Kilka lat temu miałam przyjemność przeprowadzić wywiad z Ks. drem Andrzejem Ziombra – Proboszczem Sanktuarium Św. Jacka w Legnicy. To właśnie tam miejsce miało wydarzenie eucharystyczne...
Księże Doktorze, jak Ksiądz przyjął decyzję, że zostanie proboszczem w Sanktuarium św. Jacka?
Zadaniowo. Było to dla mnie zaskoczenie. Przede wszystkim nie spodziewałem się, że tak szybko zostanę proboszczem. Wcześniej pracowałem w Caritas, ale Ksiądz Biskup chciał, abym objął funkcję proboszcza – zgodziłem się z jego wolą.
Jaka była Księdza reakcja, kiedy dowiedział się, że podczas Mszy św. Hostia spadła na dywan?
Jest to stresujące dla nas, kiedy Komunia Święta, spada na podłogę. W dzień czwartego stycznia, kiedy ksiądz prałat zauważył na Hostii plamy – zaczęliśmy odczuwać pewien niepokój. Pytaliśmy się co Pan Bóg chce nam przez to powiedzieć. Była to mieszanka różnych emocji, dezorientacja.
Dlaczego to, co wydarzyło się w Legnicy określane jest jako wydarzenie eucharystyczne, a nie cud eucharystyczny?
Taka jest procedura. Kwestia Legnicy potrzebuje jeszcze kilku lat. Od ponad roku prowadzę dokumentację, zobaczymy co się wydarzy w ciągu najbliższych lat, jakie ta sytuacja wyda owoce – pozytywne, duchowe. Szukamy potwierdzenia z nieba. Jest to znak szczególny, niezwykły, ale Kościół jeszcze oczekuje na duchowe owoce.
Z perspektywy roku o jakich owocach może Ksiądz powiedzieć?
W ciągu roku zdarzyło się niewiele. Są głębokie nawrócenia, ale wiele sytuacji jest związanych z tajemnicą spowiedzi, dlatego... Są uzdrowienia – w dwóch przypadkach cofnął się nowotwór. To jest to, o czym wiemy, ale nie o wszystkim ludzie mówią.
Do Sanktuarium św. Jacka – od momentu ogłoszenia wydarzenia pielgrzymują wierni nie tylko z kraju, ale można powiedzieć – z całego świata?
Pielgrzymki przybywają z całego świata: z Ameryki Południowej, Północnej, Środkowej, Azji, Libii, Indonezji, Tajlandii, Afryki. Wiele jest pielgrzymek z Europy i z każdego zakątka Polski.
Kiedy Ksiądz jako Proboszcz patrzy na to co się tutaj dzieje – skąd ludzie przyjeżdżają – co Ksiądz czuje? Jest to też w pewnym sensie umocnienie na drodze kapłaństwa?
Mnie w kapłaństwie nie umacniają pielgrzymki, ale to, co przeżywam. Odbieram maile z Filipin, w których ludzie proszą o przesłanie obrazków. Zastanawiam się wtedy skąd ci ludzie wiedzą o tym, co się stało w Legnicy. Jest to niezwykle. W różnych językach świata są informacje o tym, co się wydarzyło. Cieszę się, że są pielgrzymi. Ci ludzie mają też szansę, aby i w ich życiu coś się zmieniło. To wydarzenie eucharystyczne nie służy temu, aby tworzyć kolejne sanktuarium, ale Pan Bóg daje nam znak. Musimy go odczytać. Jest to szansa dla każdego, kto tutaj pielgrzymuje. Dla mnie też, skoro tu jestem.
W książce Bóg przemówił w Legnicy, napisał Ksiądz, że zaczął robić rachunek sumienia z tego, w jaki sposób traktuje Eucharystię... Bardzo mnie poruszyło Księdza świadectwo...
Cały czas robię rachunek sumienia z tego jak traktuje Eucharystię, robię rachunek sumienia z kapłaństwa. Otrzymaliśmy wyraźny sygnał od Pana Boga. Trzeba też mieć świadomość wielkich napięć, które nam towarzyszyły kiedy jeszcze trwały prace badawcze, kiedy nie wiedzieliśmy w ogóle jaki będzie koniec. Nic nie wiedzieliśmy... Niczego nie byliśmy w stanie zaplanować, ułożyć. To Pan Bóg wybrał czas, wybrał miejsce – teraz to widzę, z perspektywy czasu, że On wszystko układał. My się modliliśmy, ale On wszystkim sterował. Mówię to z całą świadomością.
Pięknie Ksiądz mówi. A ja chyba zbyt często powtarzam, że chciałabym w kościele widzieć księdza, który – przepraszam – ale będzie w sutannie. Może jest to też znak do tych, którzy przychodzą do kościoła za „pięć dwunasta”?
Dobrze, ale dla Pani to nie jest znak?
Jest.
Do naszego sanktuarium przyjeżdżają różne grupy, osoby prywatne... Często pytają, czy coś się tutaj zmieniło, czy ludzie się nawrócili. Tyle, że nie chodzi o to, aby zaspokoić swoją ciekawość, bo łatwo jest przyjąć postawę obserwatora – wy się nawracajcie, a my będziemy obserwować jak żyjecie. Często powtarzam: „Nie pytaj się sąsiada co Pan Bóg mówi do niego, ale zapytaj się siebie – co do Ciebie mówi”. Chyba trochę mamy tendencję parawanów – zasłonić się, poobserwować innych. Bóg daje wyraźny sygnał.
Tak wygodniej, ale może boimy się dlatego, że czujemy się niegodni? Tutaj już żartów nie ma – widzimy ciało, widzimy treści dokumentów. Mamy dowody...
Jest to strach przed tym, czego Bóg ode mnie jeszcze chce. Być może chce, abym coś więcej jeszcze z siebie dał, a jakoś szczególnie nie mam na to ochoty, bo już sobie ułożyłem życie. Jestem „jakimś” chrześcijaninem, jakoś to wszystko się kręci. Uogólniam, ale myślę, że również naszą parafię ta sytuacja przerosła. Żyje tu mnóstwo ludzi w rodzinach dysfunkcyjnych, mnóstwo dzieci nie zna nawet swoich ojców. Kiedy rozmawiam z tymi ludźmi, mam wrażenie, że to co się stało w ogóle do nich nie dotarło. Oni są zamknięci w swoich skorupach i boją się z nich wyjść. Nikt z nas do tej sytuacji nie był przygotowany. Pan Bóg rzucił nas na głębokie morze.
Co to oznacza?
Kiedy człowiek czuje się niepewny w sytuacji, w jakiej się znajduje – zaczyna się jej bać, bo nad nią nie panuje. Wielu ludzi boi się tego, bo przestaje nad czymś panować. Przyzwyczailiśmy się do tego, że nad czymś panujemy, nawet nad Panem Bogiem.
Tak naprawdę nad niczym nie panujemy, bo wystarczy, że spóźnimy się na autobus i już musimy zmienić plany...
Nam się tylko tak wydaje, że panujemy. Widzę to też po sobie. Nie jest to tak, że mogę siebie zaplanować dzień, bo wszystko się może wydarzyć. Najważniejsze jest to, aby zacząć modernizację swojego życia. Jesteśmy niejako owinięci naszymi przyzwyczajeniami. Myślę, że wiele osób nie chce się zmienić, bo tak jest dobrze jak jest. Z drugiej strony nie jest tak, że wszyscy postępują w ten sposób. Niekiedy ludzie są mocno dotknięci. Kiedy spotykam się z grupami, mówię, że ten znak Pan Bóg kieruje do nas – konkretnie do Ciebie. Wyzywa do tego, abyś zrobił rachunek sumienia ze swojego chrześcijaństwa. Zawsze podaję też przykład naszych braci prześladowanych - z Sudanu i Indii. Sprawdzianem tego czy jesteś chrześcijaninem, czy jesteś wyznawcą Chrystusa jest to, czy ktoś tak bardzo zachwycił się Twoim życiem, że stał się chrześcijaninem. To chyba jest dla nas wyznacznik...
Co wynika z tego, że jest nas wielu, katolików?
Dlaczego nie idziemy w głąb? Mamy przecież wszystkie narzędzia – gazety, radio, telewizje, mnóstwo parafii, zakonów. Mamy dostęp do sakramentów świętych, czego nam brakuje by być świętymi? Dlaczego wciąż stawiamy Panu Bogu opory? Dlaczego nie idziemy za Bogiem? Dlaczego Go ograniczamy?
Bo tak lepiej, łatwiej?
Bo żyje pani swoim stylem życia. Jest nam dobrze w tym, w czym jesteśmy. Trzeba pytać Boga co chce nam powiedzieć.
A może to wszystko ma związek z niegodnością? Tak bardzo się boimy...
Niegodność jest diabelska. Nikt z nas nie jest godny. Myśli pani, że ja jestem godny, aby tutaj być? Ufam Panu Bogu, bo skoro mnie wybrał, abym tutaj był – jestem. Spełniam swoją posługę. Trzeba się cieszyć z tego, że Bóg nas wybrał. Jestem wdzięczny za to wszystko i przyjmuję to z wdzięcznością.
A bez zaufania Bogu to wszystko się sypie...
Wiadomo, że tak się stanie. Trzeba zaakceptować to, że nie mamy kontroli nad wszystkim. To Papież Benedykt XVI mówił, abyśmy robili to, co możemy. Nikt nas przecież nie przymusza do robienia rzeczy niemożliwych. To wszystko jest łaską Bożą. Jeśli się jej poddamy – wszystko się poukłada.
W Legnicy Bóg dał znak dla każdego...
W tym przypadku „coś” widzą nasze oczy, ale jeśli nie widzą – znaczy, że czegoś nie ma? Jest to szczególny znak, a my wszystko chcemy dotknąć, posmakować, zmierzyć, poczuć... Zostało to w jakiś sposób dokarmione, ale prowadzi to do ołtarza, gdzie podczas każdej Mszy św., uczestniczymy w cudzie Eucharystii. Przyjmujemy Ciało Chrystusa. Ten znak jest potwierdzeniem, że jest to Ciało Zbawiciela. Msza św. jest ofiarą Chrystusa, podczas każdej Mszy św. przeżywamy Jego konanie. Znak, który został dany w Legnicy powinien wzmocnić kult Chrystusa. Mamy naprawdę wiele do zrobienia. Świat teraz potrzebuje świadków. Nie bójmy się!
___
Źródło: magazynfamilia.pl
Fot.: pixabay.com/pl