piątek, 25 stycznia 2019

Halina Frąckowiak: Śpiewanie było mi pisane...

W czasach mojego dzieciństwa święta Bożego Narodzenia były bardzo skromne. Prezenty były praktyczne: piżamka, koszulka. Były też orzechy,  pierniczki i pomarańczki – wspomina z uśmiechem Halina Frąckowiak. 


Zza okna widać Świątynię Opatrzności Bożej. – Mieszkam tutaj od 2014 r. Kiedy się przeprowadziłam, zadzwoniłam aby zaprosić księdza w celu poświęcenia mieszkania, zwłaszcza, że był to czas świat Bożego Narodzenia – mówi piosenkarka.
Chociaż wcześniej przez ponad czterdzieści lat mieszkała w Warszawie na Zaciszu, to na Wilanowie czuje się bardzo dobrze. Jeśli kalendarz pozwala, tutaj odpoczywa i nabiera sił do pracy. – W ciągu dnia brakuje mi czasu, chodzę późno spać, a często czytam do pierwszej w nocy – mówi. Dom na Zaciszu to niekończące się opowieści o mamie, która nie żyje od kilku lat. To wspomnienie wspólnych śniadań, które przedłużały się nawet do godz. 13.00...

🌺 MAKI I KANAPKI

Do dzieciństwa w Poznaniu Halina Frąckowiak również powraca z sentymentem. Dobrze zapamiętała dzień Pierwszej Komunii Świętej. – Całą uroczystość przygotowała mamusia. Widząc moje wielkie przejęcie, niepokoiła się o mnie. Po rodzinnym obiedzie wyszłam na dwór do koleżanek i kolegów i razem graliśmy w piłkę. Pamiętam też, że od taty dostałam zegarek i czerwone maki. Do dziś czerwone maki są dla mnie najważniejszymi kwiatami z dzieciństwa – mówi.

– Mimo, że rodzice się rozwiedli, czułam się „kochaną córeczką tatusia” – opowiada piosenkarka. – Cały ciężar wychowania nas, bo mam jeszcze starszego brata, przyjęła na siebie mamusia. Wstawała wcześnie, by podać nam śniadanie przed wyjściem do pracy. Dostawałam do łóżka zupę mleczną, a później mogłam jeszcze troszkę pospać.
– Czasem zdarzyło się, że mamusia zaspała. Mówiła wtedy: „Halusia, zrób mi jakąś kanapkę, bo nie zdążę”. A ja, z zamkniętymi jeszcze oczami, robiłam tę kanapkę – uśmiecha się Halina Frąckowiak. – Mamusia mówiła: „Chyba kiedyś będziesz bardzo bogata, bo jak ty mi posmarujesz chleb, to widzę przez niego cały Poznań”.

„Tatuś, wróć” – powtarzałam przez wiele lat po tym, jak od nas odszedł. Jak katarynka. Myślę, że tymi słowami sprawiałam mu przykrość i kłopot – mówi. – Mamusia zawsze dbała, abyśmy mieli kontakt z tatą. W kamienicy, w której mieszkaliśmy, mieszkała również siostra taty, więc często się z nim spotykaliśmy – dodaje. – Bardzo silnie byłam związana nie tylko z rodzicami, ale i z rodziną i w dzieciństwie, a także w wieku dojrzałym. 

🌺 SERCE GWIAZDY

Sukcesów na artystycznym koncie piosenkarka ma wiele, ale podkreśla, że nie pieniądze są w życiu najważniejsze. – Nigdy nie były celem, do którego dążyłam. Naturalną sprawą jest to, że za pracę otrzymujemy zapłatę. Tak jak w muzyce celem ma być jakość. Dla mnie bardzo ważne są wartości, czyli prawda, którą przekazuję. Śpiewanie to nie tylko emisja, ale także zewnętrzny wizerunek.

Wystąpiła kilka razy w odważnych kreacjach, np. w słynnej zbroi podczas festiwalu w Opolu w 1970 r. – Co prawda ta metalowa sukienka nie była w pełni zabudowana, ale była piękna – wspomina. – Zobaczyłam w „Vogue’u” modelkę we wspaniałym metalowym stroju. Zachwycona nim poprosiłam panią Barbarę Hoff, która projektowała dla mnie kostiumy sceniczne, ale także prywatne, o podobny kostium do tego, który zobaczyłyśmy w magazynie.

- W naturze kobiety leży to, że chce się pięknie prezentować. Pięknie prezentować oznacza również jej sposób bycia, to jakim mówi językiem. Niekoniecznie aby zostać zauważona musi sztucznie podkreślać urody. 

Karierę rozpoczęła w wieku zaledwie szesnastu lat, w dzień swoich urodzin. Zadebiutowała w 1963 r. na II Festiwalu Młodych Talentów w Poznaniu. Ukończyła również psychologię na Uniwersytecie Warszawskim, ale studia musiały czekać dwadzieścia lat. Spotkała tam wielu dobrych ludzi, nawiązała przyjaźnie.

Koncertowała w kraju i za granicą, zdobywała nagrody. W 1971 r. podjęła decyzję o karierze solowej, a rok później wydała pierwszy solowy krążek „Idę”. Potem były kolejne: „Geira” (1977), „Ogród Luizy” (1981), „Serca gwiazd” (1983), „Halina Frąckowiak” (1987), „Przystanek bez drogowskazu… Garaże gwiazd (2005), „50 piosenek na 50 lat” (2013).

– Na pewno moim przeznaczeniem było śpiewanie. A co jeszcze przede mną? – pyta z uśmiechem, a jest niejako w przededniu nowej płyty. – Mam już materiał przygotowany do płyty, oraz nagrane dwa utwory. Jeden z nich to kompozycja Zbyszka Wodeckiego, którą od niego otrzymałam jakiś czas temu... Do tej muzyki Jacek Cygan napisał słowa, a piosenka nosi tytuł „W Krakowie pada deszcz”.

🌺 WSZYSTKIE MOJE PARAFIE

– Jestem rycerką Maryi Niepokalanej, należę do Wspólnoty św. Szarbela – mówi. – Usłyszałam takie powiedzenie, z którym się zgadzam: Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to i wszystko inne jest na właściwym. Oczywiście ważny jest intelekt, mądrość i wiedza – i dobrze, jak się ją poszerza, ale wielu uczonych u schyłku swojego życia mówiło: „Dalej już tylko Bóg”.

Jest parafianką Świątyni Opatrzności Bożej, to sercem jest związana z kilkoma parafiami. – Jestem bardzo związana sercem z Dominikanami na Służewie. Kilka lat temu w rozmowie z proboszczem o. Witoldem i Piotrem Szarkiem, powstał pomysł realizowania corocznych Zaduszek Artystycznych. W tym roku Zaduszki odbyły się po raz piąty, a wspieraliśmy ofiary handlu ludźmi w Afryce. Ludzie mają otwarte serca i są bardzo hojni. Zaproszenie do wzięcia udziału przyjęli wspaniali artyści, piosenkarze, aktorzy, dziennikarze, muzycy.

Śpiewała również dla Jana Pawła II. – Z okazji dwudziestopięciolecia pontyfikatu byłam w Rzymie. W Watykanie, na uroczystości, która była dla mnie wielkim przeżyciem, miałam zaszczyt śpiewać przed Ojcem Świętym. Z jednej strony było to ćwierćwiecze pontyfikatu, z drugiej – imieniny Karola i wieczór poezji Karola Wojtyły. Każdy z nas, aktorzy i osoby śpiewające, miał do wyboru jakiś wiersz Wojtyły. Wybrałam „Pieśń o Słońcu Niewyczerpanym”. Śpiewałam również „Pannę pszeniczną”, ulubiony utwór Ojca Świętego – a dla mnie jest on Litanią do Najświętszej Maryi Panny. Gdy kard. Wojtyła wyjeżdżał na konklawe do Rzymu, pięknie śpiewali mu ją górale. 

– W 2002 r. nagrałam singiel „Wołanie”, dedykując ten utwór Janowi Pawłowi II i wybrałam się na pielgrzymkę do Krakowa, z płytą, która została wręczona papieżowi – wspomina. W 2006 r. wydała płytę „Przystanek bez drogowskazu”. – Na niej nagrałam „Pieśń o Słońcu Niewyczerpanym”, którą zaśpiewałam z moim synem Filipem.

Razem z synem brali udział w kilku prywatnych audiencjach u Jana Pawła II. Ojcem Filipa jest Józef Szaniawski – ostatni więzień polityczny PRL. – Filip był też ze mną na uroczystości dwudziestopięciolecia pontyfikatu, ale również i w późniejszym czasie, kiedy zapragnęłam pojechać z pielgrzymką do Watykanu. I wówczas także mieliśmy szczęście, że uczestniczyliśmy w audiencji u Ojca Świętego. Za każdym razem było to wielkie przeżycie – wspomina wzruszona.

Jan Paweł II głęboko w swoim sercu miał Maryję. Ja przez całe swoje życie duchowe czuję opiekę Matki Bożej. Ona jest także moją Mamą. Mam poczucie wielkiej łączności Maryi i Jana Pawła II, który też mnie przywoływał, aby wyjść z tego szaleństwa czasowego, koncertów, pracy i oddania muzyce, żeby być bardziej świadomą ducha – mówi. – Poza tym jednak, że go kochamy, nie wolno nam zapomnieć, że zostawił po sobie swoje nauczanie i książki. Ma to szczególną wartość dla młodych ludzi, studentów, którzy wkraczają w dorosłe życie. 

🌺 RADOŚĆ BABCI

Mimo wielu zadań i obowiązków uwielbia spędzać czas ze swoimi wnuczętami: dziesięcioletnim Frankiem i czteroletnią Zosią. – Jestem zapracowaną, ale bardzo kochającą babcią. Kiedy dostaję wiadomość, że jestem potrzebna, jestem z nimi z wielką radością. Kilka dni w grudniu spędziłam fantastyczny czas z Zosią, ale także miałam wielką przyjemność ponieważ uczestniczyłam w zawodach szermierczych, w których brał udział mój wnuczek Franek. Spotkanie kończyło się w świątecznym nastroju.

Halina Frąckowiak powraca jednak z sentymentem do świątecznych wspomnień ze swojego dzieciństwa. – Doskonale pamiętam święta, podczas których zapaliła się choinka. Tato już z nami nie mieszkał, ale przychodził jako Gwiazdor [w Poznaniu prezenty przynosi Gwiazdor – przyp. red.]. Chodził na szczudłach, przez co był bardzo wysoki. Kiedy od świeczki zapaliła się firanka, tato zdjął szczudła i wtedy prawda wyszła na jaw – uśmiecha się Halina Frąckowiak.

___
Źródło: Tygodnik Idziemy  
Fot. Źródło: polskieradio.pl /PAP/ Marcin Kmieciński   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Niedoskonala-ja.pl , Blogger