał piękne wspomnienia, chociaż jedno sprzed lat, było również piękne. –
Kiedyś byłem w Watykanie i akurat podczas audiencji papież Benedykt XVI pozdrowił Polaków. Było to niesamowite przeżycie – wspomina.
Zanim jednak doszło do walki o mistrzostwo Europy, która dla Kamila od wielu miesięcy była marzeniem, mogliśmy przyglądać się temu, co działo się na ringu w kraju. Nie bez echa odbyła się walka Szeremety z Jackiewiczem, który często prowokował młodego zawodnika. – Postawa Szeremety zachwyca tylko jego samego – mówił były mistrz Europy wagi pośredniej. Ogromne emocje i dużo złej krwi towarzyszyło rywalom nie tylko podczas ważenia przez galą, ale i w czasie przygotowań. W kwietniu 2015 roku panowie spotkali się w ringu, obydwaj pewni tego, że wygrają tę wojnę. Rafał Jackiewicz często swoimi wypowiedziami zachęcał
Kamila Szeremetę do brutalnej wojny na słowa, ale każdy kto zna Rafała Jackiewicza wie, że on taki jest. – Kim jest Szeremeta, który mówił, że się go wystraszyłem? – pytał Jackiewicz. W dniu 18 kwietnia doszło w końcu do długo wyczekiwanej walki.
Szeremeta vs Jackiewicz, Gala Wojak Boxing Night, Legionowo. Kamil Szeremeta na punkty pokonuje Rafała Jackiewicza. – Pomimo jego wieku nadal jest niezłym kocurem. Zrealizowałem plan taktyczny nakreślony przez trenera, chociaż i tak mogłoby być lepiej – powiedział po zwycięskiej walce. I wszystko jest już jasne, wygrywa lepszy. Czy dziś panowie ciągle mają problem kiedy się widzą? - Między mną a Rafałem jest już zgoda – mówi Kamil. – Topór wojenny zakopany, a kiedy czasem widzimy się na sali w Knockout Gym, gdzie na co dzień trenujemy, to podajemy sobie rękę – dodaje.
Blisko rok po walce z Jackiewiczem, Szeremeta krzyżuje rękawice z Ukraińcem również podczas gali w Legionowie, 20 lutego 2016. Artrem Karpets, niepokonany na zawodowych ringach przegrywa w piątej rundzie przez techniczny nokaut, a Kamil Szeremeta odnotowuje kolejne zwycięstwo. –
Karpets jest boksem dobrym technicznie, dość mobilnym, ale za ciężko trenowałem aby mieć jakieś wątpliwości – skomentował na kilka dni przed walką. Czy zwycięstwo smakuje lepiej, kiedy wygrywa się z zawodnikiem, który dotąd był niepokonany? – Była to walka jak każda inna – wspomina Kamil. – Dobrze się przygotowywałem, dawałem z siebie 100 proc. tak jak zawsze. Wygrałem przed czasem i z tego się cieszę, aczkolwiek stać mnie na dużo więcej – wyjaśnia bokser.
Droga po pas
O walce o mistrzostwo Europy w wadze średniej mówiło się od dawna. Kamil wiele razy mówił, że wie czego chce. Jego marzeniem było zdobyć pas, ale jak się okazało droga od obozu przygotowawczego w Zakopanem w 2017 do gali w Rzymie, w lutym 2018 to długi czas, pełen niewiadomych. W sierpniu ubiegłego roku zawodnicy uczestniczyli w obozie. Kamil znany jest z dobrego humoru, który również udziela się wszystkim dookoła. Na swoim profilu na portalu społecznościowym podzielił się krótkim nagraniem, które streszczało to, co się dzieje podczas wypraw w góry. Filmik szczególnie wśród sympatyków sportów walki był szeroko komentowany. – Biegi mieliśmy co drugi dzień, a moim partnerem w wyprawach w góry był Krzysztof „Diablo” Włodarczyk, także mieliśmy wesoło – wspomina ze śmiechem Kamili. I kontynuuje: -
Obydwaj lubimy żarty i śmiech, a ciężkie treningi w takiej atmosferze stają się przyjemniejsze. Obóz uważam za bardzo udany, ale boks to ciężki kawałek chleba... Po obozie stało się coś, czego wolelibyśmy nie przyjmować do wiadomości. Walka o mistrzostwo Europy nie odbędzie się w listopadzie, jak było to zaplanowane, ale przełożona jest na styczeń. – Wykurzyłem się – wspomina bokser. – Ale co mogę zrobić? Zaakceptowaliśmy kolejną zmianę – mówił. Mija kilka tygodni i znowu historia się powtarza. Walka zaplanowana na styczeń odbędzie się w lutym.
Powodem takiej decyzji okazała się kontuzja Emiliano Marsili, który miał boksować podczas tej samej gali. Kamil Szeremeta przyznaje, że największym problem były ciągle zmieniane daty gali. Przyznaje, że były to najcięższe przygotowania w życiu, że przeszedł piekło podczas treningów, ale zapewnia, że pokaże to wszystko w ringu. Oczekiwanie na walkę, solidny obóz i perypetie na drodze do zwycięstwa przeszedł młody bokser z Białegostoku. - Listopadowy termin był bardzo dobry, ponieważ miałem cztery miesiące na przygotowanie. Byłem bardzo zadowolony z tego, że mogłem przejść cały obóz przygotowawczy – wspomina. I dodaje –
Nigdy w życiu tak długo nie przygotowywałem się do jednej walki. Kiedy ona już przyjdzie, to będę dosłownie przegotowany, ale nic mnie nie powstrzyma. Przywiozę pas do Polski. Nadszedł dzień długo wyczekiwanej walki. Skończyła się zanim zaczęła się na dobre. Kamil zrobił to, co zapowiadał. – Dziękuję Bogu, że obyło się bez kontuzji. Nie mam żadnych obtarć czy siniaków. Wszystko poszło lepiej niż się spodziewałem – powiedział niepokonany, nowy mistrz Europy w wadze średniej.
Zwycięstwo nad Włochem Alessandro Goddim było największym sukcesem w zawodowej karierze młodego boksera.
Sukces podczas gali w Rzymie na pewno będzie miał duży wpływ na pozycję niepokonanego zawodnika w najważniejszych światowych zestawieniach. Aktualnie Kamil Szeremeta zajmuje 19 miejsce w zestawieniu najlepszych bokserów wagi średniej na świecie. Awansował o 16 pozycji w rankingu portalu statystycznego Boxrec.
Obozy przygotowawcze, treningi, sparingi, walki, wyjazdy – tak w skrócie wygląda życie zawodowego pięściarza.
W przypadku Kamila Szeremety jest inaczej, bo to nie boks stawia na pierwszym miejscu, ale rodzinę – przede wszystkim żonę i córeczkę, dla której wywalczył pas. - Żona, córeczka i rodzina jest na piedestale! Boks jest ważny, ale najważniejsza jest rodzina i zdrowie – podkreśla Mistrz Europy. I wyjaśnia, że nie chodzi nawet o jego dobre zdrowie i szczęście, ale przede wszystkim o szczęście bliskich. – O to się modlę każdego wieczoru – dodaje. Nieocenionym wsparciem dla boksera jest żona Ania. Kamil wielokrotnie powtarzał, że to rodzina jest dla niego najważniejsza, a żona rozumie, że musi on wyjeżdżać do Warszawy na treningi, bo tylko w stolicy może szkolić swoje umiejętności pod okiem specjalistów. – Moja żona wie, że czasem trzeba wyjść poza strefę komfortu po to, aby coś w życiu osiągnąć – wyjaśnia.
Najpierw ślub, później urodziny Amelki odmieniły życie niepokonanego pięściarza. Kamil przyznaje, że szaleje na punkcie córeczki. - Nie jest łatwo wyjeżdżać z domu, zwłaszcza teraz kiedy mam malutką córeczkę. Często jest mi smutno kiedy o nich pomyślę, bo nie mogę być z nimi w tym momencie. Są to trudne chwile, ale wiem, że to co robię to robię dla nich. Dla nich żyję. Trenuję, walczę po to, aby one miały w życiu lżej, aby niczego nigdy im nie brakowało – mówi.
-
Byłem przy Ani kiedy rodziła i widziałem ile kobieta daje z siebie aby zostać mamą. Widziałem też ile jest w tym bólu i dziś mogę powiedzieć jedno: nie ślub, ale bycie przy sobie kiedy rodzi się dziecko utwierdziło mnie najbardziej w tym, że kocham swoją Anię nad życie i jestem szczęśliwy, że Bóg połączył nasze drogi, bo nigdzie indziej nie znalazłbym lepszej żony – mówi.
Jednak życie sportowca to nie tylko sukcesy, chociaż w przypadku Kamila ciężko mówić o porażkach, to jednak są momenty, kiedy zastanawia się czy to, co robi ma sens. - Nigdy nie miałem obaw związanych z uprawianiem boksu. Jest to praca jak każda inna. Niesie za sobą zarówno korzyści jak i straty zdrowotne – mówi bokser, chociaż przyznaje, że miał już ciężkie momenty w sportowym życiu kiedy zaczął się poważnie zastanawiać czy nie skończyć ze sportem. –
Zastanawiałem się nad tym, czy nie lepiej zostawić sportu i znaleźć „normalną pracę”. Nie ukrywam, że chodziło o finanse. A jakie są realia w boksie to większość pewnie wie – opowiada Kamil. – Dziś jest już lepiej – przyznaje. - Mam duże grono ludzi, którzy mi pomagają – dodaje.
Zwątpienie jednak powraca co jakiś czas. – Pojawiają się myśli i pytania, po co to robię. Czy nie lepiej byłoby mi iść do pracy na osiem godzin?
Kiedy jednak pomyślę o swoich marzeniach, o pasji, o sławie, jaką mogę zdobyć przez ciężkie treningi, zdobywając kolejne tytuły – wątpliwości znikają. A jakie jest teraz marzenie? Kilka miesięcy temu było to zdobycie tytułu mistrza Europy, a dziś? – Moim marzeniem jest zapisać się w historii sportu jako dobry zawodnik – mówi Kamil.
Kiedy przychodzi chwila zwątpienia nie tylko myśli kieruje do żony, rodziny, przyjaciół, którzy są dla niego największym wsparciem, ale też myśli o ludziach, tych, których nawet nie zna. Myśli o biedniejszych, słabszych, chorych. –
W takich chwilach kiedy zaczynam narzekać, że boks jest tak ciężkim, pełnym wyrzeczeń sportem, że są ciężkie treningi i wszystko mnie boli, zaczynam myśleć o ludziach, którzy naprawdę są biedni. Myślę też o tych, którzy są chorzy i dali by wszystko, aby móc potrenować boks czy zająć się innym sportem – wyjaśnia. Kamil Szeremeta przeszedł ciężką drogę by dziś być w miejscu, w którym jest, ale potwierdza, że marzenia się spełnia.
___Źródło: Tygodnik Idziemy Fot.: archiwum prywatne Kamila Szeremety