Kilka lat temu rozmawiałam z Kamilem Jaworskim - psychologiem - na temat tego, że babcie i dziadkowie wysmiewają się z wnuczek dlatego, że te chodzą do Kościoła. Moherowa wnuczka - nie tak znane jak "moherowa babcia", ale jednak się może zdarzyć...
Panie Doktorze, jak można wyjaśnić zachowanie babci, dziadka, którzy wyśmiewają się, że ich wnuczki chodzą do kościoła, należą do oazy, śpiewają w scholii?
Aż trudno mi uwierzyć w tak sformułowaną supozycję. Należę do pokolenia, w którym dziadkowie, kiedy już mieli zaszczyt zostać dziadkami pilnowali dbałości o rytualną lub ekspresyjną stronę wiary swoich dzieci, a pośrednio również i wnucząt. Wyjaśnienie czyjegoś zachowania domaga się podania przyczyn, których skutkiem jest właśnie to działanie. Przyczyny te psychologia ze względu na naturę swego przedmiotu lokuje w umyśle osoby dokonującej pewnego działania czy zachowującej się w pewien sposób: w jej myślach i emocjach. Emocje stanowią potężną siłę napędową człowieka. Nie kierowane przez myśl, mogą jednak zaprowadzić w ślepą uliczkę. Może być bowiem tak, że to emocja wiedzie za sobą myśl, generując kolejne ciągi asocjacji. Emocje i myśli z reguły występują pod postacią kompleksów tworzących postawy, np. niechęć wobec kościelnych instytucji lub wobec rodziców dziecka, którzy to de facto odpowiadają za wprowadzenie je w religię lub niechęć wobec samej religii jako sfery życia nieprzystającej do społeczeństwa liberalnej demokracji. W mojej ocenie zachowanie takie rzadko jednak ma charakter czysto światopoglądowy. Domniemuję raczej, że za każdym aktem budowania światopoglądowych okopów leży zraniona dusza.
Babcie z reguły cieszą się, że dzieci chodzą do kościoła. Czym może być spowodowana reakcja odwrotna?
Być może same miały negatywne doświadczenia związane z chodzeniem do kościoła, np. pod postacią osobistego urazu ze strony jakiegoś kapłana. Być może nie darzą estymą samej religii. Musimy pamiętać, że pokolenie dzisiejszych babć i dziadków dojrzewało w czasach, kiedy scena ludzkich postaw wobec religii była mocno spolaryzowana: można było być „za” religią lub „przeciw” niej, gdy godziła w quasi religijny charakter dialektycznego materializmu. W okresie PRL-u na gruncie społecznego – i jakże różnego od politycznego – dyskursu w rzekomo nieistniejącym społeczeństwie należało mieć jakąś postawę, a za postawą z reguły stoi pewien światopogląd. Sytuację komplikował fakt, że deklarowana postawa nie musiała pokrywać się z postawą praktykowaną – o czym świadczy fakt, że szeregowi członkowie partii byli jednocześnie aktywnymi katolikami, a dzieci państwowych dygnitarzy bywały mniej lub bardziej zaangażowane w religię. Jednak świadomość tej historycznej zaszłości naszego narodu powinna jedynie osłabiać wszelki – tak religijny jak antyreligijny – dogmatyzm. W relacjach rodzinnych racje historyczne mają znaczenie poboczne, choć nie da się zaprzeczyć, że zakreślają krąg możliwego rozumienia sytuacji aktualnie dziejących się w rodzinie. Napastliwość ze strony dziadków nie musi bynajmniej wynikać z ateizmu babci lub dziadka. Dla konsekwentnego, liberalnego ateisty, kwestie światopoglądowe nie powinny być powodem do wzbudzania animozji, w szczególności, gdy dotyczy to bliskiej rodziny. Kluczowe dla niego jest bowiem pozostawienie w sferze przekonań – do której z tej perspektywy religia daje się sprowadzić – wolności. Napastliwi dziadkowie mogą być osobami religijne zranionymi przez jakąś osobę-wyznawcę danej religii lub takimi, które czują, że zawiodły się na Transcendentnym Bycie, bądź co bądź centralnym „Ze-względu-na-co” religii.
Jak z perspektywy psychologii rozwojowej można spojrzeć na ten problem?
Czas, w którym dzieci opuszczają dom jest dla rodziców czasem szczególnym. Zadaniem rozwojowym stawianym przez ten okres dojrzałym rodzicom jest umiejętność „puszczenia” dziecka, pozwolenie dziecku na stanięcie na własnych nogach, usamodzielnienie się. Docinki na tle religijnym mogą wynikać z nie „wyleczonego” syndromu „pustego gniazda” i być przedłużoną próbą kontroli swojego dziecka oraz jego rodziny. Jeszcze do niedawna rodzice czynili to w imię tradycji, teraz – nowoczesności; mechanizm jest ten sam. Należy dodać, że cała rzecz dodatkowo się komplikuje, kiedy młodzi godzą się na zależność od rodziców, np. mieszkając z nimi.
Zdarza się, że niewierząca babcia nazywa dzieci „moherowymi beretami”, śmieje się z ich zaangażowania w życie kościoła…
Musimy pamiętać, że znaczenie komunikatu jest współokreślane przez kontekst, w którym jest on nadawany i rozumiany. Jeśli taki „epitet” przydarza się nastolatkom, mogą śmiać się z kuriozalności całej sytuacji ujmując ją w kategoriach dowcipu sytuacyjnego. Warunkiem tego jest jednak umiejętność zdystansowania się wobec sytuacji, na co pozwala funkcja abstrahowania rozwijana właśnie w okresie dojrzewania oraz możliwość korzystania z tej umiejętności niezakłócona przez nadmiar negatywnych emocji. Młodsze dzieci nie dysponują jednak tak zaawansowanym mechanizmem obronnym, tym bardziej traktują podobną sytuację jako atak skierowany na nie same.
Z czego wynika to zachowanie?
Nękanie w sferze wolności religijnej, jak sądzę, może niestety być tylko jednym z przejawów nękania w innych sferach życia. Taka sytuacja wskazuje, że do systemu rodzinnego młodej rodziny z dzieckiem wkradły się dominujące wpływy spoza tego systemu, co zwykle prowadzi co najmniej do pewnych dysharmonii. Dokładna diagnoza sytuacji wymagałaby jednak konsultacji u psychoterapeutów rodzinnych, bo każde podłoże rodzinne jest indywidualnie zróżnicowane.
… a dziecko, które chciałoby pochwalić się czymś, czy opowiedzieć o nowym doświadczeniu, jakby zamyka się na bliskie osoby?
Zamyka się, bo sytuacja wyśmiewania czy obrażania, nawet jeśli dokonuje się to nie wprost, ma charakter przemocy, a w większości przypadków atakowani nawet my dorośli raczej wycofujemy się z relacji, która nie gwarantuje minimum elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Tym bardziej tak będzie działać dziecko, które im młodsze, tym mniej posiada mechanizmów regulujących emocje i zachowania. W takiej sytuacji nie może być więc tym bardziej mowy o jakimkolwiek dzieleniu się doświadczeniem, a w szczególności osobistym. Bolesne dotykanie wrażliwej sfery uczuć religijnych nastawia całą osobę dziecka na chronienie dobrostanu psychicznego i zdrowego obrazu siebie.
To „zaczepianie” może przyczynić się do tego, że wnuczęta nie będą chcieli jeździć do dziadków?
Zapewne wszystko zależy od tego, jak to zaczepianie będzie wyglądać. Jeśli jest dokonywane pół żartem, to kto wie… Jeśli jednak dokonywane jest z całą mocą na jaką stać „neofitę nowoczesności”, w towarzystwie negatywnych emocji, budzenia poczucia wstydu, winy czy ośmieszania, to z pewnością nikt na taką „Golgotę” dobrowolnie się nie wybierze. Trudno się dziwić, że ofiara psychicznego nękania, przemocy, nie chce odwiedzać tego, kto jest tej przemocy sprawcą. Tu działa podobna prawidłowość jak w innych formach psychicznego znęcania. Wyjątkiem od tej reguły jest sytuacja, gdy sprawcą przemocy jest osoba dla dziecka znacząca, czynnie pozostająca z nim w codziennym kontakcie – ale to inny przypadek.
Jakie reakcje u dziecka w ogóle może wywołać nieakceptowanie jego religijnego stylu życia?
Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że w większości przypadków we współczesnych nuklearnych rodzinach dziadkowie nie są dla wnuczków osobami znaczącymi. Niemniej, odrzucanie stylu życia, niezależnie czy chodzi o religię czy subkulturę młodzi ludzie traktują jako równoznaczne z odrzucaniem ich samych. W wieku nastoletnim, oprócz opisanego poprzednio zjawiska może wystąpić zjawisko o zgoła innym charakterze: nastoletnie dzieci celowo, jakby prowokacyjnie, mogą eksponować swoją religijną bądź subkulturową przynależność choćby tylko po to, by sprawdzić czy dorośli, którzy deklarują im miłość i poświęcenie, ich odrzucą. A tu już nie chodzi, jak w młodszym wieku, o podążanie za modelem rodziców, ale o identyfikację z religią jako elementem składowym trzonu samodzielnej tożsamości nastoletniego człowieka. W młodszym wieku konsekwencje mogą być o tyle poważne, o ile rodzice – którzy przecież wprowadzają dziecko w religię – przestaną je przed takimi atakami chronić. Tak może być na przykład u rodziców, z których jedno nie „przecięło pępowiny” ze swoimi rodzicami i młoda rodzina pozostaje od nich zależna czy to finansowo czy w inny, znaczący sposób. Wówczas takie dziecko może być „poświęcane” w kontakcie z dziadkami – jako „rówieśnik” swych rodziców, którzy nie dorośli do zadania jego chronienia. Taka sytuacja odbije się w postaci wypaczonej reprezentacji rodziców w umyśle dziecka, którzy w sytuacji poczucia winy mogą nie umieć postawić mu rozsądnych wymagań. W tradycji kształtowanej przez religię chrześcijańską znajdzie to najprawdopodobniej również odbicie w reprezentacji Boga, jaką wytworzy w sobie dziecko.
Jakie inne konsekwencje może nieść za sobą wyśmiewanie się z religijności dzieci?
Konsekwencje wyśmiewania się z czegokolwiek w kimś innym, w szczególności z tego, z czym identyfikuje się młoda osoba dotyczą nie tylko sfery emocji czy motywacji do kontynuowania praktyk religijnych. U nastolatka paradoksalnie, ta skłonność może stać się tym bardziej silniejsza. Przed kilkoma laty przeprowadziłem badanie nad wpływem wzbudzania w umyśle reprezentacji dwóch skrajnych, znanych sobie z bliskiego otoczenia osób: tolerancyjnej i nietolerancyjnej. Z wyników badań wynikało, że sytuacja, w której osoba badana wyobrażała sobie, że jest w relacji z osobą nietolerancyjną lub tolerancyjną wpływała zniekształcająco na zapamiętywanie i relacjonowanie przez nią zdarzeń. Okazało się, że osoby badane upozycjonowane nietolerancyjnie w mniejszym w stopniu deklarowały odczuwanie strachu, referowały mniej działań, w których główny bohater był „obiektem” oddziaływania („biorcą”) i więcej emocji przyjemnych u bohaterów niż osoby upozycjonowane tolerancyjnie, przy czym jednocześnie w mniejszym stopniu do opisu tej samej sytuacji używały słów nacechowanych pozytywnie, a w większym – negatywnie. Sugeruje to, że zaszedł proces tłumienia emocji znajdujący swój wyraz w konstruowanej stopniowo narracji na temat zdarzenia, ale nie dotykał on językowego poziomu wypowiedzi. Jednocześnie osoby te częściej niż upozycjonowane tolerancyjnie, kiedy dokonano analizy ich dyskursu pod kątem emocji, mówiły o odczuwanym przez siebie smutku i zainteresowaniu sytuacją, czyli uczuciach stosunkowo niezagrażających. O strachu decydowały się mówić znacząco częściej dopiero po upozycjonowaniu w pozycji tolerancyjnej, czyli budzącej przyjemne emocje oraz większe zaufanie. Dodatkowo warto wspomnieć, że w pozycji nietolerancyjnej osoby badane rzadziej spostrzegały i mówiły o wątkach tematycznie odnoszących się tak do zagadnień nietolerancji jak tolerancji. Oznacza to, że w sytuacji, kiedy jesteśmy w obecności kogoś znanego bądź bliskiego, kto nietolerancyjnie komentuje nasze poglądy, wyznawaną religię itd., będziemy mniej skłonni nie tylko do rozmowy, ale również do myślenia na temat idei samej tolerancji oraz spostrzegania rzeczywistości w tych, bądź co bądź przyjaznych innym, kategoriach.
Wobec tego jaką postawę powinno przyjąć dziecko?
Trudno mówić tu o jakimkolwiek „powinno” ze strony dziecka, jeśli to nie ono stroną atakującą i ma zadośćuczynić krzywdzie, jak wymagałaby tego, choćby uniwersalnie obowiązująca zasada moralna mówiąca o wyrównaniu strat – wszystko jedno o jakim charakterze – poniesionych na skutek wyrządzonej krzywdy. Ma natomiast prawo wycofać się z relacji, która sprawia mu dyskomfort czy ból.
Czy mimo niechęci do odwiedzin dziadków, rodzice powinni zachęcać dzieci aby jeździły na niedzielny obiad do babci i dziadka?
To zależy czy miało miejsce nękanie czy mamy do czynienia „tylko” z „dokuczaniem”. W pierwszym przypadku sprawa jest jasna, w drugim, to dziecko powinno samo zdecydować. Jeśli kwestia rozmów o życiu religijnym jest istotna dla niego albo babci i dziadka (sic!), kontynuowanie wizyt u dziadków może okazać się za trudne. Z drugiej strony sama niedzielna pora obiadu może prowokować do takich pytań, które niestety okazują się w tym wypadku czysto retoryczne – retoryczne zaczepnie. Warto przy tym mieć świadomość, że nasza pamięć emocjonalna ma charakter globalny. Wraz z upływem czasu wnuczka lub wnuczek będzie coraz słabiej pamiętać, w związku z jaką sprawą w relacji z babcią lub dziadkiem było jej lub jemu tak jakoś nieprzyjemnie, natomiast z pewnością zapamięta samą emocję skojarzoną z osobą.