poniedziałek, 4 czerwca 2018

[WYWIAD] Żeglarz na medal! Mateusz Kusznierewicz!

W 2014 roku przeprowadzilam wywiad z człowiekiem, który bardzo mnie inspiruje 😎 O Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie i Sydney, tytule „Żeglarza roku”, motywacji i zwątpieniu oraz o Fundacji, spotkaniach z młodzieżą i marzeniach rozmawiałam z Mateuszem Kusznierewiczem – złotym i brązowy medalistą olimpijskim, trzykrotnym mistrzem świata i czterokrotnym mistrzem Europy.




Panie Mateuszu, na swoim sportowym koncie ma Pan wiele medali. Z Igrzysk Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku przywiózł Pan złoty krążek – pierwszy taki w historii polskiego żeglarstwa. Taki był cel?

Cel określony wynikowo miałem zupełnie inny. Poniekąd nawoływał do zwycięstwa, ale moim celem było miejsce w pierwszej ósemce. To było duże wyzwanie, ponieważ były to moje pierwsze igrzyska. Nie miałem na swoim koncie tak znaczących wyników i sukcesów na mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy jak jest teraz. Mierzyłem siły na zamiary. Moimi rywalami byli znakomici żeglarze, którzy mieli dużo większy dorobek medalowy niż ja. Wiedziałem jednak, że bardzo dobrze się przygotowałem. Rok przed igrzyskami wyznaczyłem sobie plan przygotowań. Wszystko zagrało po mojej myśli. Wykorzystałem szansę, jaka się nadarzyła. Zakończyło się sukcesem.

W 1999 roku otrzymał Pan tytuł „Żeglarza roku”, który przyznawany jest raz w roku przez Międzynarodową Federację Żeglarską ISAF. Czym było dla Pana to wydarzenie?

Ten tytuł był jakby wisienką na torcie. Było to docenienie moich osiągnięć żeglarskich, nie patrząc tylko na wyniki jednych regat, ale całego sezonu 1999 roku. Co ciekawe – nie zdobyłem wtedy złota mistrzostw świata i mistrzostw Europy. Na dwóch imprezach zdobyłem srebrne medale. Świat żeglarstwa patrzył na mnie w taki sposób, że wśród żeglarzy oceanicznych, olimpijczyków – okazało się, że to ja najbardziej zasłużyłem na ten tytuł. To był jeden z moich większych sukcesów w karierze sportowej. Dwukrotnie wcześniej byłem nominowany do tego tytułu, najpierw w 1996 roku, później – 199. Jak to się mówi – do trzech razy sztuka i to w 1999 roku po nominacji otrzymałem również tę wspaniałą nagrodę.

W 2004 roku został Pan uhonorowany tytułem „Żeglarza wszechczasów”. Zdobył Pan ogromną popularność. Nie przeszkadzało to w codziennym życiu?

Jestem przyzwyczajony. Skupiam swoją uwagę na tym, co mam do zrobienia. Udział w jakichkolwiek konkursach traktuję jako dodatek.

Co Pana motywowało do dalszej pracy?

Mało żyję tym, co do tej pory osiągnąłem. Bardziej żyję tym, co jest teraz, w którym momencie jestem i co mam przed sobą. Za każdym razem, kiedy patrzę w skali roku, czy czterech lat – wyznaczałem sobie jakieś cele. Droga do osiągnięcia tego celu najbardziej mnie pasjonowała. Kiedy budziłem się rano i wiedziałem, że mam przed sobą zadania, naukę, sprawdzenie jakiegoś pomysłu, fajny trening, wyjazd, podróż, regaty czy wypróbowanie nowego żagla – to było dla mnie najważniejsze. Mnie nie trzeba było długo namawiać do intensywnej, długiej i ciężkiej pracy. Miałem radość z tego, co przede mną. Jestem osobą, która jest otwarta na świat. Chętnie poszerzam swoje horyzonty. Wiedziałem, że każdego dnia mogę się czegoś nowego dowiedzieć, co nie zawsze było związane z sukcesem i ze zwycięstwem. Z biegiem lat nauczyłem się, że rożne doświadczenia mnie wzbogacają. Powodują, że jestem lepszym, ciekawszym człowiekiem.

W 2000 roku, po Igrzyskach Olimpijskich w Sydney i czwartym miejscu, przyszedł jakiś kryzys?

Przyszedł moment zwątpienia. Po starcie w Sydney miałem bardzo trudny okres w swoim życiu. W pewnym momencie chciałem to wszystko rzucić i zająć się czymś innym, żeby po raz kolejny nie doświadczać tego typu sytuacji. Moje czwarte miejsce w Sydney wynikało głównie z tego, że źle się przygotowałem do igrzysk. Poleciałem do Australii przetrenowany. Kiedy w 2000 roku, przed wyjazdem do Australii, zdobywałem tytuły mistrza świata i mistrza Europy – to spowodowało, że jechałem jako główny faworyt do zwycięstwa. Nadałem sobie bardzo duże tempo treningu, olbrzymie obciążenia. Czwarte miejsce w gronie trzydziestu najlepszych zawodników na świecie nie było złe, ale nie osiągnąłem swojego celu. Nie zdobyłem kolejnego medalu.

Blisko 21 lat temu zdobył Pan swój pierwszy złoty medal podczas mistrzostw Polski. Co Pan pamięta z tamtego czasu?

To były moje początki. I pierwsze moje regaty na otwartym morzu – we Władysławowie. Było to duże wyzwanie, ponieważ do tego czasu żeglowałem na jeziorach. Wtedy bardziej walczyłem z żywiołem niż ze swoimi przeciwnikami, ale skupiłem się na jak najlepszym starcie.

A wszystko zaczęło się w wieku 9 lat…

To był zbieg okoliczności. Rodzice zachęcali mnie do aktywności sportowej, bo wiedzieli, że mam z tego wiele przyjemności i frajdy. Jeździłem na rowerze, pływałem, chodziłem na zajęcia skoku do wody, gimnastykę, gokarty. W pewnym momencie mama zapytała, czy nie chciałbym pojechać na dwa tygodnie na obóz żeglarski. I tak wszystko się zaczęło. Pojechałem. Spodobało mi się. Poprosiłem, aby rodzice po wakacjach zapisali mnie do klubu. początku była to tylko i wyłącznie zabawa. Dopiero po jakimś czasie zacząłem odnosić pierwsze sukcesy.

W 2007 roku założył Pan swoją Fundację. Skąd zrodził się taki pomysł?

W 1996 roku podjąłem się realizacji pewnej misji. Wiele swojego wolnego czasu poświęcałem na promocję sportu, aktywności – szczególnie wśród dzieci i młodzieży. Chciałem to w pewien sposób usystematyzować, aby wprowadzić pewną organizację. Miałem wokół siebie kilka osób, które były chętne do działania. Najlepszym podmiotem do realizacji takich celów była fundacja, na rzecz której pozyskiwaliśmy środki finansowe, aby móc realizować różne przedsięwzięcia. I od września 2007 roku Fundacja funkcjonuje, realizuje bardzo fajne projekty. To jest moja działalność społeczna. I ten obszar w moim życiu ma duże znaczenie.

Bierze Pan udział w różnych spotkaniach, również z młodzieżą. Co podczas takich spotkań chce Pan przekazać?

Pomysł na życie. Pomysł na ciekawe rozwiązania. Chcę szczególnie młodzież zachęcić, aby poszerzała swoje horyzonty. Zachęcam ich do zrozumienia świadomości swojej wartości, ale też do wypracowywania różnych wartości, które są ważne w życiu. Zachęcam ich do wyznaczania sobie celów. W trakcie spotkania opowiadam im moje historie olimpijskie. Moja droga sportowa nie jest usłana tylko sukcesami, ale również momentami, w których nie było łatwo, kiedy popełniałem błędy. W jaki sposób wyciągałem wnioski, jak starałem się nie popełniać dwa razy tego samego błędu. Opowiadam im o podróżach, o spotkaniu rekina, pływaniu wśród delfinów. Zachęcam młodzież do spojrzenia na świat w nieco inny sposób i zainspirowania ich do działania.

Ma Pan w ogóle czas wolny?

Dobre pytanie. Tak… Staram się mieć czas dla siebie, przede wszystkim dla moich najbliższych, dla rodziny. Każdego dnia – rano, popołudniu, wieczorem – wyłączam na jakiś czas telefon, nie odbieram maili, nie mam spotkań. Jestem wtedy z moimi najbliższymi. I raz w tygodniu umawiam się sam ze sobą po to, aby się zastanowić, czy to co robię ma sens, czy to ma dobry wpływ na mnie, na moich najbliższych, na osoby, z którymi współpracuję. To spotkanie sam ze sobą ma wpływ na uporządkowanie mojego wewnętrznego spokoju, harmonii.

Co jest dla Pana ważne w życiu?

Bardzo ważna jest harmonia. To jest balans pomiędzy ciałem, umysłem, sercem, duszą. Wszystko, co robię. Wszystko, co mnie dotyczy – z kim rozmawiam, z kim się spotykam, z kim przeżywam różne emocje – chcę, żeby to było ułożone w fajną harmonię. Żeby to było spójne z moją naturą, z moimi przyzwyczajeniami i potrzebami. Staram się nie zmuszać do niczego. W momencie, kiedy coś jest niesamowicie kuszące i wydawałoby się, że muszę coś takiego zrobić, nie zawsze jest to prawidłowe. Kolejną rzeczą, która jest dla mnie ważna – aby być dobrym człowiekiem. Zwracać uwagę na szacunek, lojalność.

Ma Pan jeszcze jakieś niespełnione marzenia?

Kilka mam. Bardzo lubię podróżować, poznawać świat. Nie byłem jeszcze w dalekiej Japonii. Za mało chodziłem po górach. Góry dają mi bardzo dużo pozytywnej energii.

Jakie plany na przyszłość?

Zakończyłem już karierę olimpijczyka i do Rio de Janeiro się nie wybieram, ale będę dalej żeglował. Moje plany są związane z regatami morskimi, oceanicznymi. Na pewno więcej czasu będę starał się spędzać z rodziną. Mam wspaniałą rodzinkę, trzyletnią córeczkę i półrocznego synka. Widzę jak dużo radości im sprawia, kiedy jesteśmy razem. To jak one chłoną świat, jak się uczą, jakie wartości w nich budujemy, jaki świat pokazujemy. To ma olbrzymie znaczenie i jest dla mnie najważniejsze.

___
Źródło: sporteuro.pl 
Fot.: redbull.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Niedoskonala-ja.pl , Blogger