piątek, 30 kwietnia 2021

Jeśli miłość

Jeśli miłość
pixabay.com/pl/

 najpierw nie chcieli uwierzyć 

więc mówili do siebie

że ich miłość za wielka

nieobjęta jak liście

za wysokie za bliskie 

potem, że to nieprawda

przecież tak jest ze wszystkim


lecz Ty co znasz ptaki po kolei

i buki złote

wiesz że jeśli miłość to tak jak wieczność 

bez przed i potem


- Ks. Jan Twardowski 


czwartek, 29 kwietnia 2021

[WYWIAD] Wirtualny świat

[WYWIAD] Wirtualny świat

Na pytania o wirtualny świat i relacje - w sensie ich poszukiwania i budowania, ale też zagrożenia jakie mogą wyniknąć z chęci pozostania w wirtualnym świecie - odpowiada Ewa Guzowska – psycholog, psychoterapeuta, coach 

pixabay.com/pl/

Pani Ewo, wirtualna rzeczywistość może dotąd była nam znana głównie z gier. Czym właściwe jest wirtualna rzeczywistość?

Najprościej: to trójwymiarowy obraz stworzony komputerowo - przede wszystkim dla potrzeb gier. Może opierać się zarówno na elementach świata realnego, jak również - fikcyjnego. Stworzony wirtualny świat potrafi tak oszukać nasze zmysły, że możemy poczuć się jak w realu…

Powoli jakby sami zaczynamy żyć w wirtualnym świecie. Brak kontaktu z ludźmi, pozostanie w mieszkaniu – łatwa droga do tego, by wpaść w depresję? 

Aktualnie z powodu pandemii mnóstwo ludzi pracuje zdalnie i można powiedzieć jest to w pewien sposób ogromne udogodnienie, które pozwala zachować ciągłość procesów. Podobnie w ślad za tym poszedł system nauczania, który czasami może niewiele różnić się od zajęć w realu - to oczywiście zależy od prowadzących. Sesje terapeutyczne on-line - coraz bardziej powszechne i całkiem dobrze się sprawdzające. Pamiętam, kiedy niedawno zakończyłyśmy sesję z pacjentką z zagranicy – ze zdumieniem i wielką radością powiedziała mniej więcej coś takiego: nie sądziłam, że to zadziała, a zadziałało. W takim czasie jaki mamy obecnie to doskonałe narzędzie, ale daleka jestem od tego by zastąpiło kontakt z ludźmi i naturą. W dłuższej perspektywie zdecydowanie może zaowocować stanami depresyjnymi, a wszystko to będzie w dużej mierze zależało od osobowości jednostki. Są przecież osoby, które doskonale sprawdzają się w połączeniu z „systemami” np. m.in. informatycy. 

Zanurzenie się w wirtualny świat daje poczucie bezpieczeństwa?  

Z pewnością, taki świat może dać poczucie bezpieczeństwa, kiedy jest niewygodny, możemy wylogować się. Tylko czy o to chodzi by wylogować się z życia. Kiedy potraktujemy ten wirtualny świat jako tylko narzędzie, będzie pomocne - ale gdy uczynimy go celem samym w sobie, wówczas skutki mogą być opłakane i nieodwracalne. W  tym psychicznie…

Jakie największe zagrożenia czyhają na tych, którzy coraz lepiej w wirtualnej rzeczywistości się odnajdują?  

Największym zagrożeniem może być to, że mogą ulec jakiemuś odrealnieniu, a poza tym mogą mieć ogromny problem w kontakcie z drugim człowiekiem, a to przecież jest naturalne. Szkoda, że dziś ten świat jest mocno wynaturzony... Byśmy zatrzymali się w tym wszystkim, kiedy nie będzie za późno... 

Dlaczego uciekamy w wirtualny świat? 

Jest bezpieczny, dostępny, kolorowy, wszystko może być tak jak chcemy, czego z pewnością realny świat nie zawsze jest w stanie dostarczyć. W wirtualnym świecie możemy puszczać wodze fantazji i być tym, kim naprawdę nie jesteśmy, ale czyż to nie największe oszustwo zaprzeczać samemu sobie. Kim wówczas jesteśmy? 

To też „odskocznia” od ciężkiej codzienności, obowiązków, natłoku różnych spraw? 

Być może odskocznia, tylko czasami w przepaść. Może nas ogłupić i uzależnić, a przede wszystkim odrealnić, a to już bywa niebezpieczne. 

Co zrobić by nie poddać się wirtualnemu życiu? 

Możemy traktować to jako użyteczne narzędzie, ale nie jako sens sam w sobie, ponieważ w życiu najzdrowsza jest równowaga i to jest konieczny warunek. Szczęście bez drugiego człowieka jest raczej niemożliwe i złudne. 

Po czym poznać, że zaczynamy odchodzić od świata zewnętrznego? 

Poznać najprościej po tym, czy możemy obyć się bez tej formy relaksu, czy mamy jakieś  ciekawe alternatywy.

Czy i jak można sobie samemu poradzić w sytuacji, kiedy żyjemy już wirtualną rzeczywistością? 

Może najprościej: WYLOGUJ SIĘ…  inaczej nie spostrzeżesz tego, co tracisz….  Nie uda się tego później nadrobić, ponieważ WSZYSTKO PŁYNIE…

środa, 28 kwietnia 2021

Cena za piękno?

Cena za piękno?

Psychologowie zgodnie podkreślają, że nie możemy dać szczęścia innym, jeśli wpierw nie odkryjemy go w sobie. Podobnie jest z pięknem – możemy co kilka tygodni korzystać z bogatej oferty salonów urody i klinik medycyny estetycznej, wierząc, że lekarze – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawią, że z gabinetu wyjdziemy idealnie piękne, przez co znikną problemy z akceptacją siebie. Nic bardziej złudnego. Piękno jest w nas i nawet najdroższe zabiegi, przeprowadzane przez najbardziej znanych lekarzy nie sprawią, że będziemy doskonale piękne, jeśli nie mamy świadomości swojej niepowtarzalności i piękna, które powinniśmy pielęgnować w sobie.   

pixabay.com/pl/

Medycyna estetyczna z pewnością ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Chociaż przed laty przeznaczona przede wszystkim dla ludzi, którzy znani byli z pierwszych stron gazet – dziś staje się dostępna dla każdego. Nie tylko ze względu na różnego rodzaju zabiegi, ale i ich cenę. – Kilkanaście lat temu medycyna estetyczna nie była tak popularna jak dziś. Pierwsi pacjenci przychodzi na konsultacje i zabiegi lekko zawstydzeni. Oprócz chęci poprawy wyglądu, bardzo obawiali się odbioru społecznego i informacji, iż ulegają pokusie popraw urody – mówi dr n. med. Magdalena Adamiak-Kardas z Kliniki Medycyny Estetycznej Look-Medica w Łodzi.   

Marzeniem wielu osób jest to by wyglądać jeszcze młodziej i lepiej, w efekcie czego decydują się na zabiegi, które opóźnią proces starzenia się skóry. Można sobie kupić marzenia? – Niestety, kupić marzeń nie można, ale można zdobyć środki, które pomogą w ich osiągnięciu. Jeśli marzenie jest nierealne, jak właśnie chęć bycia doskonale pięknym, chociaż wiadomo, że piękno jest względne, to dążenie do realizacji takiego marzenia staje się przyczyną cierpienia – tłumaczy Filip Kołodziejczyk, psycholog, trener, psychoterapeuta.    

Jednak nie ma się co oszukiwać – w wielkim mieście, o wiele bardziej niż w mniejszych miejscowościach czy wsiach – poza naszym talentem i doświadczeniem, także i wygląd ma znaczenie. - Obecny świat wymaga od nas dobrego, efektownego wyglądu. Postrzeganie ludzi jest w pierwszej kolejności emocjonalno – zmysłowe, a  dopiero później jesteśmy postrzegani poprzez pryzmat rozumu i doświadczenia. Możemy się z tym nie zgadzać, ale badania psychologiczne to potwierdzają – mówi dr n. med. Magdalena Adamiak-Kardas. 

O ile zabiegi inwazyjne mogą zniechęcać szczególnie młode kobiety, to są wskazania, by zabiegów nie odkładać jeśli mamy do czynienia chociażby z bardzo uciążliwymi zmianami potrądzikowymi. Co do tego lekarze są zgodni. Kiedy można zacząć korzystać z zabiegów medycyny estetycznej? – Zacząć można od młodych lat, ale zależy który zabieg konkretnie. Jeśli na przykład młoda osoba ma trądzik i blizny potrądzikowe lub świeże rozstępy to trzeba działać natychmiast – przekonuje dr Krzysztof Gojdź, jeden z najlepszych lekarzy medycyny estetycznej w Polsce, założyciel Holistic Clinic w Warszawie oraz Revive Clinic w Miami Beach. – Z zabiegów medycyny estetycznej korzystają coraz młodsi pacjenci. Osoby dorosłe proszą o poprawę kształtu ust, korekcję zmarszczek, poprawę jakości skóry. W każdym wieku ludzie posiadają potrzeby poprawy swojego wyglądu – mówi dr n. med. Adamiak-Kardas.    

Cena za piękno? 

Człowiek dąży do tego, by wyglądać jak najlepiej, aby poprawić komfort życia. To źle? – Sama chęć  poprawy wyglądu nie jest niczym złym, na przykład jeśli ktoś uległ wypadkowi albo jego fizjonomia uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie, powoduje stałe poczucie wstydu i cierpienie – mówi Filip Kołodziejczyk. - Niestety, zbytnio folgując swojej własnej próżności, łatwo jest popaść w pułapkę. Zgodzie z zasadą Chanel: „Czasem mniej czyni więcej” – podkreśla dr n. med. Adamiak-Kardas.  

A drożej? Czy znaczy mniej skutecznie? Dużą popularnością cieszą się – szczególnie wśród młodych kobiet, ale i mężczyzn – zabiegi wykonywane laserem. - Młodzież z dokuczliwym trądzikiem często korzysta z zabiegów przeciwtrądzikowych, łączonych technik światła IPL lub LED z peelingami medycznymi. Zabiegi znacząco poprawiają wygląd skóry. Młode osoby z bliznami potrądzikowymi uzyskają poprawę wyglądu skóry po cyklu zabiegów i niewielkiej korekcie niektórymi preparatami kwasu hialuronowego – mówi dr n. med. Magdalena Adamiak-Kardas, właścicielka Kliniki Medycyny Estetycznej Look-Medica w Łodzi.     

Dobre samopoczucie to chyba jedna z największych motywacji, jeśli chodzi o chęć poprawienia w sobie „czegoś”, za pomocą medycyny estetycznej? -  Zazwyczaj „poprawiając” coś w sobie zewnętrznie, chcemy poprawić to, co wewnątrz, czyli nasze samopoczucie, sposób postrzegania siebie. Niestety, może to prowadzić do nieustającej pogoni za niedostępną doskonałością, czy wieczną młodością, co jest już problematyczne – podkreśla psycholog Filip Kołodziejczyk. Problematyczne jest  również i to, że pacjenci nie są uczciwi względem lekarza. Co może spowodować celowe ukrywanie informacji zdrowiu? – Zdarzają się pacjenci, którzy zatajają informacje o swoim stanie zdrowia. Już Hipokrates mówił: „Pamiętaj iż twoi pacjenci kłamią”. Pacjenci nie mówią o przebytym leczeniu hormonalnym, onkologicznym. Nieświadomie przychodzą na zabiegi podczas infekcji – mówi dr n. med. Adamiak-Kardas.   

Jednak są i tacy, którzy do gabinetu przychodzą z własnym pomysłem na nowe ciało. Czasami, co gorsza – nie dają lekarzowi dojść do głosu, przekonani, że wiedza co im do szczęścia jest potrzebne. Co Pan robi w sytuacji kiedy przychodzi kobieta, która ma swój pomysł na wygląd, ale nie zawsze jego realizacja jest możliwa? – Zawsze wysłuchuję tego pomysłu, a później przedstawiam swoją opinię i rozmawiamy na temat czy i jak mogę pomóc – mówi dr Krzysztof Gojdź. 

A jeśli lekarz odmówi wykonania wymarzonego zabiegu? Może znajdzie się jednak ktoś, kto to marzenie spełni... Może tanim kosztem, bez wystarczających kompetencji, a może i od razu w pakiecie będą powikłania, ale czy nasza nowa, wymarzona twarz nie jest tego warta? - Ryzyko wystąpienia powikłań po wykonanym zabiegu przez osobę bez dogłębnej wiedzy anatomicznej jest duże – przestrzega dr n. med. Magdalena Adamiak-Kardas. – Co miesiąc zgłaszają się do mnie pacjenci z powikłaniami po źle wykonanych zabiegach – dodaje lekarz. 

Są proste sposoby by sprawdzić miejsce w którym chcemy poddać się zabiegowi. - Wymagajmy podania certyfikowanych, medycznych preparatów. Zwróćmy uwagę na to, kto i w jakich warunkach wykonuje zabieg. Ważne jest również i to, czy po zabiegu otrzymamy opiekę i możliwość kontaktu z osobą, która zabieg wykona. Przestrzeganie tej prostej zasady pozwala na bezpieczne i bezstresowe cieszenie się z dobrodziejstw medycyny estetycznej – zachęca dr n. med. Magdalena Adamiak-Kardas.   

Delikatność i siła 

O. Łukasz Buksa OFM – franciszkanin, duszpasterz młodzieży, rekolekcjonista, autor tekstów, w jednej ze swoich książek napisał, że każdy prawdziwy mężczyzna powinien mieć kobietę. Byłby to słowa, które wypowiedział o. Jan Góra, do pewnego małżeństwa. – Oczywiście w przypadku zakonnika czy księdza powinna to być Matka Boża albo jakaś inna święta – mówi zakonnik. – Wybrałem trzy: Faustynę, Klarę i Hildegardę. Klara – uczy mnie czystości relacji, jak pokazywać jej piękno, jak zachwycać kobiety taką relacją. Hildegarda – uczy mnie siły. Wszyscy kojarzą ją jako zielarkę, a to była tylko jedna z jej pasji. Stworzyła tak piękne muzyczne dzieła! Ujmuje mnie jej rozumienie muzyki, o której mówiła, że jest czystym odzwierciedleniem z raju. Faustyna uczy mnie delikatności serca dla Boga, dla człowieka, dla siebie w duchu miłosierdzia – wyjaśnia o. Łukasz Buksa OFM.           

Jestem piękna! 

My, kobiety, bardzo często przeglądamy się w lustrze i potrafimy dotrzeć nawet najmniejsze mankamenty urody, dla innych niedostrzegalne. Nie zawsze jednak potrafimy zaakceptować zmieniające się ciało. - Ciągle mam problem z akceptacją. Kiedy zaczynamy widzieć coraz to więcej zmarszczek to najlepiej jest stracić wzrok tak trochę – śmieje się Ewa Kasprzyk, aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa. - Powinniśmy zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. I wcale nie mówi mi się tego łatwo, bo kiedyś byłam piękna i szczupła, ale nie mam gorszego samopoczucia teraz. Taka też jestem potrzebna. To najważniejsze  - mówi Anna Dymna, założycielka i prezes Fundacji „Mimo Wszystko”.  

- Uważam, że każdy człowiek powinien dbać o siebie. Nie chodzi mi o kult ciała, ale o zdrowy i estetyczny wygląd. Każdy z nas powinien dbać o trzy obszary naszego życia: ciało, umysł, duchowość,  ale w tym wszystkim musi być równowaga. Dla mnie wizyty u kosmetyczki to drobne zabiegi, które sprawiają, że moja skóra wygląda świeżej, zdrowiej – mówi Julita, przedszkolanka z Poznania. – Nie jestem zwolenniczką zmieniania siebie na siłę: operacje plastyczne, wypełnianie zmarszczek, podnoszenie kącików ust – dodaje.     

- Medycyna estetyczna często nam, chrześcijankom, może kojarzyć się jako coś złego – poprawianie urody, poprawianie dzieła Bożego. Nic bardziej mylnego. Medycyna estetyczna stosowana z głową może nam pomóc. Pozbycie się uciążliwego trądziku, popękanych naczynek, przebarwień skóry czy zabiegi przywracające nawilżenie skóry to nic strasznego – przekonuje Paulina, rejestratorka medyczna z Warszawy. – Medycyna estetyczna może pomóc nam w usunięciu niechcianego owłosienia, zredukować rozstępy czy cellulit. Nikt przecież nie mówi o ciągłym chodzeniu i poprawiania czego się da, ale o profesjonalnej pomocy przy defektach nasze skóry – dodaje.    

- Piękno kobiety nie przejawia się w ubraniach, które nosi, w jej figurze lub sposobie w jaki układa włosy. Piękno kobiety musi być widoczne w jej oczach, ponieważ one są drzwiami do jej serca – miejsca, w którym mieszka miłość – mawiała Audrey Hepburn.   

___
Źródło: Tygodnik Idziemy 

wtorek, 27 kwietnia 2021

Stal chirurgiczna w sezonie Wiosna/Lato 2021

Stal chirurgiczna w sezonie Wiosna/Lato 2021

Biżuteria to niewątpliwe jeden ze sposobów na podkreślenie swojej kobiecości. Wiele z nas ma na pewno kilkanaście par kolczyków, naszyjniki i niezliczoną ilość bransoletek 😊 Między produktami ze srebra i złota - może są też w naszym zainteresowaniu kolczyki czy bransoletki wykonane ze stali chirurgicznej? Jeśli nie - sezon Wiosna/Lato to doskonały czas by się rozejrzeć wśród produktów wykonanych ze stali szlachetnej. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na wysoką trwałość i niską cenę, chociaż oczywiście zalet biżuterii ze stali nierdzewnej jest dużo więcej...

stalowelove.com.pl 

Produkty, które są wykonane ze stali chirurgicznej są odporne na zarysowania - potwierdzam, ponieważ od kilku miesięcy nie zauważyłam na biżuterii, z którą prawie się nie rozstaję - najmniejszego zarysowania. Ważne jest i to, że pod wpływem działania promieni słonecznych biżuteria nie zmienia koloru. I chyba to, co najważniejsze - posiada właściwości antyalergiczne 😎 

stalowelove.com.pl 

Stal chirurgiczna to nowoczesny i modny materiał, zyskuje coraz większą popularność i stanowi konkurencję dla biżuterii złotej i srebrnej. Czy warto inwestować w biżuterię? Na to pytanie każda z nas odpowie sobie sama... 

stalowelove.com.pl 

Ze stali chirurgicznej możemy mieć już nie tylko kolczyki, naszyjniki, łańcuszki, ale też - tak modne w sezonie Wiosna/Lato - stylowe bransoletki na stopę. Bez wątpienia - jest to elegancka i delikatna ozdoba kostki. Bransoletka na stopę to również bezpieczna propozycja dla alergików. I prezent dla siebie, siostry, przyjaciółki. Bo nie zapominamy o tym, że dbamy przede wszystkim o siebie! 😊 Do wyboru jest wiele wzorów, z różnymi przywieszkami. Chociaż mówi się, że bransoletki na stopę zwykle są przeznaczone dla kobiet odważnych, które chcą być w centrum zainteresowania - cóż stoi na przeszkodzie, by w ten sposób podkreślić swoją kobiecość? Latem możemy pozwolić sobie na więcej...

stalowelove.com.pl 

Wybierz produkt dla siebie! 💖        

___
artykuł sponsorowany 

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

Niedoskonałe filiżanki

Niedoskonałe filiżanki

Każdy z nas ma w swoim otoczeniu ludzi, którzy w każdym aspekcie życia starają się być profesjonalistami. Niekiedy aż do przesady... Jakie wielkie było moje zaskoczenie, kiedy po otworzeniu prezentu - zobaczyłam niedoskonałe filiżanki - niesymetryczna, nieco pognieciona i wysokiej jakości porcelana, która została wykonana przy inspiracji naturą, bez zbędnego prefekcjonizmu 😊 

swiezopalona.pl

Filiżanki są przepiękne, chociaż właśnie wydają się być takie "idelane". Lubię pić poranną kawę z niedoskonałej filiżanki. Pojemność 125ml, czyli na początek dnia - doskonale 😊 Seria Organic firmy Easy Life to zestaw dwóch filiżanek ze spodkami - czarne prążki na białym tle, zapakowane w piękny i kolorowy kartonik 🎁 

swiezopalona.pl 

Ten zestaw bardzo mi się spodobał, chociaż na początku byłam dość zaskoczona. Filiżanki to zawsze dobry pomysł na prezent dla mamy, babci, przyjaciółki - kobiet, z którymi przecież uwielbiamy pić kawę 😎 A do filiżanek może jakiś nowy smak kawy? Kawa Costa Rica Las Lajas Sabanilla de Alajuela Black Honey albo Uganda Mwezi Natural

swiezopalona.pl

Cały czas zachęcam do wyrażania naszej wdzięczności tym, których kochamy, którzy są dla nas ważni 💖 Życie jest piękne i wspaniałe, mimo trudności, ale jak mówił Ks. Jan Twardowski: W życiu musi być dobrze i niedobrze. Bo jak jest tylko dobrze, to niedobrze 😊 ale trzeba pamiętać też i o tym, że życie jest kruche - żebyśmy kiedyś nie żałowali, że nie zdążyliśmy... 

Zainspiruj się! 💖 

___

artykuł sponsorowany  

niedziela, 25 kwietnia 2021

[WYWIAD] Pustka w życiu duchowym

[WYWIAD] Pustka w życiu duchowym

Nuda w życiu duchowym pewnie od czasu do czasu nam towarzyszy. Z pewnością są takie chwile, w których zastanawiamy się nad sensem życia i zadajemy sobie pytanie: Dlaczego wierzę? Na temat pustki i zniechęcenia w życiu duchowym mówi Ks. Mariusz Krawiec - paulista ze Lwowa 😊

pixabay.com/pl/

Proszę Księdza, jakie są przyczyny tego, że modlitwa zaczyna nas nudzić? 

Jeśli modlitwa nas nudzi, to przyczyn tego stanu szukałbym na dwóch obszarach: ludzkim i duchowym. Możemy czuć się znudzeni na modlitwie, bo ogólnie czujemy się znudzeni życiem, pracą, ludźmi. Nuda jest to pewien stan emocjonalny, przez niektórych psychologów traktowana jako odmiana frustracji bądź stresu, związana ze stanami depresyjnymi. A zatem jeśli nudę, która nas dopadła diagnozuje psycholog, to też on może dać receptę, jak z niej wyjść. Ale nuda może być też częścią walki duchowej. Ewagriusz z Pontu, jeden z Ojców Pustyni z IV wieku odwołując się do Psalmu 91 (w. 6), pisał o tak zwanym demonie południa, który ogarnia on mnicha pomiędzy godziną czwartą a ósmą. Wydaje się mu wówczas, że słońce zatrzymało się w miejscu, a dzień ma pięćdziesiąt godzin. Stan okrutnej nudy i beznadziei. W środowisku wczesnochrześcijańskich mnichów żyjących na pustyni, pojawił się wówczas termin acedii, czyli pewnej obojętności, lenistwa czy nudy. Mnisi, aby to lepiej zrozumieć, używali obrazu-przenośni, nazywanego „wyjściem z celi”, czyli rezygnacji z duchowej walki. Ale acedia może dopaść także przyjaciół czy małżonków. Wyraża się ona znudzeniem się sobą nawzajem. Stawiają sobie oni wówczas pytanie, które zabija miłość: co on/ona może jeszcze wnieść w moje życie. Wydaje się, że już wszystko o sobie wiemy, nie ma potrzeby, abyśmy ze sobą rozmawiali.  

Doświadczamy czasem czegoś co można określić, jako znudzenie się Bogiem. Czy jest ono w ogóle możliwe?

Możemy być w ten sposób kuszeni. Wydaje się nam wówczas, że Bóg jest nudny. Oczywiście jest to fałszywe odczucie, bo Bóg nie może być nudny, choćby z tego względu, że jest nie do ogarnięcia przez człowieka. Tak naprawdę nigdy nie dojdziemy tu na ziemi, do pełnego poznania Boga. A zatem wciąż możemy odkrywać w Bogu coś nowego i mówiąc obrazowo, zachwycać się każdego dnia, nowym fragmentem jego „oblicza”, którego dotychczas nie znaliśmy. Ale szatan będzie nas odwodził od takiego zachwytu się nad Bogiem. Będzie próbował prowadzić nas w jakiś ślepy zaułek dialogu z grzechem, który niekontrolowany, może doprowadzić do tego, że przestaniemy Boga poszukiwać i nie będziemy mieli ochoty na dialog z Nim.

Nuda jest też pewnego rodzaju pustką duszy, ale również zniewoleniem serca. Czy ten, który jest znudzony - potrafi kochać? 

Serce jest zniewolone przez złego ducha, a następstwem tego zniewolenia będzie nuda, która może pchnąć nas ku nowym zniewoleniom. Ilu młodych tzw. nudzących się ludzi, jako antidotum na nudę sięga po alkohol, narkotyki, uzależnienie od różnego rodzaju perwersji seksualnych. A kto nie może kochać? Tylko osoba zniewolona, czyli inaczej mówiąc chora. Aby kochać, trzeba umieć się zachwycić, aby się zachwycić, trzeba się otworzyć na drugiego człowiek. Zakochany mężczyzna dostrzega u swojej ukochanej najdrobniejsze detale jej urody, pragnie z nią przebywać jak najdłużej i nigdy się przy niej nie nudzi. Ale gdy ta miłość zacznie słabnąć, tych „cudownych detali jej urody” dostrzega co raz mniej, a czas wspólnych rozmów skraca się drastycznie. Miłość przestaje być pielęgnowana, a jeśli nie jest pielęgnowana to karłowacieje i a z czasem zanika. 

Istnieje jakaś recepta na przezwyciężenie nudy w życiu duchowym?

Na pewno nie można się poddawać. Z nudą, tak jak z każdą inną pokusą, która oddala nas od Boga, należy walczyć. Jeśli popycha ona nas do duchowej bierności, to na przekór temu, powinniśmy stawać się w życiu duchowym bardziej aktywnymi. Św. Ignacy Loyola proponował bardzo skuteczną metodę walki ze strapieniami. Otóż uważał on, że skoro strapienia są pokusą i nie biorą się z zewnątrz, to nie należy na zewnątrz niczego zmieniać (np. pracy, miejsca zamieszkania, przyjaciół czy współmałżonka), lecz należy zmieniać siebie samego i czynić to z wytrwałością i cierpliwością. Przede wszystkim nie należy rezygnować z dialogu z Bogiem. Nawet jeśli na pewnym etapie będzie wydawał się on nudny i bezowocny, to nie można się tym zniechęcać. Wytrwała modlitwa chroni nas przed działaniem złego ducha, który za wszelką cenę próbuje nas oddalić od Boga i wśród wielu wymyślnych metod, aplikuje nam nudę. Zwycięstwo nad nudą prowadzi człowieka do wewnętrznej radości, daje pokój sercu i zagrzewa go do dalszej aktywności.

sobota, 24 kwietnia 2021

[INSPIRACJA] Kazimierz Piechowski

[INSPIRACJA] Kazimierz Piechowski

Zwykle wywiad z Panem Kazimierzem zaplanowany jest na godzinę, dwie – zawsze trwa dłużej… Trwa dłużej dlatego, że rozmowa z bohaterem ucieczki z KL Auschwitz to nie tylko „pytania i odpowiedzi”. O wspomnieniach z dzieciństwa, drodze, morderczej pracy i latach spędzonych w KL Auschwitz oraz o planie ucieczki z obozu śmierci – zakończonej „Happy end’em” opowiada Kazimierz Piechowski 

archiwum prywatne 

Panie Kazimierzu, spotykamy się w pięknym mieście Gdańsku. Co Pan pamięta z czasów swojego dzieciństwa? 

Od drugiego roku życia mieszkałem w Tczewie. Miasto nad Wisłą, wówczas miasto graniczne - od północy za Wisłą było Wolne Miasto Gdańsk, a zaledwie kilka kilometrów w górę rzeki, po drugiej jej stronie, rozciągały się Prusy Wschodnie - Ostpreußen. Ja nie byłem takim uczniem, dla którego nauka to był cały świat. Mój świat to Wisła. Gdy miałem 9 lat razem z moim kolegą Niemcem - Erwinem Schultzem przepłynęliśmy pierwszy raz Wisłę, a Wisła w Tczewie taka rozległa, szeroka i taka nasza... Moje priorytety zmieniły się, gdy w wieku dziesięciu lat wstąpiłem do harcerstwa. Byłem z tego bardzo dumny. Po powrocie do domu zaprezentowałem Przyrzeczenie Harcerskie mamie. Przytuliła mnie do siebie, a ja zauważyłem łzy na jej twarzy. Czemu płaczesz mamo? - spytałem. Z radości synu, z radości - wyszeptała. Mama wiedziała, że jestem w dobrych rękach. Harcerstwo stało się moją pasją, moim przeznaczeniem. Harcerzom wpajano najszczytniejsze ideały sprawiedliwości i tolerancji, odpowiedzialności za własne postępowanie, uczciwość, wrażliwość na ludzką krzywdę, a przede wszystkim - PATRIOTYZM. Patriotyzmu uczono mnie w domu, w szkole. Życie jest trudne – dla mnie przejście w życie dorosłe nie było trudne. Dla harcerza to rzecz naturalna, obowiązek wobec Boga i ludzi. Warto żyć według przyrzeczeń harcerskich i warto pamiętać, że zawsze, w każdej sytuacji, aktualne są te mądre, piękne słowa: Bóg i Ojczyzna. Dziś składam hołd mojej mamie za jej mądrość. Tej mądrości zawdzięczam zrozumienie, że Bóg i Ojczyzna, to pojęcia najważniejsze. Są drogowskazem na drodze życia. Obecnie, mimo swoich 94 lat, nadal jestem harcerzem - harcerzem Orlim. 

Jak Pan zapamiętał dzień 1 września 1939 roku?

Tczew położony był w strategicznym miejscu krzyżujących się linii kolejowych i dróg kołowych: Bydgoszcz - Gdańsk i Berlin - Królewiec. Niemiecki plan operacyjny zakładał opanowanie mostów na Wiśle. Umożliwiłoby to utrzymać połączenie kolejowe między III Rzeszą a Prusami Wschodnimi - szybkie przerzuty armii i zaopatrzenia. Natarcie lądowe na miasto przewidziane 1 września 1939 roku na 4:45, poprzedził nalot o godzinie 4:34. Podczas naporu oddziałów niemieckich, około 6 rano polscy saperzy wysadzili w powietrze dwa przęsła mostu na Wiśle, udaremniając „Operację Dirschau”. Obrona miasta trwała jeszcze cały dzień. Mimo bohaterskiej postawy polskich żołnierzy do Tczewa wkroczyły jednostki niemieckiej armii, a tuż za nimi formacje SS i gestapo. Po tygodniu wracali do swych domów ci, którzy je opuścili, ewakuując się przed wrogiem. Nie wszyscy, sporo zostało w ziemi, tuż przy rowach wzdłuż dróg, gdzie dopadły ich sztukasy. Wróciłem i ja. 

Do KL Auschwitz został Pan przywieziony 20 czerwca 1940 roku. Jak Pan pamięta tamten dzień?

Przywieźli nas – 313 więźniów. Trzy czwarte pierwszych transportów – z Tarnowa i Nowego Wiśnicza to harcerze. 

Dojechaliście do tego strasznego obozu śmierci. Co było dalej?

Pamiętam, że był słoneczny dzień. Pamiętam krzyki: „Raus verfluchte Schweine! Alles raus! Los! Los! Schnell! Schnell! Schweine Polen!” („Wychodzić przeklęte świnie! Wszyscy wychodzić! Jazda! Jazda! Szybko! Szybko! Polskie świnie!”). Wśród krzyków okładali nas kijami, kolbami karabinów... Nie zdawaliśmy sobie sprawy, gdzie jesteśmy. Okazało się, że Auschwitz to jest coś gorszego od rozstrzelania. To był szok. Biją, ciężka praca, głód… 

Dużo ciężkiej pracy… Co więźniowie dostawali do jedzenia? 

Jaki mam pasiak – nie ma znaczenia, ale czy dostanę prawidłową kromkę chleba, która ma ważyć 25 deko, czy dostanę tylko 15 deko, to już ma duże znaczenie, bo ta kromka, a do tego tylko łyżka margaryny, czy łyżka marmolady, jest moją kolacją i śniadaniem. 

Jak można było uciec z obozu centralnego? Stamtąd ucieczek przecież nie było...

Dlaczego ta nasza ucieczka była naprawdę taka bohaterska? Po pierwsze: poza nami nikt z obozu centralnego nie uciekł od pierwszego do ostatniego dnia istnienia obozu w Auschwitz. KL Auschwitz to był moloch: obóz centralny, obóz kobiet, jeńców radzieckich... wraz z podległą mu siecią ponad 30 podobozów, tworzonych głównie przy zakładach przemysłowych. Obóz centralny był otoczony podwójnym rzędem betonowych słupów wysokości 3 metrów, które z dwóch stron (a więc wewnątrz i zewnątrz) połączone były ze sobą przewodami wysokiego napięcia z drutu kolczastego. Ogrodzenie i tablica „Halt!” („Stój!”) Poza ogrodzeniami stały budy esesmańskie, wysokości 5 metrów wyposażone w karabiny maszynowe i reflektory, gdzie esesmani byli dzień i noc. I spróbuj stąd uciec. Nikt nie myślał o ucieczce. Po co myśleć skoro to jest niemożliwe? Oprócz naszej ucieczki nikt więcej stąd nie uciekł. To, co było naprawdę niemożliwe stało się możliwe. 

KL Auschwitz – obóz śmierci. Jak można było myśleć w ogóle o ucieczce? 

Zaprzyjaźniłem się z Genkiem Benderą, z którym razem pracowałem. Pewnego dnia Genek powiedział do mnie: „Dowiedziałem się od naszych, którzy pracują w Politische Abteilung, że jestem przeznaczony do gazu, albo na rozwałkę. Kazek, czy stąd można uciec?”. Genek – ukraińska "złota rączka", nawet wśród esesmanów cieszył się swego rodzaju szacunkiem. Gdy Niemcy nie potrafili poradzić sobie ze skomplikowanym defektem silnika, wołali na pomoc Ukraińca. Bendera znał wszystkie esesmańskie samochody, jakie jeździły w KL Auschwitz-Birkenau. 

A co Pan robił w tym czasie?

Pracowałem w tym czasie w esesmańskim magazynie - nosiłem worki z mąką, kaszą, ryżem... Wyładowywałem węgiel i koks. Praca była lekka w porównaniu z tym, co robiłem wcześniej. Po kilku dniach udało mi się zajrzeć do magazynu na piętrze. Zobaczyłem, że są tam nie tylko esesmańskie mundury, ale także broń i amunicja. W tej sytuacji stało się jasne, że mamy już dwa węzły rozwiązane. Po pierwsze, samochód, do którego dostęp miał Genek, po drugie, mundury, które mogłem zorganizować ja. 

Gdzie były dalsze problemy?

Problemem dla nas okazała się niemożliwość wydostania się do pomieszczeń poza obozem - do esesmańskich garaży i magazynu. Poza tym, za każdego uciekiniera płaciło życiem 10 niewinnych więźniów, naszych kolegów. 

W jaki sposób znaleźliście wyjście z tej sytuacji?

Wpadłem na pomysł wyjścia z obozu, ale trzeba było zorganizować fikcyjne, samodzielne Arbeitskommando. Najmniejsza taka grupa liczyła cztery osoby. Wystarczyło więc dobrać jeszcze dwóch kolegów i mogliśmy uciekać. I to zupełnie legalnie, bo w obozowej dokumentacji wszystko by się zgadzało. Wpadłem na pomysł, że wyjdziemy z obozu jako grupa sprzątających śmieci. Esesman przy bramie zapisze nasze wyjście ze śmieciami, i że po kilku godzinach Kommando zamelduje się u niego z betonowymi płytami. Z tej części zadania mieliśmy się już nie wywiązać. Plan przewidywał, że w tym czasie już od kilku godzin będziemy jechać w esesmańskim samochodzie w esesmańskich mundurach. Do grupy uciekinierów dobraliśmy zaufanych kolegów - Staszka Jastera i Józka Lemparta, zakonnika. 

Jak zrealizowaliście pomysł ucieczki?

W sobotę po południu, 20 czerwca 1942 roku, godz. 14:00 realizujemy ucieczkę. Fikcyjne Kommando z wózkiem ze śmieciami zameldowało się na bramie u esesmana. W sumie, według niego wszystko się zgadzało. Z obozu wychodziło do pracy Kommando. Tego, że było fikcyjne, nie wiedział. Realizacja planu przebiegała gładko. Dotarliśmy do garaży SS, gdzie czekał już zatankowany po korek Steyer 220 z esesmańskimi tablicami. Genek położył rękę na pokrywę silnika i rzekł: „To jedyny samochód, którego jestem pewien na sto procent”. Wkrótce we trójkę, dostaliśmy się do magazynu kilkadziesiąt metrów dalej. Weszliśmy do budynku przez piwniczny otwór, służący do wrzucania koksu do kotłowni. Kilka godzin wcześniej usunąłem jedną ze śrub zabezpieczających właz. Przez kotłownię wbiegliśmy na piętro i zaczęliśmy ubierać się w mundury. W pewnym momencie pod budynek podjechał samochód. Myśleliśmy, że to koniec. Wiedzieliśmy, że to nie Genek, bo on czekał na nasz umówiony sygnał. Mieliśmy do niego zamachać w oknie. To byli Niemcy. Po kilku minutach rozmowy Niemcy wsiedli do samochodu i odjechali. 

Co było dalej?

Daliśmy umówiony znak Genkowi. Steyer 220 zajechał pod magazyn. W tym czasie ja paradowałem już w mundurze esesmana na rampie przed magazynem. Staszek i Józek załadowali do bagażnika plecaki z amunicją. Widział nas Niemiec, który siedział na wieżyczce przy ogrodzeniu obozu. Nie baliśmy się go, bo wiedzieliśmy, że widzi trzech esesmanów i jednego więźnia przy samochodzie. Wsiedliśmy do auta zabierając dwa karabiny, cztery pistolety maszynowe, cztery granaty, pistolet Walther. Bendera przebrany w mundur siadł za kierownicą. Samochód ruszył w kierunku wyjazdu z terenu obozu. Kiedy jechaliśmy, miałem cały czas przygotowaną broń, żeby walnąć sobie w łeb. Nasz plan awaryjny zakładał, że jeżeli gdziekolwiek na terenie obozu coś nam nie wypali, likwidujemy siebie. Wszystko szło dobrze - mijaliśmy esesmanów, którzy nam salutowali – do momentu, gdy zobaczyliśmy szlaban. Byliśmy od niego jakieś 200 metrów. Niemcy nie podnosili szlabanu. Genek zmienił bieg. Do szlabanu było około 100 metrów, szlaban na dole. „Pięćdziesiąt metrów i nic, ani drgnie” – wspomina. „Czterdzieści, to samo. Genek redukuje bieg "na dwójkę". Trzydzieści, i nic. Dwadzieścia, to samo. Zaczynam patrzeć na broń, z której mam sobie strzelić w głowę. I wtedy ktoś wali mnie w kark z całej siły i syczy do ucha: Kazek zrób coś!”. Ja w mundurze oficerskim SS wychyliłem się z auta i rzuciłem w kierunku szlabanu siarczystą wiązankę. Esesman niemal w podskokach pobiegł do korby i podniósł szlaban. 

Wolność…

Po wyjeździe przedzieraliśmy się na wschód, zakładaliśmy, że tam, w Generalnej Guberni będziemy mieli większe szanse na przetrwanie. Wkrótce postanowiliśmy się rozdzielić – ja z Benderą uciekaliśmy dalej na wschód, Józka musieliśmy zostawić na plebanii u księdza, ponieważ zachorował, a Staszek przedzierał się do Warszawy. Odpłaciliśmy się Niemcom za obozowe krzywdy - do końca wojny walczyliśmy w oddziałach Armii Krajowej.

Czy dziś, po kilkudziesięciu latach życia na wolności potrafi Pan zrozumieć to, czym był KL Auschwitz? 

Nikt nie jest w stanie zrozumieć KL Auschwitz-Birkenau. Nawet my, byli więźniowie tego potwornego obozu, nie rozumiemy go do końca, bo to jest zupełnie inny świat. Auschwitz jest czymś więcej niż największa zbrodnia, czymś - czego nie można zrozumieć. Tylko Niemcy - jedyny naród na świecie, który jest w stanie zrealizować tak szalone zbrodnie. Każdy więzień KL Auschwitz-Birkenau inaczej przeżywał ten upiorny obóz. To - inaczej - znaczyło jedną kropelkę w morzu zbrodni. Kropelka, wymieszana z setkami tysięcy innych kropelek - ludzkich istot. Powstało wiele książek pisanych przez byłych więźniów Auschwitz. Każda książka to znowu jakaś jedna, inna kropelka. To nadzieja, wiara i zwątpienie. To miliony ludzkich przeżyć, miliony kropelek, a każda z nich zawierała długą, czasem bardzo długą historię, tragiczną historię. Większość nie widziała niczego poza dymem, nim zostali spaleni. W historii ludzkości zdarzało się szaleńcze, bezmyślne zabijanie człowieka przez człowieka. Lecz zbrodnie niemieckie w czasie II wojny światowej mają niewyobrażalny, nie mieszczący się w umyśle ludzkim, wymiar sięgający samego upiornego dna. Czymś niespotykanym dotąd, fenomenem zbrodni, jest postawa, udział w rzezi, niemieckiej inteligencji. 

Holocaust. Zagłada milionów. Ogrom tragedii. Selekcje do gazu. Codzienne konanie w chlewie lagru, w ciągłym brudzie, upodleniu. Zapach palonych ciał, komory gazowe, krematoria, góry gnijących zwłok, spychaczem wrzucanych do dołów lub na stosy palne, szaleńcza praca i wszechobecny głód, tyfus, biegunka, wszy, Blok Śmierci, Ściana Śmierci i marsz śmierci!

___
Źródło: deon.pl

piątek, 23 kwietnia 2021

Zdradzone zaufanie

Zdradzone zaufanie

Zaufanie. Bez niego nie zbudujesz żadnej trwałej więzi. A jeśli budujesz i zdradzasz to zaufanie? 

pixabay.com/pl/

Ze zdradzonym zaufaniem – podobnie jak ze zdradą, bo boli, sprawia przykrość i w pewnym sensie obniża poczucie naszej wartości. Jeśli więc budujemy relację – czy to miłość czy przyjaźń - w której od początku zaufanie ma znaczenie – dlaczego więc je zdradzamy bądź jesteśmy zdradzani?  

- Brak zaufania zaczyna się od momentu kiedy zostało zburzone, czyli ktoś zdradził nas myślą, słowem bądź uczynkiem. Nic nie jest już takie samo i nigdy nie będzie – jeśli ktoś zadał nam ból – mówi Ewa Guzowska, psycholog, psychoterapeuta, coach.

I sami też już stajemy się innymi ludzi. – Dużo zależy od tego z jaką osobą mamy do czynienia – podkreśla psycholog. Czy więc można spodziewać się tego, że ktoś komu damy drugą szansę, znowu nas oszuka? – Jeśli dla kogoś wartością nadrzędną nie będzie prawda to można się spodziewać tego, że sytuacja się powtórzy, a będzie to tylko kwestia czasu – mówi psycholog. 

Druga szansa to dobra decyzja? – Nie jest najważniejsze to, czego my oczekujemy od tej osoby, ale to jaka ta osoba jest sama w sobie. Jeśli z gruntu jest prawdziwa, uczciwa, a tylko coś wymknęło się spod kontroli to w takiej sytuacji jest szansa na powodzenie.   

Nie ma złych i dobrych, ale negatywne i pozytywne emocje, o których też nie zawsze potrafimy mówić. Jedni może nie potrafią, a inni – nie chcą. Czy jest to zawsze dobre rozważenie, by emocje trzymać w sobie?  Zdaniem psycholog, jeśli osoba przeżywa ból to tak naprawdę tylko ona wie jaka jest skala tego bólu. Czy mówić o nim czy nie – zależy od tego z jaką osobą mamy do czynienia. 

Najbardziej oczywiście boli to, że zostajemy zranieni przez tych, których kochamy najbardziej. Dlaczego? – Wiele spraw dzieje się na poziomie nieświadomym i emocje wymykają się spod kontroli. Im większą mamy świadomość siebie – tym lepsza postawa. Bardzo ważna jest oczywiście rozmowa, ale jeśli jest wzajemne zrozumienie. Jeśli nie ma zrozumienia – często rozmowa nie wystarczy – mówi Ewa Guzowska – psycholog , psychoterapeuta, coach. 

czwartek, 22 kwietnia 2021

[WYWIAD] Siła przyjaźni

[WYWIAD] Siła przyjaźni

Pani Ewo, przyjaźń opiera się m.in. na otwartości, zaufaniu i wzajemnym szacunku. Przyjaźń to specyficzne przyciąganie? 

Przyjaźń pojawia się, choć sami czasami możemy być nią zaskoczeni. Pozytywnie zaskoczeni. Dzieje się tak kiedy chcemy spędzać czas z tą osobą, możemy rozmawiać, możemy milczeć, możemy płakać, możemy śmiać się z tych samych rzeczy… Dla mnie to jak niewidzialna nić - nie widać jej wprost, ale wbrew wszelkim pozorom tworzy silną i trwałą więź, niezależnie ile lat mamy, ile lat się nie widzieliśmy. Po prostu towarzyszy nam poczucie jakbyśmy się nigdy nie rozstawali.  Nie ma blokad, oporów, tajemnic… Uważam, że jeśli doświadczyliśmy takiej przyjaźni to wiemy o czym mowa.

pixabay.com/pl/

Bycie autorytetem to nie tylko bycie przykładem? 

Zdecydowanie bycie autorytetem to znacznie więcej. Można wieść przykładne życie, ale nie jest to tożsame z autorytetem. To pewnego rodzaju uznanie. Mogą tu być pewnie różne składowe np. mądrość, klarowność, autentyczność, uczciwość, moralny kręgosłup – czyli cechy dziś naprawdę wg mnie unikalne...

Jak budować autorytet w przyjaźni? 

W moim odczuciu wchodzimy w relację z tym co mamy, czyli wchodzimy po prostu my - tacy jacy jesteśmy. Oczywiście jeśli relacja narodzi się to mamy wiele szczęścia. Później pozostaje dbanie o tę relację w szczególny sposób. Dla każdego będzie to inny sposób – wnosimy całą swoją osobę w tę relację, więc każdy daje to co ma najlepszego, ponieważ jesteśmy przecież różni.

Przyjaźń to przekonanie, że cokolwiek się nie stanie – nie będę nigdy sama? 

Uważam, że jeśli jesteśmy w przyjaźni z kimś, to już daje nam poczucie, że nie jesteśmy sami, bo przecież ktoś nas świetnie rozumie i czyta nas jak niedokończoną książkę.

To wyjątkowa relacja, wyjątkowa bliskość, i silna więź emocjonalna, ale jak o nią dbać, kiedy dzieli nas wiele kilometrów? 

Zdecydowanie to specyficzna i piękna relacja, kiedy została stworzona to nawet jeśli dzielą nas kilometry, czujemy bliskość i silną więź. Może właśnie na tym polega owa magia trudna do opisania. Coś po prostu jest, nawet jeśli tego nie widać to jest coś pomiędzy nami, owa niewidzialna nić, odczuwalna tylko przez przyjaciółki.

Nie można też zapomnieć o tym, że to właśnie przyjaciele zapewniają nam bezpieczeństwo emocjonalne... W czym się ono przede wszystkim przejawia? 

Bezpieczeństwo w relacji to dla mnie przede wszystkim autentyczność, bez udawania, bez gry, bez pozorów, wszystko to jest w ogóle nie potrzebne. W przyjaźni jesteśmy sobą i to jest istotą rzeczy. 

I oczywiście, nie bez znaczenia jest motywujące działanie przyjaźni. Dlaczego jest tak ważne?

Przyjaźń łączy, spala, daje uczucie czegoś większego, pięknego i prawdziwego. Często też popycha do działania do wspaniałych pomysłów, wspaniałych projektów, a może nawet do spełniania pięknych wspólnych marzeń…

Na czym polega niezwykła więź między kobietami? 

Kobiety są emocjonalne, a wiadomo, że nic tak nie wiąże jak wspólnie przeżywane emocje, a dzielona radość to podwójna radość… Poza tym zwykle mamy wiele do powiedzenia, widzimy świat bardziej dogłębnie, zwracamy uwagę na różne szczegóły, których mężczyźni zwykle nie zauważają. A przecież życie składa się w znacznej mierze ze szczegółów…

Kiedy mamy do czynienia ze zdradą emocjonalną? 

Pewnie każdy ma prawo myśleć w różny sposób, ale kiedy zaczynamy myśleć o innej osobie… to już może być zdrada emocjonalna i zwykle jest…

Da się ulepszyć przyjaźń? 

Uważam, że jak coś jest piękne samo w sobie to nie potrzebuje ulepszeń.  Zwykle ulepszamy to, co jakoś nie działa, a pomimo ulepszeń i tak dalej nie działa… Życzę Wszystkim pięknych przyjaźni - takich na większość życia… To naprawdę coś cudownego.

środa, 21 kwietnia 2021

Okna Życia

Okna Życia

Wczoraj przechodziłam ul. Hożą, przy której znajduje się Okno Życia. Mali ludzie trafiają pod opiekę sióstr franciszkanek Rodziny Maryi 👶🍼 Kilka lat temu przygotowałam artykuł o Oknach Życia, który publikuję... Czym właściwie jest „Okno Życia”? Jest to miejsce, w którym matka może pozostawić anonimowo swoje nowo narodzone dziecko bez narażania jego życia i zdrowia. Okna życia są ogrzewane i zaopatrzone w dzwonek – czytamy na stronie caritas.pl 

pixabay.com/pl/ 

Okno otwiera się od zewnątrz. Jest w nim – oprócz ogrzewania – wentylacja i łóżeczko, do w którym trzeba postawić zostawia się małego przybysza. Po dwóch minutach włącza się alarm, który informuje opiekunów Okna Życia, że mają nowego mieszkańca. Dwie minuty pozwalają też matce na anonimowość – dzwonek nie włącza się natychmiast po otwarciu Okna.  

Co się dzieje z dzieckiem, które zostaje oddane do Okna Życia? 

Dziecko zostaje przewiezione do szpitala na badania. Następnie osoby, które odpowiedzialne są za Okno Życia informują o sytuacji ośrodek adopcyjny, który informację przekazuje do sądu – występuje z dwiema prośbami: o wydanie postanowienia w sprawie zarządzeń opiekuńczych dotyczących dziecka, oraz z drugą prośbą – o nadanie dziecku tożsamości. Następnie sąd wydaje decyzję o umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej typu pogotowia rodzinnego. Jednak to nie wszystko. Do domu zakonnego czy Domu Samotnej Matki (miejsc, w których funkcjonuje Okno Życia) przyjeżdża również Policja – funkcjonariusze mają za zadanie zebrać informacje na wypadek, gdyby okazało się, że ktoś odebrał noworodka matce w połogu wbrew jej woli. 

Zaczęło się w Niemczech...  

Warto też przypomnieć, że pierwsze Okno Życia powstało w 1999 roku, w Niemczech. Założycielką była Gabriele Stangl – niemiecka pastorka. Okno Życia, które założyła było odpowiedzią na dramatyczne wyznanie kobiety, która urodziła dziecko poczęte przez gwałt. Okna Życia funkcjonują także poza naszym krajem i Niemcami. Są m.in. w Czechach, we Włoszech, Rosji, Szwajcarii, Belgii, na Litwie i Słowacji. 

A u nas...  

Pierwsze Okno Życia w naszym kraju zostało otwarte przez Caritas Archidiecezji Krakowskiej,  w 2006 roku. Okno to znajduje się w Domu Samotnej Matki przy ul. Przybyszewskiego 39. - To okno jest nauczycielem naszego społeczeństwa, aby budować w Polsce cywilizację życia. Życie jest największą wartością i trzeba je bronić od chwili poczęcia, aż do naturalnej śmierci – mówił kard. Stanisław Dziwisz w czasie uroczystości przed pierwszym w Polsce Oknem Życia (Źródło: polskiedadio.pl).  

Pozostawienie czy porzucenie dziecka w Oknie Życia nie jest traktowane jako przestępstwo. Każde dzieciątko w Oknie Życia to tragiczna decyzja matki. Dzięki Okienkom Życia – setki dzieci na świecie - żyje. 

___
Źródło: magazynfamilia.pl 

wtorek, 20 kwietnia 2021

Daj się zaskoczyć

Daj się zaskoczyć

Życie pisze różne scenariusze... mamy plany na tę najbliższą przyszłość i tę trochę dalszą, ale doskonale wiemy, że mimo planów i zaangażowania - wszystko może się zmienić. Wiem, wiem, że zmiana to jedyna pewna rzecz w naszym życiu 😊 ale jednak mimo wszystko pojawia się rozczarowanie: ktoś coś nam obiecał, ale po kilku dniach zmienił zdanie i nie dotrzymał obietnicy... Cóż, bywa... Myślę, że przykłady można mnożyć. Dlatego tak właśnie ważne jest by otaczać się dobrymi i mądrymi ludźmi, którzy nie rzucają słów na wiatr.  Życie jest piękne, dlatego szkoda tracić czas na niewłaściwych ludzi... 



poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Twoje życie...

Twoje życie...

 

pixabay.cfom/pl/

Nikt nie założy Twoich butów i nie przejdzie krok po kroku całego Twojego życia. Ty sama masz tę parę od zawsze, to Twój rozmiar i to Ty się w nich nałaziłaś. Ty wiesz gdzie byłaś, ile widziałaś, kto i co dla Ciebie zrobił. Ty pamiętasz słowa, które odmieniły Twoje życie i Ty pamiętasz spojrzenia, które przyspieszyły bicie Twojego serca. Nikt inny tego nie widział, nikt inny nie zrozumie...   

___
Źródło: temysli.pl

niedziela, 18 kwietnia 2021

[WYWIAD] Asertywność to egozim?

[WYWIAD] Asertywność to egozim?

Nie wiem jaki miałabym napisać wstęp do tego wywiadu. Każdy i tak odbierze to w sposób, jaki będzie mu najbliższy, czy po prostu wygodny... Dla jednych asertywność z pewnością będzie oznaczała egozim, a dla drugich... troska o siebie, swoje dobre samopoczucie? Wszystko zależy od tego na jakim etapie życia jesteśmy, czego szukamy i czego oczekujmy.  I w końcu czy uczymy się na własnych błędach... Oddaję głos Ewie Guzowskiej - psycholog, psychoterapeuta, coach 😊 

pixabay.com/pl

Pani Ewo, czym jest asertywność?

Asertywność to z pewna umiejętność życia, która opiera się na wyrażaniu swoich myśli, uczuć i poglądów przy jednoczesnym stawianiu granic, a więc jest to też pewna umiejętność mówienia „nie”, wtedy kiedy na coś nie mamy wewnętrznej zgody. Mimo, że wiele mówi się o asertywności, czasami nie jest to wcale łatwe, ponieważ mówiąc „nie” możemy spotkać się z różną reakcją odbiorcy komunikatu.

Co oznacza być asertywną? 

Bycie osobą asertywną to znaczy bycie i życie w zgodzie z samym sobą. Bycie osobą asertywną oznacza, że nie godzę się na rzeczy, na które nie mam ochoty, dbając o swoje samopoczucie i swój wewnętrzny. Według mnie chodzi o to, by mieć dobry kontakt ze sobą – nie tylko o to by umieć mówić „nie” – dosłownie na wszystko, choć czasami można spotkać się z czymś takim. Takie zachowanie może być przeszkodą w zbudowaniu dobrych relacji, przyjaźni, zdrowych zasad współżycia.

Asertywność zawsze równa się autentyczność? 

Według mnie bycie autentycznym to podstawa, bo inaczej może być trudno rozróżnić, kiedy mówić „nie”,  a kiedy mówić „tak”? Kontakt z samym sobą jest na tyle istotny, że jeśli wtedy kiedy powiemy „nie” – ten komunikat będzie miał istotną celowość. Inaczej możemy spotkać się z czymś takim, że spotykając się z ciągłym „nie” możemy mieć coraz trudniejszy świat do zwyczajnego, normalnego życia… Natura uwielbia równowagę…

Czym charakteryzuje się niezdrowa asertywność? 

Niezdrowa asertywność może być czymś, co może niszczyć relacje, przyjaźnie, bo automatycznie wyklucza jakąkolwiek wymianę między ludźmi. A przecież wymiana jest podstawą więzi międzyludzkich.

Z czego wynika brak asertywności? 

Brak asertywności z pewnością może wynikać z poczucia własnej wartości, a także z naszego wychowania, jeśli w dzieciństwie nasze potrzeby nie były brane pod uwagę… Powodem też może być lęk przed utratą czegoś lub kogoś, ale wtedy warto rozpoznać temat znacznie głębiej. Zachęcam do tego, do przyglądania się z czego to może wynikać – to jest to też wartość sama w sobie…

Jak się jej nauczyć? 

Z pewnością warto rozpoznać w jakich sytuacjach czujemy dyskomfort? Warto zadawać sobie pytanie co spowodowało, że czuję się źle z podjętą decyzją i co wpłynęło, że taką decyzję podjąłem? 

Co sprawia, że jednak trudno nam podjąć działania asertywne? 

Najczęściej trudnością by odważyć się do asertywnego życia jest lęk przed odrzuceniem, sprawieniem komuś przykrości, a może utraty czegoś lub kogoś. Warto się zastanowić czy jeśli boimy się coś lub kogoś stracić, czy to jest autentyczne – czy po prostu – ktoś nie ma szacunku do naszych granic…

Asertywność to szuka i jednocześnie szansa na szczęśliwe życie? 

Z pewnością tak. Jest to szansa na szczęśliwe życie, gdzie moje granice jak również inne - będą szanowane. Życzę Wszystkim by przede wszystkim takie relacje rozwijali. 

___
Źródło: rosnijwsile.pl 

sobota, 17 kwietnia 2021

Kiedy mówisz...

Kiedy mówisz...
pixabay.com/pl/

Nie płacz w liście
Nie pisz że los ciebie kopnął 
Nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno

Odetchjij popatrz 
Spadają z obłoków
Małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia 
A od zwykłych rzeczy naucz się spokoju 
I zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz

- Ks. Jan Twardowski 







piątek, 16 kwietnia 2021

Urodziny Papa Emerito

Urodziny Papa Emerito

Kilkanaście lat temu podczas Audiencji Generalnej Papież Benedykt był tak blisko... Do dziś pamiętam moment kiedy *spotkały się* nasze spojrzenia... To są takie piękne momenty, które na zawsze zostają w pamięci - bez względu na to ile minęło czasu... Ojciec Święty Benedykt jest mi bliski, jest bliski mojej rodzinie... W dzień urodzin Papa Emerito przypominam wywiad - został opublikowany 17 kwietnia 2018 roku. Każde spotkanie z Księdzem Arcybiskupem Mieczysławem Mokrzyckim to niesamowita dawka energii. I każdy, kto chociaż chwilkę spędził z Ks. Arcybiskupem nie ma z pewnością żadnych wątpliwości dlaczego najpierw Ojciec Święty Jan Paweł II, a później Papa Emerito wybrali właśnie Ks. Mokrzyckiego na swojego osobistego sekretarza... W urodziny papieża Benedykta przypominam wywiad o współpracy i życiu blisko papieża 😎 

Internet

Kiedy Ksiądz Arcybiskup widział się z Benedyktem XVI?

Niestety, w ostatnim czasie miałem dużo zajęć, a nie było szczególnie okazji, aby jechać do Rzymu, więc ostatni raz widziałem się z papieżem seniorem w maju 2017 r. Miałem wtedy okazję być u niego na obiedzie. Wcześniej ks. Georg Gänswein, pierwszy sekretarz Benedykta XVI, udzielił wywiadu, w którym powiedział, że Ojciec Święty powoli gaśnie jak świeca. A wcale tak nie było, bo widziałem go w dobrej formie, jak zawsze był pogodny. Rzeczywiście widać zewnętrznie, że powoli się starzeje, ale jest bardzo sprawy umysłowo. Jak zwykle cieszył się z moich odwiedzin.
 
Czy Ksiądz Arcybiskup koresponduje z papieżem seniorem?

Na święta Bożego Narodzenia otrzymałem piękne życzenia napisane własnoręcznie przez Ojca Świętego, że pamięta o mnie, modli się i przesyła pozdrowienia i błogosławieństwo dla wszystkich kolędników, którzy przychodzą do domu arcybiskupa. W tym roku było to ok. 1350 dzieci. Pisałem i mówiłem Ojcu Świętemu o naszej nowej inicjatywie. Na kolędowanie z arcybiskupem przyjeżdżają dzieci z parafii rzymskokatolickich ze Lwowa i okolic. W tym roku było to trzecie wspólne kolędowanie.
 
Pamięta Ksiądz Arcybiskup pierwsze spotkanie z kard. Ratzingerem?

Jako student w Rzymie miałem niekiedy okazję kardynała tylko pozdrowić – często przechodził ulicami miasta czy placem św. Piotra. Dopiero w późniejszym czasie, kiedy byłem już sekretarzem Jana Pawła II, miałem możliwość spotykać kard. Ratzingera każdego tygodnia, w piątek. Przychodził wtedy jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary na audiencję od godz. 18 do 19.30. Zawsze był to skromny człowiek, bardzo pokorny, życzliwy, dobry i kulturalny.
 
Wyróżniał się czymś szczególnym?

Kardynał Ratzinger, zwłaszcza w czasie przed świętami Bożego Narodzenia, nieco wyróżniał się za sprawą wieńca adwentowego, który przynosił Ojcu Świętemu. Wieniec adwentowy z czterema świecami jest wpisany w tradycję niemiecką. Zawsze miałem możliwość wprowadzania kardynała na audiencję, a później towarzyszyłem mu w drodze powrotnej. Kardynał Ratzinger zawsze był kontaktowy, ale jednocześnie uderzała mnie u niego skromność, prostota, delikatność i wrażliwość.
 
Kontaktowy, ale pewnie tylko dla najbliższych?

Był raczej człowiekiem nieśmiałym. Na początku pontyfikatu było mu bardzo ciężko. Być może nie miał tego daru jak Jan Paweł II, który jednak talent aktorski miał wrodzony. Benedykt nie miał tej łatwości nawiązania kontaktu z ludźmi. Był może bardziej naukowcem, ale jako wykładowca, profesor – z pewnością miał dar nawiązywania relacji ze swoimi studentami. Później funkcja, posługa w roli Piotra, która zwłaszcza na początku bardziej go onieśmielała, z czasem sprawiła, że Benedykt XVI zaczął się stopniowo otwierać – zwłaszcza po pielgrzymce w Krakowie.
 
Duża była zmiana w zachowaniu „z kardynała na papieża”?

Nie było zmiany. Na początku Ojciec Święty starał się trzymać dystans, ale z czasem rola papieża niejako zmuszała Benedykta XVI do otwierania się, przekraczania pewnych barier, granic. Musiał to przełamać, a było widać, że przychodzi mu to z wielką łatwością. Umiał nawiązać kontakt z dziećmi, młodzieżą i osobami starszymi.
 
Kiedy jest się w pobliżu Benedykta XVI, widać, że jest to człowiek dobry, ciepły...

Swoją osobowością i zewnętrzną postawą nie budzi jakiegoś dystansu, ale może jeszcze bardziej niż Jan Paweł II był kontaktowy, bardziej patrzył w oczy, bardziej się uśmiechał. I jakby bardziej – tak zewnętrznie – nawiązywał dialog. Można powiedzieć, że Jan Paweł II był zewnętrznie surowy. U Benedykta była większa bezpośredniość.

Jak to było z pracą dla Benedykta XVI? Zanim Ksiądz Arcybiskup poznał jego decyzję, był Ksiądz już spakowany i gotowy do opuszczenia Rzymu?

Nie myślałem o pakowaniu, ale w tamtych dniach – po śmierci, po pogrzebie Jana Pawła II – starałem się być blisko niego poprzez modlitwę, przez przyjmowanie gości i przyjaciół papieża. Później w pakowaniu pomagali mi moi księża z archidiecezji, którzy studiowali w Rzymie. Przeprowadzką jako taką nie musiałem się już martwić.
 
Walizki spakowane i wezwanie do Sekretariatu Stanu?

Po pogrzebie zostałem wezwany do Sekretariatu Stanu. Abp Leonardo Sandri powiedział, że jestem dalej pracownikiem Kurii Rzymskiej i prosił, abym wybrał sobie pomieszczenie na swoje biuro, a jednocześnie pozwolił mi wziąć urlopu tyle, ile potrzebuję. Po konklawe, po inauguracji nowego papieża miałem razem ze swoim kardynałem [Marianem Jaworskim – przyp. red.] powrócić na Ukrainę, aby wziąć urlop wypoczynkowy. Już miałem bilet. Tymczasem kard. Stanisław Dziwisz, który był dalej prefektem aggiunto, przekazał mi informację, że mam się skontaktować z sekretarzem nowego papieża. Odwołałem wylot i następnego dnia skontaktowałem się z ks. Gänsweinem. Przekazał mi wiadomość, abym pozostał na funkcji drugiego sekretarza. Po dwóch tygodniach powróciłem do pracy.
 
Było to duże zaskoczenie?

W tradycji pontyfikatu było tak, że drugi sekretarz zostawał na stanowisku. Wynikało to z pewnego rodzaju kontynuacji, aby też łatwiej było wprowadzić pierwszego sekretarza w organizację, sprawy związane z funkcjonowaniem domu, porządku. Dla mnie było to zaskoczenie i wielka radość, że mogę być u boku następnego papieża, który nie był mi obcy, a który mnie jakoś też znał.
 
Dni Jana Pawła II i Benedykta XVI różniły się od siebie?

Były bardzo podobne, chociaż różniły się pewnym stylem. Benedykt nie zapraszał już codziennie gości na Mszę Świętą, na posiłki prywatne. Wszystkie audiencje oficjalne, spotkania wyglądały podobnie. Z kolei Jan Paweł II nie wychodził do ogrodu na spacer, tylko korzystał z tarasu, natomiast z Benedyktem każdego dnia po południu wyjeżdżaliśmy na spacer do Ogrodów Watykańskich.
 
O czym rozmawialiście?

Była to chwila dzielenia się wiadomościami, spostrzeżeniami. Później odmawialiśmy wspólnie cząstkę Różańca, a na zakończenie przychodziliśmy do groty Matki Bożej z Lourdes w Ogrodach Watykańskich, i tam było zakończenie modlitwy różańcowej. Następnie samochodem wracaliśmy do Watykanu.
 
Mówiliście po włosku?

Po włosku albo po łacinie.

A co z niemieckim?

Niemiecki był rzadziej używany. Częściej Ojciec Święty – jeśli mnie nie było na spotkaniu – rozmawiał ze swoim pierwszym sekretarzem w języku niemieckim, ale kiedy się pojawiałem – przechodzili na język włoski.
 
Jednak śpiewne „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” zaczerpnął od polskiego sekretarza?

Rzeczywiście, ja mówię tak troszkę śpiewnie, ale Ojciec Święty zawsze miał nagrane na magnetofonie przemówienie w języku polskim, które przygotowywała sekcja polska. I zawsze przed audiencją prosił, abym go wysłuchał i ewentualnie naniósł poprawki. Ojciec Święty również w języku polskim bardzo szybko robił postępy, za co Polacy byli mu bardzo wdzięczni.
 
Benedykt XVI korzystał z pomocy sekretarzy przy pisaniu przemówień, listów?

Tak samo, jak za Jana Pawła II, tak i za Benedykta XVI, sekretarze nie byli w to włączani. Benedykt XVI w większości sam pisał swoje przemówienia, a pisał bardzo drobnym pismem. Jednak oprócz sekretarzy miał również sekretarkę, która przyszła razem z nim z Kongregacji Nauki i Wiary. To s. Brigida przepisywała wszystko na komputerze.
 
Obchodził urodziny czy imieniny?

W Niemczech raczej obchodzi się urodziny. Myśmy świętowali na św. Józefa. Za pontyfikatu Benedykta XVI nie było też Wigilii. Była normalna kolacja, po której szliśmy do salonu pod choinkę, gdzie było pianino. To pianino Ojciec Święty otrzymał od swojego taty na osiemnaste urodziny i jeździł z nim wszędzie. Składaliśmy Ojcu Świętemu życzenia, następnie dzieliliśmy się podarunkami. A później było wspólne kolędowanie. Ojciec Święty przygrywał, a myśmy śpiewali kolędy – w języku włoskim, niemieckim, i ja również po polsku śpiewałem jedną albo dwie kolędy.
 
Spodziewał się Ksiądz Arcybiskup, że będzie abdykacja?

Abdykacja byłam zaskoczeniem dla wszystkich. Z tego, co później się dowiedziałem, nie wszyscy też wsłuchali się w tekst Ojca Świętego, zwłaszcza że był po łacinie. Dopiero niektórzy kardynałowie zorientowali się, że papież mówi o odejściu, rezygnacji. Było to wielkim zaskoczeniem i wywołało pewien niepokój.
 
Jakie uczucia były w Księdzu Arcybiskupie?

Był to wielki cios. Było to niezrozumiałe uczucie, nawet coś więcej jak śmierć. Poczuliśmy się osieroceni, a jednocześnie opuszczeni, jakby zdradzeni, ale była to pierwsza reakcja. Miałem możliwość pojechać [od roku 2008 abp Mokrzycki był już metropolitą lwowskim – przyp. red.] na ostatnią audiencję do Benedykta XVI – aby się z nim pożegnać, po ogólnej audiencji generalnej, w Sali Klementyńskiej. Ojciec Święty żegnał się z najbliższymi współpracownikami, i na to pożegnanie zostałem również zaproszony. Wtedy zorientowałem się, jak Ojciec Święty jest bardzo słaby fizycznie. Kiedy podszedłem do niego i pozdrowiłem go – nie było żadnej reakcji. Dopiero sekretarz stanu, ks. Tarcisio Bertone, powiedział: „Mietek” i wtedy Ojciec Święty uścisnął mnie mocno, i tak pożegnaliśmy się. Myślałem, że było to pożegnanie już na zawsze, że nie będzie już żadnego kontaktu...
 
A jednak – kiedy Rzym, to i obowiązkowo odwiedziny u papa emerito?

Za każdym razem, kiedy jestem w Rzymie, zawsze jestem u Ojca Świętego.

___
Źródło: Tygodnik Idziemy 

czwartek, 15 kwietnia 2021

Miłość jest cierpliwa...

Miłość jest cierpliwa...

Poszłam do świątyni (ale nie do mojej parafii, tylko do sąsiedniej) na wieczorną mszę świętą. Nie wiem dlaczego, ale na początku były śpiewane psalmy... Bardzo lubię tę formę modlitwy 😎 ale byłam zaskoczona, że o 18.00 są właśnie psalmy - nie Eucharystia. Uśmiechnęłam się kiedy usłyszałam *Hymn o Miłości* 💑  Wszyscy oczywiście go znamy... *Miłość jest cierpliwa... nie zazdrości... nie szuka uznania... nie pamięta złego... nie cieszy się z niesprawiedliwości... wszystkiemu wierzy... we wszystkim pokłada nadzieję... nigdy nie ustaje...* 💑 

pixabay.com/pl/

W Piśmie Świętym są odpowiedzi na każdą naszą *dolegliwość*. Czasem wystarczy nie tylko, ale AŻ - się zatrzymać...

Sobie i Wam życzę pięknej miłości - prawdziwej, która nigdy nie ustaje... 💑     

              

środa, 14 kwietnia 2021

Ceramiczny samochód

Ceramiczny samochód

Bardzo bym chciała żeby życie wróciło do normalności... żebyśmy znowu mogli się normalnie spotykać, świętować różne wydarzenia, sukcesy i wyrażać wdzięczność upominkami... Bardzo za tym tęsknię! Mimo, że spotkania i wspólne spędzanie czasu jest bardzo mocno ograniczone - nie przeszkadza to w tym, by jednak wysyłać prezenty tym, których kochamy i którzy są dla nas ważni... 💖 

frasco.pl

Jakiś czas temu odkryłam piękne miejsce w Internecie - FRASCO - salon porcelany. Wśród wielu produktów - spodobał mi się ten piękny, czerwony, ceramiczny samochód. Nic dziwnego, że przyciąga wzrok swoją intensywną barwą. Samochód to produkt z kolekcji Scandic Home Aurora, którą wyróżniają proste, ceramiczne dodatki do wnętrz. Produkty z kolekcji Scandic Home Aurora są propozycją dla tych, którzy kochają prostotę nie tylko we wnętrzach, ale i w życiu - cenią sobie romantyczny nastrój 💑

frasco.pl

Kolekcja Scandic Home marki Goebel to seria produktów w skandynawskim stylu. Znajdują się w niej elementy użytkowe, takie jak porcelanowe kubki, filiżanki z dzbankami i świeczniki. Godne uwagi są także produkty dekoracyjne - porcelanowe figurki oraz akcesoria dekoracyjne dla domu i ogrodu. Wszystkie te produkty charakteryzuje prosta i wyrazista forma, a przede wszystkim jasna i chłodna kolorystyka.

frasco.pl

Produkty z kolekcji Scandic Home Aurora to nie tylko doskonały pomysł na prezent z okazji świąt, ale też pomysł na prezent bez okazji 🎁 dla ukochanego mężczyzny, brata, przyjaciela. 

Zainspiruj się 🚘

___
artykuł sponsorowany 

wtorek, 13 kwietnia 2021

Beauty Queen Pillow

Beauty Queen Pillow

Poduszka zapobiegająca powstawaniu zmarszczek - brzmi ciekawie? Też bardzo byłam ciekawa tej poduszki... chciałam sprawdzić na własnej buzi czy rzeczywiście jest taka dobra jak pozytywne ma komentarze...  Taki trochę ze mnie niewierny Tomasz 😊 

beautyqueenpillow.pl 

💛 Dobre nawyki sprzyjają urodzie 

Gdy regularnie leżysz na policzku, z czasem pojawiają się na nim pionowe zmarszczki, ale jest na to rozwiązanie. Z poduszką Beauty Queen Pillow możesz spać na boku bez obaw o zgniatanie skóry. Policzek zajmuje wolną przestrzeń wyciętą w poduszce, dzięki czemu unikniesz nawykowych zmarszczek sennych. Wtedy sen naprawdę zadziała jak najlepszy kosmetyk. Wymodelowanie dolnej linii poprawia komfort ułożenia głowy w czasie snu, a po złożeniu na pół poduszka będzie wsparciem dla szyi w podróży lub podczas odpoczynku.

archiwum prywatne 

 💟 Korzyści widoczne na twarzy 

👉 śpisz na boku bez zgniatania policzka

👉 zapobiegasz powstawaniu pionowych zmarszczek i bruzd 

👉 masz wsparcie dla szyi w czasie snu

👉 możesz korzystać z poduszki w podróży i podczas relaksu 

👉 dbasz o swoją urodę bez żadnego wysiłku. 

Produkt składa się z bawełnianej poduszki wypełnionej antyalergiczną kulką silikonową oraz poszewki z białego adamaszku (100% satyny bawełnianej). Do uszycia poduszki zostały wykorzystane certyfikowane komponenty: bawełna i nici posiadające Oeco-Tex Standart 100.

___
Źródło: beautyqueenpillow.pl 

poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Inspirujące cytaty

Inspirujące cytaty

🍀 Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go na życie cudzym życiem. Nie dajcie się schwytać w pułapkę dogmatu, która oznacza życie według wskazówek innych ludzi. Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz wewnętrzny głos. I co najważniejsze, miejcie odwagę iść za głosem swojego serca i intuicji - Steve Jobs 

pixabay.com/pl/

🌷 Niesłuszna krytyka to często ukryty komplement - Dale Carnegie 

🍀 Kiedy nie masz nic oprócz wiary, masz wszystko czego potrzebujesz - Regina Brett  

🌷 Życie to nie suma oddechów. Życie to suma momentów, kiedy zapiera ci dech w piersi - Vicki Corona 

🍀 Nie ma sytuacji bez wyjścia. Kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno - Ks. Jan Twardowski 

🌷 Sposobem na zaczęcie jest skończenie mówienia i podjęcie działania - Walt Disney  

🍀 Przyszłość zaczyna się dziś, nie jutro - Jan Paweł II 

🌷 Oto jest test, aby sprawdzić, czy twoja misja na Ziemi się skończyła. Jeżeli żyjesz – nie jest skończona - Richard Bach 

niedziela, 11 kwietnia 2021

[WYWIAD] Miłość i Miłosierdzie

[WYWIAD] Miłość i Miłosierdzie

W Święto Bożego Miłosierdzia - przypominam wywiad sprzed kilku lat, który przeprowadziłam z Kamilą Kamińską - odtwórczynią roli św. S. Faustyny Kowalskiej w filmie *Miłość i Miłosierdzie* 

ZMBM

Pani Kamilo, na co dzień ma Pani wiele obowiązków i zadań. Czy w tym wszystkim ma Pani czas na zatrzymanie się i niejako ucieczkę od świata?

Tak. Doceniam każdą chwilę. 

Gdzie na co dzień szuka Pani spokoju, wycisze nia? 

Jeżeli jestem bardzo zmęczona, wracam do domu, właściwie jednego z trzech, w zależności od miasta, w którym tego dnia pracuję, oraz zwyczajnie padam na twarz. To sytuacja optymistyczna. Uwielbiam spać. Człowiek wyspany - nowy dzień, nowa jakość! Jeśli pojawia się chaos, gorszy nastrój, zastanawiam się najpierw jaka potrzeba nie została spełniona. W tej wielozadaniowości łatwo wpaść w uzależnienie od działania. Zdarza się, że nawet po pracy ciągle „coś jeszcze mam do zrobienia”. I robię. Bo chcę. Ale nie da się wszystkiego. Stop. Zatrzymuję się i słucham tego, co ważne na tu i teraz. Często odpowiedź przychodzi w odpoczynku, nawet zwyczajnym leżeniu, ciszy, oddychaniu, spacerze, obserwowaniu kwitnącej natury, modlitwie. Lub zwyczajnie w spotkaniu z bliskimi, znajomymi, nowymi ludźmi. Staram się zachować jedną rutynę oprócz podstawowych potrzeb,  budzę się i zasypiam z fragmentem Ewangelii na każdy dzień. Wtedy Słowo ‚pracuje’ gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię.

Dziś, kiedy na wszystko brakuje nam czasu, rola św. S. Faustyny była dla Pani pomocą i wbrew pozorom – formą wyciszenia? 

Trochę tak, a trochę też nie. Była i wyciszeniem i zmaganiem. Przygotowania do roli okazały się dla mnie osobiście najważniejsze i niezwykłe. Dużo się we mnie „kotłowało” emocji i myśli. W ciszy dzieje się na prawdę wiele. Serce rośnie, a prawda o nas uderza jak gromem, który budzi do zdejmowania z siebie masek. Mogłam pobyć w klasztorze, pospacerować ścieżkami s. Faustyny, w naturze i w wyobraźni. Czytając Dzienniczek zatrzymywałam się co chwilę, żeby móc „przetrawić” tę nasyconą miłością treść. Ona mnie przenikała. Już na planie mimo pośpiechu został ze mną ten spokój. Zmagałam się czasem z technicznymi sprawami jak na przykład granie na przemian po angielsku i polsku, łączenie innych produkcji, warunki atmosferyczne... choć teraz już mniej o tym pamiętam.

Główna rola była dla Pani zaskoczeniem?

Tak, bo pierwotnie miała ją grać koleżanka. 

Nie miała Pani obaw przed przyjęciem roli?

Nie. Czułam, że tak widocznie ma być. Poza tym św. Faustyna jest niesamowitą postacią. To dla mnie zaszczyt móc ją zagrać. Ta rola to nie tylko wyzwanie aktorskie, ale też możliwość pogłębienia wiedzy i zwiększony przyzwolony czas dla duchowości w moim życiu. 

W jaki sposób przygotowywała się Pani do odegrania roli świętej?

Zaczęłam od najważniejszego. Przeczytałam Dzienniczek. Ta lektura była jedną z mocniejszych w moim życiu. Przychodziłam też do klasztoru na ul. Żytnią, do sióstr Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia, gdzie Faustyna została przyjęta do zakonu, przyglądałam się, a trochę nawet uczestniczyłam w zakonnym życiu. Spędziłam także kilka dni w Ostrówku u sióstr ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego, w Domu św. Faustyny, gdzie przygotowywała się, zbierała posag, by pójść za swoim powołaniem. Bardzo cenne okazały się też wszelkie rozmowy, czytane wspomnienia. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie muszę wszystkiego wiedzieć, doświadczyć, będzie ile będzie, jestem tylko skromnym narzędziem. To było wyzwalające.

Życie zakonne bardzo różniło się od tego, które Pani sobie wyobrażała, a które poznała za murami zgromadzenia?  

Byłam zaskoczona, że jest tak właściwie normalnie… że w tych miejscach jest wiele ciepła i radości, fajnej rozmowy. Wyobrażałam sobie właśnie chyba większe mury… a tam ich wcale nie ma. Przynajmniej symbolicznie.

Co najbardziej Panią fascynowało w życiu zakonnym, jakie Pani poznała? 

Konsekwencja. Spotkałam kobiety, które poszły za głosem Boga, odważyły się pójść za swoim powołaniem i być szczęśliwymi w tej drodze. Fascynuje mnie zaufanie, które zobaczyłam w siostrach, szczególnie w codzienności, w obowiązkach, w radościach i zmaganiach, w spotkaniu. To widać w oczach. 

Jakie relacje były między ekipą a siostrami ze ZMBM? 

Siostry przygotowywały habit, dobierały poszczególne elementy, spędziłyśmy prawie dwie godziny na tych „oczepinach”, dobór welonu, obrączki, tak by wszystko pasowało. Doświadczenie to sprawiło, że od razu inaczej podeszłam do ubioru, bardziej osobiście. Na planie były siostry z innych zgromadzeń. Stworzyły niepowtarzalną atmosferę. Szczególnie pierwszego dnia. Byłyśmy wymieszane, część aktorki, część prawdziwe siostry zakonne. I tak chodziłyśmy tymi dróżkami w ogrodzie po planie. Siostry wniosły światełko, rozmawiały z nami. Ludzie doświadczyli nawrócenia, pierwszego dnia szczególnie kobiety. Co więcej, to trwa.

Było też coś, co zaskoczyło Panią negatywnie? 

Negatywność czasami prowadzi do pozytywu. Na planie zdarzały się momenty nagłych zmian, wywrotów, długie czekanie. Samo to mnie nie zaskakuje, normalna część zawodu, ale przy tej produkcji takich sytuacji było bardzo wiele. Zdjęcia wisiały na włosku, ale koniec końców udawało się. Dziś mogę powiedzieć, że powstanie tego filmu to cud, a Michał Kondrat jest szczęściarzem. Ewidentnie Bóg wiedział co robi. 

Jak wyglądał przykładowy dzień na planie?

Przyjazd na plan, śniadanie, przygotowanie w charakteryzacji i garderobie, tu zdecydowanie dłużej garderoba, z racji kostiumu bardziej wymagającego niż makijaż, k†órego nie ma.Potem realizacja scen, w zależności od miejsca i dnia, klasztor, wnętrze kościoła, studio, konfesjonał, las, dom św. Faustyny, obiad znów realizacja scen i do domu. 

Które sceny były najtrudniejsze?

Scena umierania, ze względu na drżenie powiek, kótre niałatwo było opanować. Sceny w lesie z racji temperatury. Sceny w których mieliśmy zagwostki językowe polsko - angielskie, tak by wiarygodnie oddać język jakim mogli porozumiewać się s. Faustyna i ks. Sopoćko. Choć cieszę się z trudnych rzeczy, bo wtedy wiem, że mam coś w sobie do pokonania, a to rozwija. 

Dzięki roli poznała Pani jeszcze bardziej s. Faustynę? 

Poznałam ją dopiero podczas roli, choć mówić „poznałam” to może być lekkie nadużycie, bo nigdy do końca jej nie poznam. Na pewno praca nad rolą dała mi możliwość zdobycia o niej wiedzy, zbliżenia się. Wcześniej była dla mnie postacią jedną z wielu, dziś mogłybyśmy razem z Heleną popracować w ogrodzie i wymienić się doświadczeniami.

A co Panią najbardziej fascynuje w świętej?  

Fascynuje mnie oddanie z jakim Faustyna zaufała Jezusowi. Od samego początku jak pojechała do klasztoru do Warszawy, mimo wcześniejszej dezaprobaty rodziców, mimo braku środków, przez późniejsze przygotowania, życie zakonne i śmierć. Faustyna realizuje misję przekazania przesłania Miłosierdzia Bożego, które jest dla wszystkich. Bez wyjątku. Dla całego świata. Które było, jest i będzie aktualne. To, że miała do przejścia też swoją drogę do świętości w codzienności, walkę ze słabościami, tylko ją wzmocniło i przygotowywało na przyjmowanie łask. Bóg wiedział jak pomóc w realizacji zadania jej powierzonego, chociażby przez ludzi, których stawiał na jej drodze jak np. ks. Michał Sopoćko. S. Faustyna z prostotą i pokorą potrafiła robić, to co miała do zrobienia. „Nawet jeżeli Kościół będzie sprawiał trudności, działaj w posłuszeństwie i nie poddawaj się” tak miała powiedzieć s. Faustyna do ks. Michała na łożu śmierci, przewidując początkowy opór Kościoła i dając nadzieję na tę podróż swojemu kierownikowi duchowemu. Nie ma tego zdania koniec końców w filmie, ale dla mnie jest ważne, mówi o determinacji do spełnienia misji, o tym, że Miłosierdzie nie jest tylko sprawą kościoła, lecz wszystkich. 

Bierze Pani również udział w różnych rekolekcjach. W czym one pomagają? 

Wyciszyć się. Naładować baterie. Odpocząć od codzienności, przypomnieć sobie o tym co ważne w moim życiu, i o tym co kompletnie nie, a może niepotrzebnie poświęcam temu czas, o tym, że jak czegoś nie zrobię, świat się nie zawali, zadbać o siebie, przecież jestem umiłowanym dzieckiem Boga. 

Nie boi się Pani mówić o Bogu? Wiara nie jest „modna”...  

Niektórzy potrafią zarzucić, że teraz mówienie o wierze jest modne, dlatego się o niej mówi… Mówię, co myślę. Cenię autentyczność. To prawda, że od niedawna mówię o tym publicznie, tym bardziej, że mówienie o Bogu, o wierze, to mówienie o relacji. To jest intymne i nie zawsze komfortowe. Nie wszyscy zrozumieją co mam na myśli, poprzekręcają słowa, wyrwą z kontekstu, ale nie to jest ważne. Wiara rodzi się ze słuchania. Dzieląc się wzajemnie swoimi doświadczeniami możemy rosnąć. Ciekawe są dla mnie także rozmowy z niewierzącymi, czy wyznawcami innych religii. Wciąż poznajemy, nie mamy monopolu na prawdę. Spotkać się w pokoju, z szacunkiem i miłością, to już sukces. 

Jak rozumie Pani miłosierdzie? 

Jako bezgraniczną miłość Boga. Dla wszystkich. Mądrzy ludzie napisali na ten temat wiele książek, mogę mówić tu więcej, ale po co. Lepiej doświadczać. Spróbować się otworzyć, bo każdy jest inny i do każdego przyjdzie inaczej, w zrozumieniu, łasce, buncie, powrocie, w drugim człowieku. Ja chyba tego do końca nie ogarniam.

Modli się Pani do św. S. Faustyny?

Raczej z nią rozmawiam. Przy koronce do Bożego miłosierdzia proszę o wstawiennictwo. 

___
Źródło: Tygodnik Idziemy 
Copyright © 2016 Niedoskonala-ja.pl , Blogger